Gdy odebrałam telefon przyjaciółki i usłyszałam głos własnego męża

– Halo? – powiedziałam niepewnie, odbierając telefon, który zadzwonił na stole w kuchni u mojej przyjaciółki, Magdy. Byłyśmy właśnie w trakcie rozmowy o jej nowej pracy, kiedy jej komórka zaczęła wibrować. Magda była w łazience, więc odruchowo sięgnęłam po telefon, myśląc, że to może ktoś z jej rodziny.

– Cześć, kochanie – usłyszałam znajomy, ciepły głos. Głos mojego męża, Pawła. Przez sekundę świat zawirował mi przed oczami. Zamarłam. Czy to możliwe? Czy to jakiś żart?

– Halo? – powtórzył głos po drugiej stronie. – Magda?

Nie mogłam wydusić z siebie słowa. W tej jednej chwili wszystko, co wiedziałam o moim małżeństwie, o przyjaźni z Magdą, o sobie samej – rozsypało się jak domek z kart. Oddałam jej telefon bez słowa, patrząc jej prosto w oczy. Jej twarz pobladła, a spojrzenie uciekło gdzieś w bok.

– To… Paweł – wyszeptałam. Magda spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się pierścionkiem na palcu.

– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez głowę przelatywały mi setki myśli: od kiedy? Dlaczego? Jak mogłam tego nie zauważyć?

– Przepraszam – zaczęła Magda, a łzy napłynęły jej do oczu. – To nie miało się tak potoczyć…

– Od kiedy to trwa? – przerwałam jej, czując jak głos mi drży.

– Pół roku… – wyszeptała. – Poznaliśmy się bliżej na waszym grillu w czerwcu…

Pół roku. Sześć miesięcy kłamstw, ukradkowych spojrzeń, wymienianych wiadomości. Przypomniałam sobie tamten wieczór: śmiech, rozmowy do późna, Paweł pomagający Magdzie wynosić talerze do kuchni. Wtedy wydawało mi się to takie niewinne.

– Dlaczego mi to zrobiłaś? – zapytałam cicho.

Magda zaczęła płakać. – Nie wiem… Byłam samotna… On też… Mówił mi rzeczy, których nigdy nie słyszałam od nikogo…

Wstałam gwałtownie od stołu. Czułam się zdradzona przez dwie najbliższe osoby w moim życiu. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucać przedmiotami. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu wyszłam.

Wróciłam do domu jak automat. Paweł siedział na kanapie i oglądał telewizję, jakby nic się nie stało.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam zimno.

Spojrzał na mnie zaskoczony. – Co się stało?

– Wiem o wszystkim – powiedziałam twardo. – O tobie i Magdzie.

Jego twarz pobladła. Przez chwilę milczał, potem spuścił głowę.

– Przepraszam… Nie chciałem cię zranić…

– Ale zraniłeś – przerwałam mu. – Zdradziłeś mnie z moją najlepszą przyjaciółką.

Wybuchłam płaczem. Paweł próbował mnie objąć, ale odepchnęłam go z całych sił.

– Jak mogłeś? – krzyczałam przez łzy. – Jak mogłeś mi to zrobić?

Nie odpowiedział. Siedzieliśmy w ciszy przez długie minuty. W końcu wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: nasz ślub, narodziny syna, wspólne wakacje nad morzem… Wszystko wydawało się teraz kłamstwem.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Co się dzieje, Aniu? Słyszałam od sąsiadki, że Paweł nocował u rodziców…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W końcu wybuchłam płaczem i opowiedziałam jej wszystko.

– Kochanie… – westchnęła mama. – Wiem, że to boli. Ale musisz pomyśleć o sobie i o synku.

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Paweł próbował się ze mną kontaktować, pisał wiadomości, dzwonił, ale nie miałam siły z nim rozmawiać. Magda przysłała mi długi list, w którym przepraszała i tłumaczyła się samotnością i chwilową słabością.

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem i zaproponowała kilka dni wolnego.

Wieczorami siedziałam w pokoju synka i patrzyłam na niego śpiącego. Zastanawiałam się, jak mu to wszystko wyjaśnić, jak ochronić go przed bólem i rozczarowaniem.

Pewnego dnia Paweł przyszedł do domu bez zapowiedzi.

– Aniu… Proszę cię… Daj mi szansę wszystko naprawić…

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać – powiedziałam szczerze.

Usiadł naprzeciwko mnie i zaczął mówić o tym, jak bardzo żałuje, jak bardzo kocha mnie i naszego syna, jak bardzo chciałby cofnąć czas.

Słuchałam go w milczeniu. Widziałam jego łzy i rozpacz, ale nie potrafiłam już poczuć tego samego co kiedyś.

Minęły tygodnie pełne rozmów, łez i prób zrozumienia tego wszystkiego. Chodziliśmy razem na terapię małżeńską, rozmawialiśmy godzinami o tym, co poszło nie tak.

Ale coś we mnie pękło na zawsze. Zrozumiałam, że nawet jeśli wybaczę Pawłowi i spróbuję odbudować nasze małżeństwo, już nigdy nie będziemy tacy sami.

Magda wyprowadziła się z miasta. Nasza przyjaźń umarła śmiercią naturalną; nie było już czego ratować.

Dziś jestem sama z synkiem w naszym mieszkaniu. Uczę się żyć od nowa – bez Pawła i bez Magdy. Czasem czuję ulgę, czasem ogarnia mnie pustka i żal za tym wszystkim, co straciłam.

Patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy można jeszcze komuś zaufać? Czy po takiej zdradzie można jeszcze uwierzyć w miłość? Może ktoś z was zna odpowiedź…