Niechciane prezenty, złamane serca: Jak jeden świąteczny upominek rozbił moją rodzinę
— Naprawdę myślisz, że to jest odpowiedni prezent dla własnej żony? — wycedziłam przez zęby, patrząc na Adama, który właśnie wręczył mi pod choinką… wagę łazienkową. Wszyscy przy stole zamarli. Mama przestała kroić makowiec, tata odłożył widelec, a moja siostra Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Wigilia zawsze była dla mnie świętem magii, ciepła i rodzinnych żartów. Ale tego roku coś wisiało w powietrzu — napięcie, którego nie potrafiłam nazwać. Adam od kilku tygodni był rozkojarzony, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że nie potrafimy już rozmawiać jak dawniej. Ale nawet w najgorszych snach nie przewidziałabym, że pod choinką znajdę coś takiego.
— To… miało być praktyczne — bąknął Adam, nie patrząc mi w oczy.
— Praktyczne? — powtórzyła Marta z ironią. — Może jeszcze mop albo zestaw do czyszczenia fug?
Mama próbowała ratować sytuację: — Kochani, może spróbujmy barszczu…
Ale ja już nie słyszałam jej głosu. W głowie dudniły mi słowa Adama sprzed tygodnia: „Może powinnaś bardziej zadbać o siebie”. Wtedy uznałam to za żart. Teraz poczułam się upokorzona. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wagą o podłogę, ale powstrzymałam się. Wstałam od stołu i wyszłam do przedpokoju.
Za mną pobiegła Marta.
— Ola, nie przejmuj się. On jest idiotą — szepnęła, obejmując mnie ramieniem.
— To nie tylko o prezent chodzi — wyszeptałam przez łzy. — Od miesięcy czuję się niewidzialna. Jakbyśmy byli tylko współlokatorami.
Marta spojrzała na mnie uważnie.
— Może powinniście porozmawiać? Albo… czy coś się stało?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałyśmy podniesione głosy z salonu. Tata krzyczał na Adama:
— Nie wiem, co ci strzeliło do głowy! Tak się nie traktuje kobiety!
Adam próbował się tłumaczyć:
— To nie tak! Chciałem dobrze! Ola mówiła ostatnio, że chce zadbać o zdrowie…
Wróciłam do pokoju. Wszyscy patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i ciekawości. Czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu.
— Adam — powiedziałam cicho — jeśli naprawdę chciałeś mi pomóc, mogłeś po prostu zapytać, jak się czuję. Albo zabrać mnie na spacer. Ale ty nawet nie zauważyłeś, że od dwóch miesięcy płaczę po nocach.
Zapadła cisza. Mama zaczęła płakać. Tata wyszedł na balkon zapalić papierosa, choć od lat nie palił. Marta ścisnęła mnie za rękę.
Adam spuścił głowę.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie wiedziałem…
— Bo nie chciałeś wiedzieć — odpowiedziałam.
Święta zamieniły się w pole bitwy. Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Adam próbował się tłumaczyć, przynosił kwiaty, gotował obiady, ale ja czułam tylko pustkę i żal. Zaczęłam analizować nasze małżeństwo: kiedy ostatnio rozmawialiśmy szczerze? Kiedy ostatni raz poczułam się kochana?
Kilka dni po świętach znalazłam w jego telefonie wiadomości do jakiejś „Kasi”. Zwykłe rozmowy o pracy, ale jedna fraza przykuła moją uwagę: „Z Olą już od dawna nic nas nie łączy”. Poczułam, jak świat osuwa mi się spod nóg.
Wieczorem usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni.
— Znalazłam twoje wiadomości — powiedziałam bez emocji.
Adam zbladł.
— To nie tak…
— To dokładnie tak — przerwałam mu. — Od miesięcy jesteś gdzie indziej. Ta waga to tylko symbol tego wszystkiego, co między nami pękło.
Nie spałam tej nocy. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na śnieg spadający na puste ulice Warszawy. Myślałam o tym, jak łatwo można zranić drugiego człowieka jednym gestem, jednym słowem, jednym nietrafionym prezentem.
Po Nowym Roku wyprowadziłam się do Marty. Mama codziennie dzwoniła i płakała do słuchawki: „Ola, musicie to naprawić!”. Ale ja wiedziałam, że nie da się posklejać rozbitego serca tanim przeprosinami i kwiatami z kiosku.
Minęły trzy miesiące. Adam próbował wrócić, pisał listy, przysyłał zdjęcia z naszych wspólnych wakacji nad Bałtykiem. Ale ja już byłam gdzie indziej — silniejsza, bardziej świadoma siebie. Zaczęłam chodzić na terapię, wróciłam do malowania obrazów i po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Czasem zastanawiam się: czy gdyby Adam dał mi wtedy pod choinkę coś innego — bilet do teatru, książkę z dedykacją albo po prostu swój czas — wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy jeden nietrafiony prezent naprawdę może rozbić rodzinę?
A może to tylko symbol tego, co i tak musiało się wydarzyć?
Czy Wy też kiedyś dostaliście prezent, który zmienił Wasze życie? Co byście zrobili na moim miejscu?