„To nie hotel!” – szwagier zamieszkał u nas, a ja nie umiem go wyrzucić

– To nie jest hotel! – wykrzyknęłam w końcu, zrywając się z kanapy. Moje słowa zawisły w powietrzu jak ciężka, wilgotna mgła. Krzysztof nawet nie podniósł wzroku znad swojego laptopa, a mój mąż, Paweł, tylko westchnął i uciekł spojrzeniem w okno. W tej chwili poczułam się jak intruz we własnym domu.

Dwa lata temu wprowadziliśmy się z Pawłem do tego mieszkania. Niewielkie, dwupokojowe, ale nasze. Przynajmniej tak mi się wydawało. Mieszkanie należało do rodziny Pawła – przez lata mieszkał tu jego starszy brat, Krzysztof. Kiedy wyjechał do pracy za granicę, my dostaliśmy klucze. Byłam wtedy szczęśliwa, pełna planów na przyszłość. Malowaliśmy ściany na ciepłe kolory, kupowaliśmy meble na raty, śmialiśmy się z Pawłem, że w końcu będziemy mieć własny kąt.

Wszystko zmieniło się pół roku temu, kiedy Krzysztof wrócił z Niemiec. Najpierw miał zatrzymać się u nas na kilka dni, „dopóki nie znajdzie czegoś swojego”. Minęły tygodnie, potem miesiące. Krzysztof rozgościł się na dobre – jego rzeczy zajęły połowę szafy w sypialni, buty stały w przedpokoju, a w lodówce pojawiły się jego ulubione jogurty i piwo. Z początku starałam się być miła. Rozumiałam, że jest mu ciężko po powrocie, że szuka pracy i nie ma dokąd pójść. Ale z każdym dniem czułam coraz większy ciężar na sercu.

Najgorsze były wieczory. Chciałam usiąść z Pawłem przy winie, obejrzeć film albo po prostu porozmawiać. Ale Krzysztof zawsze był obok – komentował wszystko, przerywał nam rozmowy, a czasem nawet bez pytania przełączał kanały w telewizorze. Czułam się jak gość we własnym domu. Próbowałam rozmawiać o tym z Pawłem.

– Kochanie, musimy coś zrobić – zaczęłam pewnego wieczoru, kiedy Krzysztof wyszedł do sklepu. – To nie jest normalne…

Paweł spojrzał na mnie bezradnie.

– Wiem… Ale to mój brat. Nie mogę go tak po prostu wyrzucić.

– Ale to nasze życie! Nasze małżeństwo! – głos mi się załamał. – Czuję się niewidzialna.

Paweł przytulił mnie mocno, ale wiedziałam, że nic się nie zmieni. On zawsze był lojalny wobec rodziny – nawet kosztem własnego szczęścia.

Z czasem zaczęłam unikać domu. Zostawałam dłużej w pracy, spotykałam się z koleżankami po godzinach. Kiedy wracałam wieczorem, Krzysztof siedział w salonie i grał na konsoli albo rozmawiał przez telefon tak głośno, że słyszała go cała klatka schodowa. Czasem miałam ochotę po prostu wyjść i nigdy nie wracać.

Najbardziej bolało mnie to, że Paweł coraz bardziej oddalał się ode mnie. Przestaliśmy rozmawiać o ważnych sprawach. Wszystko kręciło się wokół Krzysztofa – jego problemów z pracą, jego planów na przyszłość, jego humorów. Nawet nasze łóżko przestało być miejscem bliskości – Paweł zasypiał odwrócony do ściany, zmęczony i przygnębiony.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu. Usłyszałam przez drzwi śmiech Krzysztofa i Pawła. Siedzieli razem przy stole i pili piwo.

– O! Anka wróciła! – zawołał Krzysztof z szerokim uśmiechem.

– Cześć – odpowiedziałam chłodno i poszłam do sypialni. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Łzy same napłynęły mi do oczu. Czułam się przegrana.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

– Paweł… Musimy poważnie porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

– O co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony.

– O nas! O to mieszkanie! O to, że nie mamy już żadnej prywatności! – głos mi drżał ze złości i rozpaczy.

– Przesadzasz…

– Nie! To ty przesadzasz! To nie jest hotel! Ja tu mieszkam! Chcę mieć dom!

Paweł milczał długo.

– Daj mu jeszcze trochę czasu…

– Ile jeszcze? Rok? Dwa? Do końca życia?

Nie odpowiedział.

Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Nic się nie zmieniło. Krzysztof nadal mieszka z nami, a ja czuję się coraz bardziej niewidzialna. Zaczynam myśleć o wyprowadzce – może powinnam odejść? Może wtedy Paweł zrozumie, co stracił?

Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: ile jeszcze jestem w stanie znieść? Czy naprawdę muszę wybierać między własnym szczęściem a lojalnością wobec rodziny mojego męża? Dlaczego tak trudno powiedzieć „dość”, kiedy chodzi o najbliższych?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak znaleźć odwagę, by zawalczyć o siebie? Czy można być szczęśliwym w domu, który przestał być domem?