Nie jesteś nam potrzebna – Historia Kasi, która musiała zacząć od nowa

– Kasia, nie możesz tak po prostu siedzieć i patrzeć w okno! – głos szefowej rozbrzmiał w mojej głowie jak dzwon, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem. Wczoraj podpisałam papiery rozwodowe. Po trzynastu latach małżeństwa, po tysiącach wspólnych chwil, po dwóch synach i jednym psie, zostałam sama. A teraz jeszcze to – praca, która kiedyś była moją ucieczką, dziś stała się miejscem, gdzie czułam się jak intruz.

W biurze panowała cisza. Wszyscy wiedzieli. Plotki rozeszły się szybciej niż kawa z ekspresu. Magda, moja przyjaciółka z działu kadr, podeszła do mnie z kubkiem herbaty.

– Kasiu, wiem, że jest ci ciężko. Ale dasz radę. Jesteś silna – powiedziała cicho.

Uśmiechnęłam się blado. „Silna” – powtarzałam to sobie w myślach jak mantrę, ale czułam się jak rozbity talerz, którego nie da się już skleić.

W domu czekała na mnie cisza. Chłopcy byli u ojca – zgodnie z ustaleniami sądu. Pies leżał pod drzwiami i patrzył na mnie smutnymi oczami. Wzięłam go na spacer po osiedlu, mijając sąsiadów, którzy udawali, że mnie nie widzą. „To ta, co się rozwiodła” – słyszałam za plecami szeptane komentarze.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Kasiu, może przyjedziesz na weekend? Tata się martwi…

– Mamo, daj mi trochę czasu. Muszę sobie wszystko poukładać – odpowiedziałam drżącym głosem.

Położyłam się do łóżka i gapiłam się w sufit. W głowie kłębiły się myśli: „Co zrobiłam źle? Czy mogłam coś zmienić? Dlaczego on odszedł?” Przypomniałam sobie ostatnią kłótnię z Pawłem. Krzyczał: „Nie jesteś mi już potrzebna!” Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

Następnego dnia w pracy atmosfera była jeszcze gorsza. Szefowa zwołała zebranie.

– Musimy ograniczyć etaty. Kasia, niestety twoje stanowisko jest zagrożone – powiedziała bez emocji.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– Ale… przecież… – zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki.

– To nie jest nic osobistego. Po prostu firma musi ciąć koszty.

Po spotkaniu Magda podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.

– To niesprawiedliwe! Przecież jesteś najlepsza w dziale! – szepnęła.

Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Pies wskoczył obok mnie i polizał mnie po ręce. „Nie jesteś nam potrzebna” – te słowa powtarzały się w mojej głowie jak refren przeklętej piosenki.

Wieczorem zadzwonił Paweł.

– Kasia, chłopcy chcą zostać u mnie jeszcze jeden dzień. Nie masz nic przeciwko?

– Nie… nie mam – odpowiedziałam cicho.

– Dobrze. Dzięki – odparł krótko i rozłączył się.

Zostałam sama ze swoimi myślami i pustką w mieszkaniu. Przez okno widziałam światła miasta i ludzi spieszących się do swoich domów. Zastanawiałam się, czy ktoś jeszcze kiedyś powie mi: „Jesteś mi potrzebna”.

W weekend pojechałam do rodziców. Mama podała mi rosół i patrzyła na mnie z troską.

– Kasiu, życie się nie kończy na jednym mężczyźnie ani jednej pracy. Zawsze możesz zacząć od nowa – powiedziała cicho.

Tata milczał przez cały obiad, aż w końcu odezwał się:

– Pamiętasz, jak spadłaś z roweru w podstawówce? Wróciłaś do domu cała we łzach, ale następnego dnia znów wsiadłaś na rower. Jesteś naszą córką. Dasz radę.

Te słowa dodały mi trochę otuchy. Wróciłam do mieszkania i postanowiłam napisać CV. Przeglądałam oferty pracy do późnej nocy, wysyłając zgłoszenia gdzie tylko mogłam.

W poniedziałek rano zadzwoniła Magda.

– Kasia, musisz przyjechać do biura! Szefowa chce z tobą rozmawiać!

Pojechałam tam z duszą na ramieniu. Okazało się, że jedna z koleżanek zrezygnowała z pracy i moje stanowisko jednak zostaje.

– Ale musisz być gotowa na nowe wyzwania – powiedziała szefowa chłodno.

Wróciłam do domu wykończona psychicznie. Zrozumiałam jednak jedno: nie mogę pozwolić innym decydować o tym, czy jestem komuś potrzebna. Muszę sama znaleźć w sobie wartość.

Wieczorem zadzwonił Paweł:

– Chciałem ci podziękować za wszystko… Wiem, że nie było łatwo.

Nie odpowiedziałam od razu. Po chwili powiedziałam tylko:

– Paweł… ja też dziękuję. I życzę ci szczęścia.

Odłożyłam słuchawkę i poczułam ulgę. Może pierwszy raz od dawna poczułam spokój.

Patrząc przez okno na nocne światła Warszawy pomyślałam: „Czy naprawdę musimy być komuś potrzebni, żeby być szczęśliwi? A może najważniejsze jest to, żeby być potrzebnym samemu sobie?”