Obca Kobieta Wyznaje Miłość Mojemu Mężowi – Historia, Która Zmieniła Moje Życie
– Proszę pani… – usłyszałam za sobą cichy, drżący głos. Odwróciłam się gwałtownie, bo w tonie tej kobiety było coś, co ścisnęło mi serce. Stała przede mną drobna brunetka, może czterdzieści lat, z oczami pełnymi łez. – Muszę z panią porozmawiać… To ważne…
Byłam wtedy w sklepie spożywczym na rogu naszej ulicy w Krakowie. Właśnie wybierałam jabłka na szarlotkę dla wnuczki, gdy ona podeszła. Przez chwilę myślałam, że się pomyliła, ale jej wzrok był zbyt skupiony, zbyt… znajomy? Nie, to niemożliwe. Nie znałam jej.
– Przepraszam, ale… czy my się znamy? – zapytałam ostrożnie.
– Nie… To znaczy… Ja panią znam. Od dawna. – Jej głos załamał się. – Kocham pani męża.
W tej chwili czas się zatrzymał. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Moje serce zaczęło bić szybciej, a w głowie pojawił się chaos. Ludzie wokół nas przechodzili obojętnie, a ja miałam wrażenie, że świat się zatrzymał tylko dla nas dwóch.
– Co pani powiedziała? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Przepraszam… Ja nie chciałam… Ale musiałam pani powiedzieć. Nie mogę już tak żyć…
Wybiegłam ze sklepu, zostawiając koszyk z zakupami. Szłam szybko przez Planty, nie czując zimnego wiatru na twarzy. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to możliwe? Czy mój Andrzej – mój mąż od trzydziestu lat – mógłby mnie zdradzić?
Poznałam Andrzeja, gdy miałam dwadzieścia lat. Był moim sąsiadem z klatki obok. Starszy ode mnie o siedem lat, zawsze elegancki, z tym swoim ciepłym uśmiechem i szarmanckimi gestami. Przez rok przynosił mi kwiaty pod drzwi, zapraszał na spacery po Błoniach i do kina Kijów. W końcu uległam jego urokowi. Wydawało mi się wtedy, że to bajka – on był moim księciem z sąsiedztwa.
Przez trzydzieści lat byliśmy razem. Przeżyliśmy śmierć mojej mamy, narodziny naszych dzieci – Kasi i Michała – i wszystkie te zwyczajne dni: obiady przy stole, kłótnie o rachunki za prąd, wspólne wakacje nad Bałtykiem. Były też trudniejsze chwile: bezrobocie Andrzeja po zamknięciu Huty Sendzimira, moja depresja po śmierci taty… Ale zawsze byliśmy razem. Tak myślałam.
Tego wieczoru nie mogłam patrzeć Andrzejowi w oczy. Siedział przy stole i czytał gazetę. Zawsze tak robił po pracy – rutyna była jego drugą naturą.
– Coś się stało? – zapytał, odkładając „Gazetę Wyborczą”.
– Spotkałam dziś kobietę… Powiedziała mi coś dziwnego – zaczęłam ostrożnie.
Andrzej spojrzał na mnie z niepokojem.
– Jaką kobietę?
– Powiedziała, że cię kocha.
Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem. Potem odwrócił głowę.
– To jakaś pomyłka…
Ale ja już wiedziałam. Znam go zbyt dobrze. Jego twarz zdradzała wszystko.
– Andrzej… powiedz mi prawdę.
Milczał długo. W końcu westchnął ciężko.
– To nie jest takie proste…
Wybuchłam płaczem. Krzyczałam na niego, wyzywałam od kłamców i tchórzy. On próbował mnie uspokoić, ale nie chciałam go słuchać. Całą noc spędziłam w salonie na kanapie, patrząc w sufit i próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd.
Następnego dnia zadzwoniła Kasia.
– Mamo, co się dzieje? Tata dzwonił do mnie w nocy…
Nie chciałam jej martwić, ale nie potrafiłam udawać. Opowiedziałam jej wszystko przez łzy. Kasia była wściekła na ojca.
– Jak on mógł ci to zrobić?! – krzyczała przez telefon. – Po tylu latach?!
Michał był inny. Zadzwonił wieczorem.
– Mamo… Może spróbujcie porozmawiać? Ludzie popełniają błędy…
Ale ja nie chciałam słuchać o wybaczeniu. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez Andrzeja, przez los, przez własną naiwność.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Andrzej próbował rozmawiać, tłumaczyć się:
– To nie była miłość… To był błąd… Byłem samotny… Ty byłaś zajęta wnuczką, domem…
Nie mogłam tego słuchać. Każde jego słowo bolało bardziej niż poprzednie.
W końcu postanowiłam spotkać się z tą kobietą. Zadzwoniła do mnie sama:
– Pani Anno… Proszę mi wybaczyć… Ja naprawdę go kocham…
Spotkałyśmy się w kawiarni na Kazimierzu. Była zdenerwowana, drżały jej ręce.
– Nie chciałam pani skrzywdzić… Ale nie mogłam już żyć w kłamstwie…
Patrzyłam na nią i czułam mieszankę gniewu i współczucia.
– Jak długo to trwa?
– Dwa lata… Poznałam go w pracy… Pomagał mi przy projekcie…
Dwa lata! Przez dwa lata żyłam w kłamstwie! Zastanawiałam się, ile jeszcze rzeczy o swoim życiu nie wiem?
Po tym spotkaniu wróciłam do domu i spojrzałam na Andrzeja inaczej niż dotąd. Zobaczyłam w nim człowieka słabego, zagubionego – nie tego bohatera sprzed lat.
Kasia przestała rozmawiać z ojcem. Michał próbował godzić rodzinę, ale atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej.
Mijały tygodnie. Każdy dzień był walką: o siebie, o dzieci, o resztki godności. Chodziłam do pracy jak automat; wieczorami płakałam do poduszki.
Pewnego dnia Andrzej spakował walizkę.
– Muszę odejść… Daj mi czas…
Nie zatrzymałam go. Patrzyłam tylko przez okno, jak odjeżdża taksówką spod bloku.
Zostałam sama pierwszy raz od trzydziestu lat. Samotność była przerażająca i wyzwalająca jednocześnie. Zaczęłam chodzić na spacery po Plantach, zapisałam się na jogę dla seniorów w domu kultury na Dębnikach. Poznałam nowe koleżanki; jedna z nich – Basia – przeszła podobne piekło.
Z czasem zaczęłam rozumieć, że życie nie kończy się na jednym człowieku ani jednym rozdziale historii. Odbudowa relacji z dziećmi była trudna; Kasia długo nie mogła wybaczyć ojcu ani mi za to, że pozwoliłam mu odejść bez walki.
Minął rok od tamtego dnia w sklepie. Czasem jeszcze widuję Andrzeja na ulicy – postarzałego, przygarbionego. Podobno tamta kobieta zostawiła go po kilku miesiącach.
Często pytam siebie: czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy można wybaczyć zdradę? A może najważniejsze jest nauczyć się żyć dla siebie?