Pęknięcie między nami: Przyjaźń, pieniądze i to, co zostaje niewypowiedziane

– Naprawdę nie widzisz, co się z tobą dzieje? – głos Ewy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. – Od lat nie pracujesz, wszystko masz podane na tacy. Myślisz, że to jest życie?

Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty, czując jak ciepło parzy mi palce. Wolałam ten ból od tego, który rozlewał się gdzieś głęboko w środku. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, tej samej, w której przez lata śmiałyśmy się do łez i dzieliłyśmy najskrytsze tajemnice. Teraz między nami wisiała cisza gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadzie.

– Ewa, przestań – wyszeptałam. – Nie masz pojęcia, jak to jest być na moim miejscu.

– Właśnie, że mam! – przerwała mi ostro. – Tylko ja nie pozwoliłam sobie na to, żeby ktoś inny decydował o moim życiu. Ty oddałaś wszystko w ręce Pawła. Nawet siebie.

Zabolało. Bardziej niż chciałam przyznać. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co myślę o jej wiecznym narzekaniu na samotność i wiecznym szukaniu winnych poza sobą. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego spojrzałam przez okno na ogród, gdzie Paweł właśnie kosił trawę. Wyglądał spokojnie, jakby nic nie mogło zakłócić jego świata.

Czy naprawdę byłam tylko dodatkiem do jego życia? Kimś, kto gotuje obiady, sprząta i czeka aż wróci z pracy? Przecież kiedyś miałam marzenia. Chciałam być nauczycielką polskiego, pisać książki dla dzieci. Ale potem pojawił się Paweł, a potem dzieci – Ola i Michał. I wszystko potoczyło się tak szybko.

– Nie rozumiesz – powiedziałam cicho. – Ja… Ja po prostu nie umiem inaczej.

Ewa westchnęła ciężko i odsunęła krzesło.

– Wiesz co? Może powinnaś spróbować. Bo kiedyś obudzisz się i zobaczysz, że nie masz już nic swojego.

Trzasnęły drzwi. Zostałam sama z herbatą i własnymi myślami.


Wieczorem Paweł zapytał:

– Coś się stało? Wyglądasz na przybitą.

Chciałam mu powiedzieć o kłótni z Ewą, o tym jak bardzo mnie zraniła. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego wzruszyłam ramionami.

– Nic takiego. Po prostu zmęczona jestem.

Paweł skinął głową i wrócił do czytania gazety. Ola i Michał kłócili się o pilota do telewizora. Zwykły wieczór w zwykłym domu na przedmieściach Warszawy.

Ale ja już wiedziałam, że nic nie będzie takie samo.


Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Ewy. Czy naprawdę jestem taka słaba? Czy naprawdę oddałam swoje życie w ręce Pawła?

Przypomniałam sobie początki naszego małżeństwa. Byliśmy młodzi, zakochani i pełni planów. Paweł obiecywał mi świat u stóp. Ja chciałam tylko spokoju i rodziny – czegoś, czego nigdy nie miałam w domu rodzinnym. Moja matka była wiecznie niezadowolona, ojciec pił i znikał na całe tygodnie. Marzyłam o stabilności.

Kiedy urodziła się Ola, Paweł zaproponował, żebym została w domu na dłużej. „Po co masz się spieszyć do pracy? Dzieci cię potrzebują” – mówił z troską w głosie. Wtedy wydawało mi się to oczywiste.

Ale lata mijały. Najpierw Ola poszła do przedszkola, potem Michał do szkoły. A ja… zostałam w domu. Coraz częściej czułam się niewidzialna.


Minęły trzy dni od kłótni z Ewą. Nie dzwoniła. Ja też nie miałam odwagi wyciągnąć ręki na zgodę.

W sobotę rano Paweł wrócił z zakupów i rzucił torby na blat.

– Spotkałem Ewę pod sklepem – powiedział bez emocji.

Zamarłam.

– I?

– Nic szczególnego. Pytała, jak się czujesz.

Poczułam ukłucie żalu i tęsknoty za dawną bliskością z Ewą. Przecież była moją przyjaciółką od liceum! Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, wspólne wagary nad Wisłą, nawet pierwsze papierosy za garażami na Ursynowie.

Wzięłam telefon do ręki i napisałam: „Możemy pogadać?” Odpowiedź przyszła po godzinie: „Nie wiem, czy jest jeszcze o czym.” Serce mi zamarło.


Tego dnia postanowiłam zrobić coś dla siebie. Wyjęłam z szafy stare zeszyty z wierszami i opowiadaniami pisanymi jeszcze na studiach polonistycznych. Przeglądałam je z drżeniem rąk – tyle tam było mnie sprzed lat! Marzeń, planów…

Wieczorem usiadłam przy komputerze i zaczęłam pisać opowiadanie dla dzieci o dziewczynce imieniem Zosia, która bała się ciemności. Pisałam do północy, czując dawno zapomnianą radość tworzenia.

Następnego dnia pokazałam tekst Oli.

– Mamo! To jest super! – krzyknęła z entuzjazmem.

Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna naprawdę szczerze.


Minęły dwa tygodnie. Ewa nadal milczała. Ja coraz częściej siadałam do pisania – najpierw krótkie bajki dla dzieci znajomych, potem zaczęłam prowadzić bloga o codziennym życiu mamy na przedmieściach Warszawy.

Pewnego dnia dostałam maila od wydawnictwa: „Pani teksty są bardzo ciekawe. Czy byłaby Pani zainteresowana współpracą?” Nie mogłam uwierzyć własnym oczom!

Wieczorem opowiedziałam o wszystkim Pawłowi.

– To świetnie – powiedział bez większego entuzjazmu. – Ale pamiętaj, żeby nie zaniedbywać domu i dzieci.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Czy naprawdę nie potrafi cieszyć się moim szczęściem?


W niedzielę spotkałyśmy się z Ewą przypadkiem na placu zabaw.

– Cześć – powiedziała cicho.

– Cześć…

Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.

– Przepraszam za tamtą rozmowę – zaczęła Ewa. – Może przesadziłam… Po prostu boję się o ciebie.

– Wiem… Ale to moje życie – odpowiedziałam spokojnie. – I chyba pierwszy raz od dawna czuję, że coś robię dla siebie.

Ewa uśmiechnęła się smutno.

– Tylko nie zapomnij o sobie w tym wszystkim…

Przytuliłyśmy się bez słów. Wiedziałam już, że nasza przyjaźń przeszła próbę ognia – może już nigdy nie będzie taka sama jak kiedyś, ale przetrwała.


Dziś siedzę przy kuchennym stole z laptopem i kubkiem herbaty. Ola odrabia lekcje w swoim pokoju, Michał układa klocki na dywanie. Paweł ogląda wiadomości w salonie.

Piszę kolejną bajkę o Zosi i jej przygodach w świecie wyobraźni.

Czasem myślę o tym wszystkim, co powiedziała Ewa… O tym, jak łatwo można zatracić siebie w codzienności i cudzych oczekiwaniach. Czy naprawdę trzeba mieć własne pieniądze i niezależność, żeby być szczęśliwą? Czy może wystarczy odnaleźć coś swojego – choćby małą pasję?

A wy? Jak myślicie – czy można być szczęśliwym będąc zależnym od drugiej osoby? Czy przyjaźń potrafi przetrwać największe burze?