Mąż pokłócił się z moją rodziną: Teraz nie pozwala im wejść do naszego domu. Czy naprawdę muszę wybierać między miłością a rodziną?

— Nie chcę ich tu więcej widzieć! — Paweł krzyknął tak głośno, że aż drgnęłam, trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Herbata rozlała się na stół, a ja poczułam, jak serce wali mi w piersi. W powietrzu wisiała cisza, ciężka jak ołów. Mama i tata stali w przedpokoju, zdezorientowani, zszokowani jego wybuchem.

— Paweł, proszę cię… — zaczęłam cicho, ale on już był nie do zatrzymania.

— Mam dość twojej matki, która wtrąca się w nasze życie! I twojego ojca, który patrzy na mnie z góry! To jest mój dom i nie chcę ich tu więcej!

Mama spuściła wzrok. Tata zacisnął usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. Wyszli bez słowa. Drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Zostałam sama z Pawłem i jego gniewem.

To był początek końca mojego spokoju. Przez sześć lat wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwi. Owszem, Paweł bywał uparty, czasem wybuchał, ale zawsze potrafiliśmy się dogadać. Moja rodzina była dla mnie wszystkim — mama gotowała dla nas bigos na święta, tata pomagał przy remoncie mieszkania. Paweł nigdy nie był zachwycony ich obecnością, ale sądziłam, że to tylko drobne tarcia.

Tego dnia wszystko się zmieniło. Przez kolejne tygodnie dom był cichy jak nigdy dotąd. Paweł zamykał się w swoim gabinecie, ja chodziłam na palcach. Unikaliśmy rozmów o rodzicach. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.

— Kochanie, czy możemy się spotkać? — jej głos drżał.

— Oczywiście… — odpowiedziałam, choć wiedziałam, że Paweł nie będzie zadowolony.

Spotkałyśmy się w kawiarni na rogu. Mama wyglądała na starszą o dziesięć lat.

— Co się stało? — zapytała cicho. — Dlaczego Paweł tak nas potraktował?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy powinnam bronić męża? Czy stanąć po stronie rodziny?

— On… on czuje się osaczony — wymamrotałam. — Myśli, że za bardzo się wtrącacie.

Mama spojrzała na mnie ze smutkiem.

— Chciałam tylko pomóc…

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Paweł siedział przy stole i przeglądał jakieś papiery.

— Byłaś u nich? — zapytał bez podnoszenia wzroku.

— Spotkałam się z mamą w kawiarni.

Zamknął teczkę z trzaskiem.

— Prosiłem cię o jedno! Nie rozumiesz?

— To są moi rodzice! Nie mogę ich tak po prostu wyrzucić ze swojego życia!

— Ale ja nie chcę ich tutaj! — krzyknął. — Jeśli ci to nie pasuje, możesz się wyprowadzić!

Zamarłam. Po raz pierwszy usłyszałam coś takiego od niego. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie jego słowa: „Możesz się wyprowadzić”.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.

— Słyszałam, co się stało — powiedziała bez ogródek. — Nie pozwól mu sobą pomiatać! To twoje życie!

Ale czy naprawdę miałam wybór? Kochałam Pawła. Kochałam też swoją rodzinę. Każda decyzja wydawała mi się zdradą wobec jednej ze stron.

W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zwróciła mi uwagę:

— Wszystko w porządku?

— Tak… tylko trochę problemów rodzinnych — skłamałam.

Wieczorami płakałam po cichu w łazience. Zaczęłam unikać spotkań z rodzicami, żeby nie prowokować Pawła. Oni też przestali dzwonić tak często jak kiedyś. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego dnia Paweł wrócił wcześniej do domu.

— Musimy porozmawiać — powiedział stanowczo.

Usiadłam naprzeciwko niego, czując narastający lęk.

— Albo oni, albo ja — rzucił bez ogródek.

Zatkało mnie. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami.

— Nie możesz mi stawiać takich warunków! — krzyknęłam przez łzy.

— Mogę! Mam dość tego cyrku!

Wybiegłam z domu i długo chodziłam po parku, próbując zebrać myśli. Czy naprawdę muszę wybierać? Czy miłość do męża oznacza zerwanie więzi z rodziną?

Wróciłam późno w nocy. Paweł już spał. Usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać list do mamy:

„Mamo,
Nie wiem już, co robić. Czuję się rozdarta na pół. Chciałabym być dobrą żoną i dobrą córką, ale chyba nie da się tego pogodzić…”

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama:

— Kochanie, nie chcemy być przyczyną twojego nieszczęścia. Jeśli musisz wybrać… wybierz swoje szczęście.

Zalałam się łzami.

Paweł przez kolejne tygodnie był chłodny i zdystansowany. Widziałam w jego oczach cień triumfu, ale też smutek. Czy naprawdę tego chciał?

Minęły miesiące. Moje relacje z rodzicami ograniczyły się do krótkich rozmów telefonicznych i spotkań poza domem. Z Pawłem żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy.

Któregoś dnia spojrzałam w lustro i zobaczyłam kogoś obcego. Gdzie podziała się ta radosna dziewczyna sprzed lat?

Zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z Pawłem:

— Tak dalej być nie może. Albo spróbujemy to naprawić razem… albo musimy się rozstać.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

— Nie chcę cię stracić — powiedział cicho. — Ale nie potrafię zaakceptować twojej rodziny.

Wtedy zrozumiałam: czasem miłość to za mało, by pokonać wszystko.

Dziś mieszkam sama. Odzyskałam kontakt z rodzicami i siostrą. Często myślę o Pawle i o tym, co mogło być inaczej…

Czy naprawdę musimy wybierać między miłością a rodziną? Dlaczego najbliżsi potrafią zranić najmocniej?