Mój brat chce sprzedać dom rodziców na swoją huczną wesele – czy rodzina przetrwa tę próbę?

– Mama, tata, musicie to zrobić dla mnie! – głos Michała odbijał się echem od ścian naszej kuchni, kiedy rzucił na stół swoje żądanie. Siedziałam obok, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, a w gardle czułam gulę. Wiedziałam, że ten wieczór zmieni wszystko.

Michał zawsze był oczkiem w głowie rodziców. Najmłodszy, najzdolniejszy, ten, który miał przed sobą wielką przyszłość. Ja – starsza siostra, ta rozsądna, ta, która nigdy nie sprawiała problemów. Ale tego wieczoru czułam się jak intruz we własnym domu.

– Michał, przecież to nasz dom – powiedziała mama cicho, ledwo słyszalnie. Jej dłonie drżały, a oczy błyszczały łzami. Tata milczał, patrząc w blat stołu jakby szukał tam odpowiedzi.

– To tylko dom! Możecie zamieszkać w bloku. Ja i Kasia chcemy mieć wesele z prawdziwego zdarzenia. Nie rozumiecie? To najważniejszy dzień w moim życiu! – Michał podniósł głos, a ja poczułam, jak narasta we mnie złość.

– A co z nami? – zapytałam cicho. – Co z waszą przyszłością? Przecież nie macie oszczędności. Ten dom to wszystko, co wam zostało.

Michał spojrzał na mnie z pogardą. – Ty zawsze musisz być tą rozsądną, prawda? Może gdybyś kiedyś coś zaryzykowała, wiedziałabyś, jak to jest chcieć czegoś więcej!

Wybiegłam z kuchni, zanim łzy napłynęły mi do oczu. W pokoju rodziców usiadłam na łóżku mamy i poczułam się jak dziecko. Słyszałam przez drzwi podniesione głosy – Michał krzyczał, mama płakała, tata próbował ich uciszyć. Nasz dom zamienił się w pole bitwy.

Przez kolejne dni atmosfera była nie do zniesienia. Michał chodził naburmuszony, rzucał kąśliwe uwagi. Mama przestała gotować obiady, tata coraz częściej wychodził na długie spacery. Ja próbowałam rozmawiać z każdym z osobna, ale nikt nie chciał słuchać.

Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy kuchennym stole. Wpatrywała się w stare zdjęcie ślubne stojące na parapecie.

– On naprawdę chce nas wyrzucić z domu? – zapytała szeptem.

– Mamo… On nie rozumie, co robi. Myśli tylko o sobie – odpowiedziałam bezradnie.

– A może to ja jestem winna? Może za bardzo go rozpieszczałam…

Objęłam ją mocno. – To nie twoja wina. Każdy z nas podejmuje własne decyzje.

Następnego dnia Michał przyszedł do mnie do pokoju.

– Pomóż mi przekonać rodziców – powiedział bez ogródek. – Jesteś ich ulubienicą. Jeśli ty powiesz, że to dobry pomysł…

– Nigdy tego nie zrobię! – przerwałam mu ostro. – Jak możesz być tak samolubny? Chcesz zabrać im wszystko dla jednego dnia zabawy?

Spojrzał na mnie z nienawiścią.

– Zawsze byłaś przeciwko mnie! Zawsze!

Trzasnął drzwiami i wyszedł. Tamtej nocy nie spałam prawie wcale. W głowie kłębiły mi się myśli: co jeśli rodzice ulegną? Co jeśli zostaną bez dachu nad głową?

Kilka dni później usłyszałam przez przypadek rozmowę rodziców.

– Może powinniśmy to zrobić… Dla niego…

– Nie możemy! – mama płakała. – Nie dam rady żyć w bloku! Tu są nasze wspomnienia…

Tata milczał długo.

– Ale jeśli nie pomożemy mu teraz, stracimy go na zawsze…

Wtedy poczułam się zupełnie bezsilna. Czy naprawdę musimy wybierać między synem a własnym szczęściem?

W weekend Michał przyprowadził Kasię. Była spięta i wyraźnie skrępowana całą sytuacją.

– Może nie potrzebujemy aż takiego wesela… – zaczęła nieśmiało.

– Nie mieszaj się! – syknął Michał. – To moja sprawa!

Patrzyłam na nich i widziałam tylko przepaść między nami wszystkimi.

W końcu zebrałam się na odwagę i zaproponowałam rodzinne spotkanie przy stole.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Siedzieliśmy w ciszy przez długą chwilę. W końcu odezwałam się pierwsza:

– Michał, rozumiem, że chcesz mieć piękne wesele. Ale czy naprawdę warto poświęcić dla tego dom naszych rodziców? Czy nie lepiej zacząć życie od skromniejszego przyjęcia i zachować miejsce, do którego zawsze możemy wrócić?

Michał spuścił wzrok. Rodzice patrzyli na niego z nadzieją i strachem jednocześnie.

– Nie wiem… – powiedział cicho. – Po prostu chciałem być szczęśliwy…

Mama wybuchła płaczem. Tata objął ją ramieniem.

– Synu, kochamy cię. Ale ten dom to nasze życie. Prosimy cię…

Michał wybiegł z domu bez słowa. Przez kolejne dni nie dawał znaku życia. Wszyscy chodziliśmy jak cienie.

Dopiero po tygodniu zadzwonił do mnie wieczorem.

– Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak was to zrani…

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Dziś nasza rodzina jest poraniona, ale próbujemy się poskładać na nowo. Michał i Kasia planują skromniejsze wesele, a rodzice powoli odzyskują spokój.

Ale czy kiedykolwiek będzie jak dawniej? Czy można odbudować zaufanie po takich ranach? Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla bliskich i gdzie przebiega granica między miłością a egoizmem?