Obca we własnym domu: Historia Anny z Krakowa

— Mamo, dziś przyprowadzę moją dziewczynę. Chciałbym, żebyście się poznali. Marzyłem o tym od dawna, ale jakoś nie wychodziło. Jej córka jest teraz u babci, więc dziś to idealny dzień — powiedział Jakub, stając w progu kuchni. Trzymał w ręku kubek z niedopitą kawą, a ja poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło.

Jakub ma dopiero dwadzieścia dwa lata. Wciąż widzę w nim chłopca, który biegał po naszym ogrodzie z rozbitymi kolanami, a teraz… teraz stoi przede mną mężczyzna, który chce wprowadzić do naszego życia kogoś zupełnie obcego. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie kłębiły mi się pytania: Kim ona jest? Dlaczego nic mi nie powiedział wcześniej? Czy to naprawdę musi się dziać tak nagle?

— Dobrze, Jakubie — odpowiedziałam w końcu, starając się ukryć drżenie w głosie. — O której mam się spodziewać gości?

— O osiemnastej. Mamo, proszę… postaraj się być miła. To dla mnie ważne — dodał cicho, patrząc na mnie z nadzieją.

Kiedy wyszedł, zostałam sama w kuchni. Przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w oknie. Zmarszczki wokół oczu wydawały się dziś głębsze niż zwykle. Pomyślałam o Marku, moim mężu, który zmarł pięć lat temu. Zawsze powtarzał, że dom to miejsce, gdzie wszyscy czują się bezpiecznie. A ja? Ja czułam się jak intruz we własnych czterech ścianach.

Przez cały dzień chodziłam jak struta. Próbowałam zająć się czymś konkretnym — upiekłam szarlotkę, posprzątałam salon, nawet podlałam kwiaty na tarasie, choć padał deszcz. W głowie miałam tylko jedno: Jakub przyprowadzi kobietę z dzieckiem. Czy to znaczy, że już nie jestem mu potrzebna? Że ktoś inny zajmie moje miejsce?

O osiemnastej punktualnie zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam młodą kobietę o jasnych włosach i niebieskich oczach. Uśmiechnęła się nieśmiało.

— Dobry wieczór, pani Anno. Jestem Marta — przedstawiła się, ściskając moją dłoń. Za nią stała dziewczynka, może pięcioletnia, trzymająca się kurczowo spódnicy matki.

— Witajcie — powiedziałam chłodno, choć starałam się być uprzejma. — Wejdźcie, proszę.

Jakub był wyraźnie spięty. Cały czas zerkał na mnie, jakby bał się, że zaraz wybuchnę. Kolacja przebiegała w napięciu. Marta opowiadała o swojej pracy w przedszkolu, o tym, jak trudno być samotną matką w Krakowie. Jej córka, Zosia, milczała przez większość czasu, bawiąc się łyżką.

— Mamo, Marta jest dla mnie bardzo ważna — powiedział nagle Jakub, przerywając niezręczną ciszę. — Chciałbym, żebyście się polubiły.

Poczułam ukłucie zazdrości. Przecież to ja byłam zawsze najważniejsza w jego życiu. Teraz miałam dzielić go z kimś innym? Z kimś, kto już ma dziecko?

— Rozumiem — odpowiedziałam cicho. — Ale to wszystko jest dla mnie nowe. Potrzebuję czasu.

Marta spojrzała na mnie ze współczuciem.

— Wiem, że to trudne — powiedziała łagodnie. — Ale nie chcę nikomu zabierać miejsca. Chciałabym tylko… żebyśmy mogli spróbować być rodziną.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Rodzina? Przecież nasza rodzina już nie istnieje. Marek odszedł, a Jakub dorastał szybciej niż byłam gotowa zaakceptować.

Po kolacji Jakub i Marta poszli do jego pokoju. Zosia została ze mną w salonie. Patrzyła na mnie dużymi oczami.

— Czy pani jest babcią? — zapytała nagle.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

— Nie wiem… może kiedyś — wymamrotałam.

Zosia uśmiechnęła się i wróciła do rysowania kredkami na kartce papieru.

Kiedy wszyscy wyszli, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się zdradzona przez własnego syna, choć wiedziałam, że to egoistyczne. Przecież miał prawo do szczęścia. Ale czy ja nie miałam prawa do swojego miejsca? Do bycia ważną?

Następne tygodnie były jeszcze trudniejsze. Jakub coraz częściej spędzał czas z Martą i Zosią. Wracał późno, czasem w ogóle nie wracał na noc. W domu było cicho i pusto. Próbowałam zająć się czymkolwiek — zapisałam się na jogę, zaczęłam czytać książki, których nigdy nie miałam czasu przeczytać. Ale samotność była jak cień, który nie chciał mnie opuścić.

Pewnego wieczoru Jakub wrócił wcześniej niż zwykle.

— Mamo, musimy porozmawiać — powiedział poważnie.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.

— Marta i ja… chcemy razem zamieszkać. Zosia też będzie z nami. Myśleliśmy o wynajęciu mieszkania, ale… czy moglibyśmy zostać tu? Przynajmniej na jakiś czas?

Poczułam, jak świat wali mi się na głowę.

— To już nie jest mój dom — wyszeptałam. — To miejsce dla waszej nowej rodziny.

Jakub spojrzał na mnie z bólem.

— Mamo, nigdy nie przestaniesz być moją rodziną. Ale musisz pozwolić mi dorosnąć.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o wszystkim, co straciłam i o tym, co jeszcze mogę zyskać. Czy potrafię zaakceptować Martę i Zosię? Czy mogę być częścią ich życia, nie tracąc siebie?

Czasem zastanawiam się, czy dom to miejsce, czy ludzie, którzy go tworzą. Czy można być szczęśliwym, jeśli trzeba dzielić swoje serce z kimś nowym? Może powinnam spróbować otworzyć się na tę nową rodzinę… Ale czy naprawdę jestem na to gotowa?