Przełomowe spotkanie – historia Anny i Marcina
– Marcin, dlaczego nie odbierasz telefonu? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni komórkę, a w powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Była sobota rano, a on wrócił dopiero nad ranem, nie tłumacząc się znikąd. W jego oczach widziałam zmęczenie, ale też coś jeszcze – cień, którego wcześniej nie znałam.
Poznaliśmy się na studiach. Byliśmy nierozłączni, śmialiśmy się z tych samych żartów, marzyliśmy o wspólnej przyszłości. Po obronie magisterki pobraliśmy się niemal natychmiast. Rodzice pomogli nam kupić mieszkanie w Łodzi – dwa pokoje, jasna kuchnia, balkon z widokiem na park. Jeden z pokoi urządziliśmy na dziecięcy. Kupiliśmy dwa małe łóżeczka, już wyobrażając sobie, jak nasze bliźnięta będą tam spać. Byliśmy pewni, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Ale życie nie zna planów. Mijały miesiące, a ja nie mogłam zajść w ciążę. Każda kolejna wizyta u lekarza kończyła się łzami i poczuciem winy. Marcin pocieszał mnie, mówił, że mamy czas, że najważniejsze jest to, że jesteśmy razem. Ale ja widziałam w jego oczach rozczarowanie – coraz częściej wracał późno z pracy, coraz mniej rozmawialiśmy.
Pewnego dnia wrócił do domu z nową energią. – Aniu, poznałem kogoś w pracy – powiedział nagle podczas kolacji. – To nowa koleżanka, Marta. Jest świetna w tym, co robi. Może powinniśmy ją zaprosić na kolację?
Zgodziłam się bez przekonania. Kiedy Marta przyszła do nas po raz pierwszy, od razu poczułam ukłucie zazdrości. Była piękna, pewna siebie, śmiała się głośno i patrzyła Marcinowi prosto w oczy. Próbowałam być miła, ale czułam się jak intruz we własnym domu.
Z czasem Marta zaczęła pojawiać się coraz częściej. Marcin tłumaczył to wspólnymi projektami w pracy. Ja siedziałam sama w pustym pokoju dziecięcym i patrzyłam na dwa puste łóżeczka. Pewnej nocy usłyszałam ich rozmowę na balkonie. Śmiali się cicho, a potem zapadła cisza. Kiedy weszłam do kuchni po wodę, zobaczyłam ich przez okno – stali bardzo blisko siebie.
Zaczęłam podejrzewać najgorsze. Próbowałam rozmawiać z Marcinem, ale on unikał tematu. – Przesadzasz – mówił tylko. – Nic się nie dzieje.
Wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko.
Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie Marta. Jej głos był drżący.
– Musimy się spotkać. Sama.
Umówiłyśmy się w kawiarni niedaleko Piotrkowskiej. Przyszła spóźniona, z podkrążonymi oczami.
– Anna… Ja… Nie wiem jak ci to powiedzieć…
Patrzyłam na nią w milczeniu.
– Zakochałam się w twoim mężu – wyszeptała.
Poczułam, jak świat mi się wali pod nogami. Chciałam krzyczeć, płakać, uderzyć ją… Ale siedziałam nieruchomo.
– On też mnie kocha – dodała cicho.
Wyszłam z kawiarni bez słowa. Szłam przez miasto jak we śnie. W głowie dudniły mi jej słowa: „On też mnie kocha”.
Wieczorem spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do rodziców. Mama przytuliła mnie mocno i powiedziała:
– Cokolwiek postanowisz, jesteśmy z tobą.
Marcin dzwonił przez całą noc. Nie odbierałam.
Następnego dnia wróciłam do mieszkania po resztę rzeczy. Marcin czekał na mnie w kuchni.
– Aniu… Przepraszam… Nie wiem jak to się stało…
Patrzyłam na niego długo.
– Wiesz co boli najbardziej? Że nie miałeś odwagi mi powiedzieć.
Milczał.
– Kocham cię – wyszeptał w końcu.
– Ale już nie tak jak kiedyś – odpowiedziałam spokojnie.
Wyprowadziłam się na dobre. Przez kilka tygodni żyłam jak automat – praca, dom rodziców, wieczorne spacery po parku. Zaczęłam chodzić na terapię. Powoli odzyskiwałam równowagę.
Po kilku miesiącach spotkałam Martę przypadkiem na ulicy. Była sama. Zatrzymała się na chwilę.
– Anna… Przepraszam…
Nie odpowiedziałam. Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę.
– On odszedł ode mnie po kilku tygodniach – powiedziała cicho.
Poczułam dziwną ulgę i smutek jednocześnie.
Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na Retkini. Mam nową pracę i powoli uczę się ufać ludziom na nowo. Czasem myślę o tamtym pokoju dziecięcym i dwóch pustych łóżeczkach…
Czy przeznaczenie naprawdę istnieje? A może to tylko my sami wybieramy swoją drogę i musimy ponosić konsekwencje własnych decyzji? Może czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie?