Miłość czy lojalność? Moja walka między mężem a rodziną – historia, która rozdziera serce

– Nie idę tam, Marto. Powiedziałem ci już sto razy – głos Pawła był twardy jak stal, a jego wzrok wbijał się we mnie jak zimne ostrze. Stałam w przedpokoju z płaszczem w ręku, gotowa do wyjścia na imieniny mamy. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.

– Paweł, proszę cię… To tylko kilka godzin. Mama pytała, czy przyjdziesz. Tata też… – próbowałam jeszcze raz, choć wiedziałam, że to walka z wiatrakami.

– Nie obchodzą mnie ich święta. Po tym, co powiedzieli na Wigilii, nie mam zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku – odparł i odwrócił się do mnie plecami.

Tamta Wigilia… Wciąż słyszę w głowie głos taty: „Paweł, może byś w końcu znalazł normalną pracę, a nie siedział na tych swoich projektach?” I mamę, która szeptała mi do ucha: „Córeczko, czy ty jesteś szczęśliwa?” Wtedy Paweł wstał od stołu i wyszedł bez słowa. Od tamtej pory nie odezwał się do moich rodziców ani razu.

Zostałam między młotem a kowadłem. Każdego dnia czułam się jak zdrajczyni – dla Pawła byłam za bardzo związana z rodziną, dla rodziców za bardzo oddana mężowi. W pracy nie potrafiłam się skupić, w nocy nie spałam. Czułam, jakby ktoś rozrywał mnie na pół.

Telefon zadzwonił, gdy siedziałam na łóżku i płakałam w poduszkę. To była mama.

– Marto, przyjdziesz dziś? Tata upiekł twoje ulubione ciasto…

– Przyjdę, mamo. Ale… Paweł nie chce…

– Rozumiem. Ale wiesz, że zawsze jesteś u nas mile widziana. Tylko… czy on cię dobrze traktuje?

Zacisnęłam powieki. Słyszałam w jej głosie troskę i ukrytą pretensję. Wiedziałam, że rodzice nie rozumieją Pawła – jego ambicji, jego zamknięcia w sobie. Ale przecież go kochałam. Czy to źle?

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Paweł wyszedł „na spacer”, jak zawsze gdy nie chciał rozmawiać. Na stole leżała kartka: „Nie czekaj z kolacją.”

Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozmyślać. Przypomniałam sobie nasze początki – jak Paweł potrafił godzinami opowiadać o swoich marzeniach, jak śmialiśmy się do łez nad tanim winem na ławce w parku. Gdzie to wszystko się podziało? Czy naprawdę wystarczyło kilka słów moich rodziców, żeby wszystko runęło?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.

– Marta, musisz coś zrobić. Rodzice są załamani. Tata mówi, że już nigdy nie zaprosi Pawła do domu.

– A co ja mam zrobić? – wybuchłam. – Rozedrzeć się na pół? Zostawić męża czy rodzinę?

– Może powinnaś postawić sprawę jasno. Albo on się pogodzi z rodzicami, albo…

Zawahała się. Wiedziałam, co chciała powiedzieć: „albo wybierz”.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

– Paweł, musimy porozmawiać.

Spojrzał na mnie z rezerwą.

– O czym?

– O mojej rodzinie. O nas. Nie mogę tak żyć… Rozumiem, że cię zranili, ale to moi rodzice. Nie mogę ich wyrzucić ze swojego życia.

Paweł milczał długo.

– A ja nie mogę udawać, że nic się nie stało – powiedział w końcu cicho. – Zawsze będziesz po ich stronie.

– To nieprawda! Chcę być po naszej stronie! Ale jeśli każesz mi wybierać…

Głos mi się załamał. Paweł odwrócił wzrok.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. W domu panowała cisza przerywana tylko dźwiękiem telewizora albo stukotem naczyń. W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę:

– Marta, co się dzieje? Zawsze byłaś sumienna…

Nie umiałam odpowiedzieć.

W końcu nadszedł dzień urodzin taty. Mama zadzwoniła rano:

– Przyjdź sama, jeśli musisz. Ale przyjdź.

Patrzyłam na Pawła pakującego laptopa do torby.

– Idziesz dziś ze mną do rodziców?

– Nie – odpowiedział bez emocji.

Wyszłam sama. W drodze do rodziców płakałam całą drogę w tramwaju. W domu mama przytuliła mnie mocno.

– Córeczko… Nie chcemy cię stracić.

Tata podał mi kawałek tortu i spojrzał smutno:

– Może kiedyś zrozumie…

Wróciłam do pustego mieszkania późno wieczorem. Paweł siedział przy komputerze.

– Byłaś u nich?

– Tak.

Nie powiedział nic więcej.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, ile jeszcze wytrzymam w tym rozdarciu. Czy można być dobrą żoną i dobrą córką jednocześnie? Czy miłość naprawdę wymaga aż takiej ofiary?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy to jeszcze ja? Czy warto poświęcać siebie dla innych? A może powinnam w końcu wybrać siebie?