Dzień, w którym nie byłam mile widziana: urodziny bez babci – historia o rodzinnych ranach, które nie chcą się zagoić

– Mamo, lepiej żebyś nie przychodziła. Asia uważa, że popsujesz atmosferę. – Głos mojego syna, Pawła, drżał lekko, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Przez okno widziałam, jak sąsiadka wywiesza pranie, a dzieci bawią się na podwórku. Zwykły dzień. Ale dla mnie świat właśnie się zatrzymał.

– Pawle, to są urodziny Antosia. Przecież jestem jego babcią… – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Mamo, proszę cię… Nie chcę znowu kłótni. Asia powiedziała, że jeśli przyjdziesz, ona wyjdzie. Nie chcę wybierać między wami. – Jego głos był cichy, zmęczony. – Proszę, zrozum.

Oparłam się o blat. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie dudniły mi wspomnienia: jak trzymałam Pawła za rękę w drodze do przedszkola, jak tuliłam go po pierwszym rozbitym kolanie, jak płakał na moim ramieniu po śmierci ojca. A teraz… teraz nie było dla mnie miejsca przy stole mojego wnuka.

Zawsze byłam silna. Po śmierci męża sama wychowałam Pawła. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, wieczorami dorabiałam korepetycjami. Było ciężko, ale nigdy nie pozwoliłam sobie na słabość. Chciałam dać synowi wszystko, co najlepsze. Może właśnie dlatego zawsze miałam swoje zdanie – i nie zawsze umiałam je przemilczeć.

Kiedy Paweł poznał Asię, cieszyłam się jego szczęściem. Była miła, uśmiechnięta, choć czasem wydawała mi się zbyt pewna siebie. Z czasem zaczęły się drobne spięcia: o to, jak wychowywać Antosia, o to, czy dziecko może jeść słodycze, czy powinno chodzić na religię. Zawsze starałam się być pomocna – gotowałam obiady, odbierałam wnuka z przedszkola, kupowałam mu książki. Ale Asia coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że jestem „za bardzo”.

Pamiętam tamten dzień sprzed roku, kiedy Antoś rozlał sok na nowy dywan. Asia krzyknęła na niego tak ostro, że aż się rozpłakał. Wzięłam go na ręce i powiedziałam: „Nic się nie stało, kochanie. To tylko dywan”. Asia spojrzała na mnie z wściekłością.

– Pani zawsze musi być tą dobrą babcią? A ja co? Złą matką?

– Nie o to chodzi… – próbowałam tłumaczyć.

– Proszę się nie wtrącać! – rzuciła i wyszła z pokoju.

Od tamtej pory było już tylko gorzej. Coraz rzadziej dzwonili, coraz rzadziej pozwalali mi widywać Antosia. Paweł zawsze tłumaczył się brakiem czasu, pracą. Ale ja czułam, że coś się zmieniło. Że jestem problemem.

Teraz miałam dowód: nie byłam mile widziana na urodzinach własnego wnuka.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień po mieszkaniu. W radiu leciały piosenki o rodzinie i miłości – każda wbijała mi nóż w serce. Sąsiadka zapytała mnie na klatce:

– Pani Zosiu, a co tam u wnuczka? Słyszałam, że ma urodziny!

Uśmiechnęłam się blado:

– Tak… Ma już pięć lat.

Nie powiedziałam jej prawdy. Wstydziłam się. Jakby to była moja wina.

W dzień urodzin Antosia kupiłam mu prezent – książkę z bajkami Andersena i pluszowego misia. Zapakowałam wszystko w kolorowy papier i położyłam na stole. Patrzyłam na zegar: 15:00. Pewnie właśnie śpiewają „Sto lat”.

Nie wytrzymałam. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Pawła.

– Cześć, mamo…

– Pawle… Czy mogę chociaż porozmawiać z Antosiem?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Asia nie chce… Mamo, proszę cię… Nie dzisiaj.

Rozłączył się pierwszy raz w życiu.

Usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko. Przez łzy patrzyłam na prezent dla wnuka i czułam się tak bardzo samotna jak nigdy dotąd.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.

– Zosiu, musisz coś z tym zrobić! Nie możesz dać się tak traktować!

– Ale co mam zrobić? – zapytałam bezradnie. – Przecież nie wtargnę tam siłą…

– Może powinnaś porozmawiać z Asią? Albo napisać list?

Przez chwilę myślałam o tym poważnie. Ale czy to coś zmieni? Czy Asia kiedykolwiek mnie zaakceptuje? Czy Paweł stanie po mojej stronie?

Następnego dnia poszłam do kościoła. Usiadłam w ławce i długo patrzyłam na figurę Matki Boskiej. Modliłam się o siłę i mądrość. O to, żeby mój syn zrozumiał, jak bardzo go kocham. Żeby Antoś pamiętał o babci.

Wieczorem napisałam list do Pawła:

„Synku,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Może za bardzo chciałam być obecna w waszym życiu? Może powinnam była częściej milczeć? Ale jedno wiem na pewno: kocham cię i kocham Antosia ponad wszystko. Jeśli kiedyś będziesz mnie potrzebował – jestem tu. Zawsze.
Mama”

Nie wiem, czy przeczytał ten list. Nie odpisał.

Minęły tygodnie. Czasem widuję ich na mieście – Paweł prowadzi Antosia za rękę, Asia idzie obok nich. Chowam się wtedy za rogiem sklepu albo udaję, że czegoś szukam w torebce. Boję się podejść. Boję się kolejnego odrzucenia.

Czasem myślę: może rzeczywiście przesadziłam? Może powinnam była mniej się wtrącać? Ale czy to znaczy, że nie zasługuję na miejsce w życiu mojego wnuka?

Wciąż czekam na telefon od Pawła. Na wiadomość od Antosia. Na znak, że jestem jeszcze komuś potrzebna.

Czy naprawdę miłość matki i babci może być niewystarczająca? Czy rodzina to tylko wspomnienie dawnych lat? A może powinnam nauczyć się żyć bez nich…?