Jedno zdjęcie, które zmieniło wszystko: Powrót do przeszłości z grupy 'Absolwenci 1986′

– Nie wierzę… To naprawdę on? – szepnęłam, patrząc na ekran laptopa. Zdjęcie było niewyraźne, ale nie mogłam się pomylić. Te oczy, ten uśmiech – przez chwilę poczułam się jak osiemnastoletnia dziewczyna z liceum imienia Marii Skłodowskiej-Curie w Radomiu.

Serce waliło mi jak młotem. Przez chwilę miałam ochotę zamknąć komputer i udawać, że nic się nie stało. Ale przecież nie mogłam – nie po tym wszystkim, co wydarzyło się tamtej nocy w czerwcu 1986 roku.

„Kasia, co się dzieje? Czemu tak siedzisz przy tym komputerze?” – głos mojego męża, Andrzeja, wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam się gwałtownie, jakby przyłapał mnie na czymś zakazanym.

– Nic… To tylko taka grupa ze szkoły. Absolwenci. – Uśmiechnęłam się wymuszenie.

Andrzej spojrzał na mnie podejrzliwie. Znał mnie za dobrze. Wiedział, kiedy kłamię.

– Ktoś szczególny tam jest? – zapytał cicho.

Zignorowałam pytanie i wróciłam wzrokiem do ekranu. W grupie pojawiło się już kilkanaście postów: „Pamiętacie wycieczkę do Krakowa?”, „Kto ma zdjęcia z matury?”, „Co u was słychać po tylu latach?”. Ale to jedno zdjęcie nie dawało mi spokoju. Stał tam – Marek Nowakowski. Mój pierwszy chłopak. Mój pierwszy ból serca. I… ojciec mojego syna, o czym Andrzej nigdy się nie dowiedział.

Przez chwilę miałam ochotę napisać do Marka. Zapytać, jak mu się żyje w tej Kanadzie, czy jest szczęśliwy, czy pamięta tamtą noc na dachu szkoły, kiedy obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie rozstaniemy. Ale potem przypomniałam sobie, jak bardzo bolało jego odejście. Jak bardzo bolało to, że nie napisał ani jednego listu przez całe wakacje po maturze.

– Kasia? – Andrzej znów próbował nawiązać kontakt. – Wszystko w porządku?

– Tak, tak… – odpowiedziałam szybko i zamknęłam laptopa.

Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: Marek z gitarą pod moim oknem, nasza pierwsza kłótnia o politykę (on był za Solidarnością, ja bałam się nawet o tym mówić), smak papierosów palonych ukradkiem za szkołą. I ta noc…

Rano obudziłam się zmęczona i rozdrażniona. Andrzej już szykował śniadanie dla naszego syna, Pawła. Paweł miał już 35 lat, ale wciąż mieszkał z nami – po rozwodzie wrócił do rodzinnego domu. Był cichy, zamknięty w sobie, nigdy nie mówił o ojcu. Andrzej był dla niego dobrym ojczymem, ale nigdy nie udało im się zbudować prawdziwej więzi.

– Mamo, coś się stało? – Paweł spojrzał na mnie z troską.

– Nie… Po prostu źle spałam – skłamałam.

Przez cały dzień chodziłam jak struta. W pracy (jestem księgową w małej firmie transportowej) nie mogłam się skupić. Wciąż wracałam myślami do Marka i do tego, co by było, gdyby wtedy został w Polsce.

Wieczorem znów zajrzałam do grupy „Absolwenci 1986”. Ktoś wrzucił kolejne zdjęcia – Marek na tle jeziora Ontario, Marek z jakąś kobietą (żoną?), Marek z dwójką dzieci (może wnuki?). Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.

Nagle zobaczyłam wiadomość prywatną: „Cześć Kasiu! Dawno się nie widzieliśmy… Może pogadamy?”

Zamarłam. To był on.

Przez kilka minut patrzyłam na ekran. W końcu odpisałam: „Cześć Marku. Rzeczywiście dawno… Co u Ciebie?”

