Moja żona doprowadza mnie do szału, a teściowa jest moją jedyną nadzieją – czy to możliwe, że tylko ona mnie rozumie?

— Znowu nie wyniosłeś śmieci! — krzyknęła Ania, trzaskając drzwiami kuchennymi. Jej głos odbił się echem w mojej głowie, jakby był sygnałem alarmowym. Stałem przy zlewie, z gąbką w ręku, próbując zebrać myśli. To już trzeci raz w tym tygodniu. Ostatnio wszystko jest powodem do kłótni: śmieci, zakupy, nawet to, jak oddycham.

Jeszcze rok temu byliśmy szczęśliwi. Śmialiśmy się z byle czego, wieczorami oglądaliśmy filmy przy lampce wina. Teraz czuję się jak intruz we własnym domu. Ania jest wiecznie rozdrażniona, zamknięta w sobie. Próbowałem z nią rozmawiać, ale każda próba kończy się awanturą.

— Aniu, co się z nami dzieje? — zapytałem pewnego wieczoru, gdy siedziała na kanapie z telefonem w ręku.

— Nic się nie dzieje! — odburknęła, nawet na mnie nie patrząc. — Po prostu jestem zmęczona.

Ale ja widziałem więcej. Widziałem łzy w jej oczach, gdy myślała, że nie patrzę. Widziałem, jak coraz częściej wychodzi z domu bez słowa i wraca późno. Zacząłem podejrzewać najgorsze.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa, pani Halina. Zawsze była stanowcza i konkretna, ale tego dnia jej głos był ciepły i troskliwy.

— Michałku, czy wszystko u was w porządku? — zapytała bez ogródek.

Zawahałem się. Przez chwilę chciałem powiedzieć: „Tak, wszystko dobrze”, ale coś we mnie pękło.

— Nie wiem już, co robić… — wyszeptałem. — Ania jest inna. Nie poznaję jej.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem usłyszałem westchnienie.

— Przyjedź do mnie jutro na herbatę. Porozmawiamy spokojnie.

Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Zawsze myślałem, że teściowa będzie trzymać stronę córki. Ale tego popołudnia siedzieliśmy razem przy kuchennym stole i po raz pierwszy poczułem się wysłuchany.

— Michał, Ania ma trudny czas w pracy — zaczęła pani Halina. — Szef ją gnębi, ciągle grozi zwolnieniem. Ona nie chce cię martwić, ale widzę, jak bardzo ją to niszczy.

Poczułem ukłucie winy. Byłem tak skupiony na własnych uczuciach, że nie zauważyłem jej cierpienia.

— Co mam robić? — zapytałem bezradnie.

— Bądź cierpliwy. I nie bój się okazywać jej wsparcia — odpowiedziała teściowa. — Ale też nie pozwól się ranić. Musicie rozmawiać szczerze.

Wróciłem do domu z nową nadzieją. Tego wieczoru postanowiłem spróbować jeszcze raz.

— Aniu… — zacząłem niepewnie. — Wiem, że masz ciężko w pracy. Chcę ci pomóc.

Spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę widziałem w jej oczach dawną czułość.

— Skąd wiesz? — zapytała cicho.

— Twoja mama mi powiedziała. Martwi się o ciebie… i ja też.

Ania rozpłakała się. Po raz pierwszy od miesięcy przytuliła się do mnie i opowiedziała o wszystkim: o mobbingu w pracy, o strachu przed utratą stanowiska, o poczuciu beznadziei.

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy odbudować naszą relację. Było ciężko — kłótnie nie zniknęły od razu. Ale zaczęliśmy mówić o swoich uczuciach zamiast je tłumić.

Jednak pojawił się nowy problem: moja matka zaczęła mieć pretensje, że „wtrącam teściową do naszego małżeństwa”.

— Michał, to nie jest normalne! — grzmiała przez telefon mama. — Twoja żona powinna rozmawiać z tobą, a nie z własną matką!

Czułem się rozdarty między dwoma kobietami: żoną i matką. Każda miała swoje racje i swoje żale. Zacząłem unikać rodzinnych spotkań, bo każde kończyło się kłótnią o to, kto ma większy wpływ na moje życie.

Pewnego dnia Ania powiedziała:

— Może powinniśmy wyjechać na jakiś czas? Zostawić wszystko za sobą?

Bałem się tej decyzji. Bałem się zostawić matkę samą w Warszawie i bałem się utraty kontaktu z teściową, która stała się moją powierniczką.

Ale wiedziałem też, że jeśli czegoś nie zmienimy, nasze małżeństwo się rozpadnie.

Zdecydowaliśmy się na wyjazd do Gdańska na kilka miesięcy. Tam zaczęliśmy od nowa: nowe mieszkanie, nowe miejsca, nowe rozmowy bez ciągłego wpływu rodzinnych konfliktów.

Czasami dzwoniłem do pani Haliny po radę albo po prostu po to, żeby usłyszeć jej głos i poczuć wsparcie. Moja matka długo nie mogła mi wybaczyć tej decyzji.

Dziś wiem jedno: bez pomocy teściowej nie przetrwalibyśmy tego kryzysu. Czasem najbliższa osoba to ta najmniej oczywista.

Czy to źle szukać wsparcia poza własną rodziną? Czy powinienem był postawić granice wcześniej? A może każdy z nas potrzebuje czasem kogoś z boku, kto spojrzy na nasze życie innym okiem?