„Oddaj mi oszczędności, a mieszkanie przepiszę na twoją córkę” – historia o tym, jak jedna propozycja rozbiła moją rodzinę
– Ivett, musimy porozmawiać – głos teściowej przeszył ciszę w kuchni jak nóż. Siedziała naprzeciwko mnie, z filiżanką herbaty w dłoni, a jej spojrzenie nie pozostawiało złudzeń: to nie będzie zwykła rozmowa.
– Oczywiście, pani Zofio – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie głosu. Mój mąż, Tomek, siedział obok mnie, nerwowo bawiąc się obrączką. W powietrzu wisiało napięcie, które czułam aż w kościach.
– Wiesz, że bardzo kocham moją wnuczkę – zaczęła teściowa, a ja już wiedziałam, że zaraz padnie coś, czego nie będę chciała usłyszeć. – I chcę dla niej jak najlepiej. Dlatego pomyślałam… – zawiesiła głos i spojrzała na mnie z tym swoim fałszywie ciepłym uśmiechem – …że mogłabym przepisać mieszkanie na jej nazwisko. Ale jest jeden warunek.
Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam. Ale nie. Zofia kontynuowała:
– Oddacie mi swoje oszczędności. Wszystko, co macie odłożone. Wtedy mieszkanie będzie należało do waszej córeczki.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Spojrzałam na Tomka, ale on tylko spuścił wzrok. W głowie kłębiły mi się myśli: czy ona naprawdę to powiedziała? Czy to jakiś żart? Przecież to nasze pieniądze – odkładane przez lata wyrzeczeń, nadgodzin i rezygnacji z własnych marzeń.
– Pani Zofio… – zaczęłam niepewnie – …to bardzo poważna decyzja. Musimy to przemyśleć.
– Nie ma co myśleć! – przerwała mi ostro. – To dla dobra dziecka! Chyba nie chcecie, żeby kiedyś zostało bez dachu nad głową?
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Tomek leżał obok mnie sztywno jak deska.
– Co o tym myślisz? – zapytałam szeptem.
– Mama zawsze wie lepiej… – wymamrotał. – Może to dobry pomysł?
Poczułam się zdradzona. Czy naprawdę miałby oddać wszystko, co razem zbudowaliśmy? Czy jego matka zawsze będzie miała nad nami władzę?
Następne dni były koszmarem. W pracy nie mogłam się skupić – szefowa już drugi raz zwróciła mi uwagę na spóźnienia i roztargnienie. W domu czułam się jak intruz. Zofia coraz częściej zaglądała do nas bez zapowiedzi, komentując wszystko: od obiadu po sposób wychowywania naszej córki, Julki.
Pewnego popołudnia usłyszałam rozmowę Tomka z matką przez telefon:
– Mamo, Ivett się waha… Nie wiem, czy ją przekonam… Tak, wiem, że to dla Julki… Tak, oddamy wszystko…
Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę jestem tylko przeszkodą w ich planach? Czy moje zdanie nic nie znaczy?
Wieczorem wybuchłam:
– Tomek! Czy ty słyszysz siebie? Chcesz oddać wszystko twojej matce? A jeśli ona nas oszuka? Jeśli mieszkanie nigdy nie będzie Julki?
– Przestań dramatyzować! – krzyknął. – Mama chce dobrze! Ty zawsze wszystko komplikujesz!
Zamknęłam się w łazience i płakałam długo. Przypomniały mi się wszystkie sytuacje, gdy musiałam ustępować: święta u teściowej zamiast u moich rodziców, decyzje o wakacjach, nawet wybór imienia dla córki.
W pracy sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Szefowa wezwała mnie na rozmowę:
– Ivett, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś sumienna, a teraz… Jeśli coś się nie zmieni, będę musiała cię zwolnić.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Zofia oczywiście była już u nas.
– No i co postanowiliście? – zapytała bezceremonialnie.
– Jeszcze nie wiemy – odpowiedziałam chłodno.
– Nie macie czasu! Ja też mam swoje plany! – rzuciła z wyrzutem.
Nagle poczułam bunt. Dlaczego mam być zawsze tą „grzeczną synową”? Dlaczego mam poświęcać swoje bezpieczeństwo dla czyichś obietnic?
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.
– Nie zgodzę się na to – powiedziałam stanowczo. – Jeśli chcesz oddać swoje pieniądze matce, proszę bardzo. Ale ja swoich nie dam.
Tomek patrzył na mnie długo.
– Myślałem, że jesteśmy rodziną… – wyszeptał.
– Jesteśmy. Ale rodzina to nie jest ślepe posłuszeństwo jednej osobie.
Następne dni były pełne cichych dni i napięcia. Zofia obraziła się śmiertelnie i przestała przychodzić. Tomek zamknął się w sobie. Julka pytała: „Mamo, dlaczego tata jest smutny?”
W pracy zaczęło mi iść lepiej – paradoksalnie to właśnie tam znalazłam wsparcie u koleżanek. Jedna z nich powiedziała:
– Ivett, musisz walczyć o siebie. Inaczej zawsze będziesz żyć cudzym życiem.
Po miesiącu Tomek przyszedł do mnie wieczorem:
– Przepraszam. Chyba miałem klapki na oczach… Mama mną manipuluje od lat. Ale boję się ją stracić.
Objęłam go i płakaliśmy razem długo. Wiedziałam już jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu decydować za mnie.
Dziś patrzę na Julkę i myślę: czy kiedyś ona też stanie przed takim wyborem? Czy będę umiała ją wspierać, a nie narzucać jej własnych lęków?
Czy naprawdę rodzina powinna być miejscem walki o władzę i kontrolę? A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie być szczęśliwym na własnych warunkach?