Prawo do pomyłki: Historia Kazimiery i jej ojca
Klucz w zamku obrócił się wtedy, gdy ściągałam dżinsy. Zamarłam, walcząc o równowagę na jednej nodze, druga uwięzła w nogawce. Przez ułamek sekundy pomyślałam: kradzież? Ale zaraz usłyszałam znajomy głos ojca: – Kazia, jesteś w domu? – i już wiedziałam, że to nie złodziej, tylko mój własny tata, który najwyraźniej zapomniał o podstawowych zasadach prywatności.
– Tato! – wrzasnęłam, próbując zasłonić się bluzą. – Możesz pukać?!
Zatrzymał się w progu, z torbą sportową przewieszoną przez ramię. Wyglądał na zmieszanego, ale nie cofnął się od razu. – Przepraszam, myślałem, że cię nie ma…
– To może następnym razem sprawdź zanim wejdziesz! – syknęłam, czując jak policzki płoną mi ze wstydu.
Zamknął drzwi z trzaskiem. Przez chwilę stałam nieruchomo, wsłuchując się w ciszę domu. Sądziłam, że rozmawia przez telefon – zawsze tak robił po siłowni, zanim wrócił do codziennych obowiązków. Ale tym razem coś było inaczej. W powietrzu wisiało napięcie, którego nie potrafiłam nazwać.
Szybko założyłam legginsy i bluzę, po czym wyszłam z pokoju. Ojciec stał w kuchni, nerwowo przeglądając wiadomości na telefonie. Jego torba leżała na stole, rozpięta. Z jej wnętrza wystawała koszulka z logo siłowni.
– Tato… – zaczęłam niepewnie.
– Kazia, przepraszam jeszcze raz – powiedział cicho. – Po prostu… miałem głowę gdzie indziej.
– Coś się stało?
Spojrzał na mnie przez chwilę, jakby ważył każde słowo. – Nie mogę teraz rozmawiać. Muszę zaraz jechać…
– Gdzie? – zapytałam ostrożnie.
– Do pracy – odpowiedział zbyt szybko.
Znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy kłamie. Ale nie miałam siły drążyć tematu. Wzięłam jabłko ze stołu i wróciłam do siebie. Próbowałam skupić się na nauce do matury, ale myśli krążyły wokół tej dziwnej sceny.
Wieczorem mama wróciła z pracy. Od progu rzuciła torbę na podłogę i westchnęła ciężko.
– Coś się stało? – zapytałam.
– Twój ojciec znowu coś kręci – odpowiedziała bez ogródek. – Dzwoniła do mnie pani z jego pracy. Podobno nie było go dziś na zmianie.
Zamarłam. Przez głowę przemknęły mi wszystkie możliwe scenariusze: zdrada? hazard? Może po prostu potrzebował przerwy od wszystkiego?
Wieczorem usiedliśmy razem przy kolacji. Ojciec był wyraźnie spięty, mama patrzyła na niego spode łba.
– Gdzie byłeś dzisiaj naprawdę? – zapytała nagle.
Zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem.
– Byłem… na siłowni – odpowiedział ojciec, ale nawet nie próbował zabrzmieć przekonująco.
– Kazia widziała twoją torbę w domu już po południu – powiedziała mama lodowatym tonem.
Ojciec spuścił głowę. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze.
– Przepraszam was… Musiałem trochę pobyć sam ze sobą. Pojechałem nad Wisłę. Siedziałem tam kilka godzin i myślałem o wszystkim…
Mama westchnęła ciężko. Ja poczułam ulgę, ale też coś w rodzaju żalu. Czy naprawdę tak trudno było nam wszystkim powiedzieć sobie prawdę?
Następnego dnia atmosfera była napięta jak struna. Ojciec starał się być miły, ale każde jego słowo brzmiało sztucznie. Mama chodziła po domu jak cień, a ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.
Po południu usiadłam z ojcem przy kuchennym stole.
– Tato… czy coś jest nie tak? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Kazia… czasem człowiek musi się pomylić, żeby zrozumieć, czego naprawdę chce od życia. Ja też mam prawo do pomyłki…
Zaskoczyły mnie te słowa. Zawsze uważałam ojca za kogoś niezawodnego, kto nigdy się nie myli i zawsze wie co robi. Teraz widziałam w nim człowieka zagubionego i samotnego.
– Ale dlaczego nie powiedziałeś nam wcześniej? – zapytałam.
Wzruszył ramionami.
– Bałem się was zawieść. Bałem się, że pomyślicie o mnie źle…
Objęłam go mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że jesteśmy sobie naprawdę bliscy.
Wieczorem usiedliśmy całą rodziną przy stole i rozmawialiśmy szczerze jak nigdy dotąd. Mama płakała, ojciec przepraszał za swoje milczenie, a ja opowiadałam o swoich lękach przed maturą i przyszłością.
Tamten dzień nauczył mnie jednego: każdy ma prawo do pomyłki. Nawet ci, których kochamy najbardziej i których uważamy za niezniszczalnych.
Czasem zastanawiam się: czy gdybyśmy wcześniej nauczyli się rozmawiać otwarcie o swoich słabościach i błędach, uniknęlibyśmy tylu nieporozumień? Może to właśnie nasze pomyłki czynią nas ludźmi…