Zawsze jest czas na nowy początek – historia Ludwiki

—Mamo, czy ty zupełnie straciłaś rozum?— Słowa mojej córki, Magdy, uderzyły mnie jak cios w splot słoneczny. Stałam przy kuchennym stole, obierając ziemniaki na obiad, a jej głos rozbrzmiewał w całym domu. Czułam, jak ból wdziera się głęboko i ostro, aż musiałam zacisnąć zęby, żeby nie odpowiedzieć od razu. Milczałam, pozwalając, by łzy napłynęły mi do oczu. —Już się na nas palcami wytykają! Matka się bzikuje, no jeszcze by ojciec, on jest facetem, ale ty? Kobieta! Strażniczka domowego ogniska! Wstyd ci nie?

Łza stoczyła się po moim policzku i spadła na ziemniaka. Magda patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez całe życie byłam tą, która dbała o wszystkich: o męża, o dzieci, o dom. Zawsze na drugim planie, zawsze cicho. Ale teraz… Teraz chciałam czegoś więcej. Chciałam żyć dla siebie.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Po śmierci mamy poczułam pustkę, której nie potrafiłam wypełnić. Dzieci dorosły, mąż coraz częściej znikał w pracy albo przy telewizorze, a ja… Ja zostałam sama ze swoimi myślami. Pewnego dnia, wracając z targu w naszym miasteczku pod Lublinem, zobaczyłam ogłoszenie: „Zajęcia z ceramiki dla dorosłych – zapraszamy!”. Coś mnie tknęło. Zawsze lubiłam robić coś rękami, ale nigdy nie miałam czasu ani odwagi.

Zapisałam się bez słowa rodzinie. Pierwsze zajęcia były jak powiew świeżego powietrza. Pachniało gliną i kawą z termosu. Poznałam tam ludzi takich jak ja – kobiety po przejściach, wdowy, rozwódki, samotne matki. Był też pan Janek, emerytowany nauczyciel matematyki, który śmiał się najgłośniej ze wszystkich. Zaczęłam czekać na te spotkania jak na święto.

Ale rodzina szybko się dowiedziała. Najpierw mąż – Andrzej – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
—Po co ci to? Nie masz co robić w domu?— zapytał z ironią.
—Chcę spróbować czegoś nowego.— odpowiedziałam cicho.
—W tym wieku?— parsknął śmiechem.

Potem Magda zaczęła swoje tyrady. Syn, Tomek, tylko wzruszył ramionami i wrócił do swojego świata gier komputerowych. Zostałam sama ze swoim marzeniem i coraz większym poczuciem winy.

Z czasem plotki rozeszły się po wsi. Sąsiadka zza płotu zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie. W sklepie spożywczym usłyszałam szepty: „Ludwika się zmieniła… Pewnie coś jej odbiło…”. Nawet ksiądz na kazaniu mówił o tym, że kobieta powinna znać swoje miejsce.

A jednak nie potrafiłam przestać chodzić na zajęcia. Każda miska ulepiona moimi rękami była jak kawałek wolności. Zaczęłam śmiać się głośniej, ubierać się kolorowo. Kupiłam sobie czerwony szal – pierwszy raz od lat coś tylko dla siebie.

Pewnego wieczoru Andrzej wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zastał mnie przy stole z Janem i Ewą – koleżanką z ceramiki. Piliśmy herbatę i rozmawialiśmy o wystawie naszych prac w domu kultury.
—Co tu się dzieje?— zapytał lodowatym tonem.
—Rozmawiamy.— odpowiedziałam spokojnie.
—To już nie wystarczy ci rodzina? Musisz szukać towarzystwa obcych facetów?

Poczułam upokorzenie i złość. —Nie jestem twoją własnością.— powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Od tamtej pory atmosfera w domu zgęstniała jak śmietana przed zwarzeniem. Magda przestała ze mną rozmawiać. Andrzej milczał albo rzucał kąśliwe uwagi. Nawet Tomek zaczął mnie unikać.

Któregoś dnia Magda wybuchła:
—Mamo! Ty naprawdę chcesz nas zostawić? Chcesz być jak te rozwódki z miasta? Myślisz tylko o sobie!

Zadrżałam cała. —Nie chcę was zostawić.— wyszeptałam.— Ale chcę też żyć swoim życiem.

Magda wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni, patrząc na swoje odbicie w oknie. Kim jestem? Matką? Żoną? A może po prostu kobietą?

Wkrótce przyszła wystawa naszych prac. Bałam się pójść – bałam się spojrzeń sąsiadów i rodziny. Ale poszłam. Stałam przy swoich miskach i talerzach, a ludzie podchodzili i pytali: „To pani zrobiła? Jakie piękne!”. Poczułam dumę pierwszy raz od lat.

Po wystawie Andrzej nie wrócił na noc do domu. Magda zamknęła się w swoim pokoju i płakała. Ja siedziałam przy stole z kubkiem herbaty i myślałam: czy naprawdę zrobiłam coś złego?

Minęły tygodnie pełne napięcia i ciszy. W końcu Andrzej powiedział:
—Nie poznaję cię już.—
Odpowiedziałam: —Może nigdy mnie nie znałeś.—

Dziś wiem jedno: zawsze jest czas na nowy początek. Nawet jeśli boli, nawet jeśli trzeba stracić część siebie sprzed lat. Moje dzieci powoli zaczynają rozumieć, że mama to też człowiek z marzeniami i potrzebami.

Czasem patrzę na swoje ręce ubrudzone gliną i pytam siebie: czy warto było? Czy szczęście matki może być równie ważne jak szczęście jej dzieci? Może właśnie teraz jest ten moment, żeby zacząć żyć naprawdę?