Rozmowa potoczyła się szybko:

– Wróciłem na chwilę do Polski. Mama zachorowała…
– Przykro mi…
– Może spotkamy się na kawę? Chciałbym Cię zobaczyć.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bałam się tego spotkania jak ognia, ale jednocześnie czułam dziwną ekscytację.

Przez kolejne dni chodziłam jak na szpilkach. W końcu powiedziałam Andrzejowi:

– Spotkam się z dawnymi znajomymi ze szkoły. Chcemy powspominać stare czasy.

Andrzej spojrzał na mnie długo i ciężko:

– Uważaj na siebie, Kasiu.

Spotkanie z Markiem odbyło się w małej kawiarni przy rynku w Radomiu. Kiedy go zobaczyłam, poczułam łzy napływające do oczu. Zestarzał się, ale wciąż miał ten sam błysk w oku.

– Kasiu… – powiedział cicho i uśmiechnął się smutno.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę milczeliśmy.

– Dlaczego wtedy wyjechałeś? – zapytałam w końcu drżącym głosem.

Marek spuścił wzrok.

– Ojciec dostał pracę w Kanadzie. Nie miałem wyboru… Pisałem do Ciebie listy, ale nigdy nie odpisałaś.

Zamarłam.

– Nie dostałam żadnego listu…

Spojrzeliśmy na siebie zdumieni i przerażeni jednocześnie.

– Moja matka… – wyszeptałam nagle. – Ona nigdy Cię nie lubiła…

Marek pokiwał głową ze smutkiem.

– Może przechwyciła te listy?

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, próbując poukładać sobie wszystko w głowie.

– Kasiu… Jest coś jeszcze…

Zamarłam.

– Wiem o Pawle – powiedział cicho Marek.

Serce mi stanęło.

– Skąd?

– Twoja matka napisała do mnie kilka lat temu. Powiedziała mi wszystko…

Poczułam gniew i rozpacz jednocześnie.

– Dlaczego nic nie zrobiłeś?

Marek spuścił głowę.

– Bałem się… Byłem za granicą, miałem już rodzinę… Nie wiedziałem, czy chcesz mnie widzieć.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Paweł nic nie wie… Myśli, że Andrzej jest jego ojcem.

Marek przygryzł wargę.

– Chciałbym go poznać…

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Andrzej czekał na mnie w kuchni.

– Spotkałaś się z nim? – zapytał bez ogródek.

Nie miałam siły kłamać.

– Tak…

Andrzej westchnął ciężko.

– Wiedziałem. Od lat widzę, że coś przed mną ukrywasz…

Usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam płakać.

– Przepraszam… Bałam się wszystkiego stracić…

Andrzej milczał długo.

– Kocham Cię, Kasiu. Ale musisz być ze mną szczera. Zasługuję na to ja i Paweł też.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Paweł wyczuwał coś złego, ale nie pytał. W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu prawdę.

Siedzieliśmy we trójkę przy stole – ja, Andrzej i Paweł. Drżały mi ręce.

– Paweł… Muszę Ci coś powiedzieć…

Opowiedziałam mu wszystko: o Marku, o tamtej nocy, o listach, których nigdy nie dostałam… Paweł słuchał w milczeniu, a potem wyszedł bez słowa z domu.

Przez dwa dni nie dawał znaku życia. Bałam się najgorszego. W końcu zadzwonił:

– Muszę to przemyśleć…

Wrócił po tygodniu – blady i zmieniony.

– Chcę poznać Marka – powiedział cicho.

Zaaranżowałam spotkanie w tej samej kawiarni co wcześniej. Paweł i Marek patrzyli na siebie długo i uważnie. Potem poszli razem na spacer nad Mleczną i rozmawiali godzinami.

Dziś wiem jedno: prawda zawsze wychodzi na jaw – prędzej czy później. Może gdybym wtedy miała więcej odwagi… Może gdybym walczyła o Marka albo powiedziała Andrzejowi prawdę wcześniej? Czy można naprawić błędy sprzed lat? Czy wy też macie tajemnice, które boicie się ujawnić swoim bliskim?