Mój brat z żoną wprowadzili się do naszego mieszkania – teraz wszyscy oczekują, że się wyprowadzę. Czy naprawdę jestem tu zbędna?
— Kasia, czy możesz się przesunąć? Muszę wyjąć garnki — głos Anety rozległ się za moimi plecami, gdy stałam przy kuchennym blacie, próbując zrobić sobie herbatę. Odwróciłam się powoli, czując jak narasta we mnie irytacja. Jeszcze miesiąc temu to była moja kuchnia. Teraz wszystko się zmieniło.
Mieszkaliśmy z rodzicami w dwupokojowym mieszkaniu na Bródnie od zawsze. Ja, Kasia, 27 lat, pracująca zdalnie jako graficzka, dzieliłam pokój z mamą. Tata miał swój kąt w salonie. Było ciasno, ale to była nasza codzienność. Michał, mój starszy brat, wyprowadził się zaraz po studiach. Zawsze był tym „lepszym”: zaradny, przebojowy, z dobrą pracą w korporacji. Ożenił się z Anetą dwa lata temu i wynajmowali kawalerkę na Pradze.
Aż pewnego dnia wszystko się zawaliło. Michał stracił pracę, a Aneta zaszła w ciążę. Wynajem okazał się za drogi. Wrócili do nas — na chwilę, jak zapewniali. Ale od początku czułam, że „chwila” może trwać wieczność.
— Kasia, może byś trochę posprzątała w łazience? — rzuciła mama, gdy tylko wróciłam z pracy.
— Przecież sprzątałam wczoraj — odpowiedziałam zmęczonym głosem.
— Ale teraz jest nas więcej, trzeba częściej — dodała Aneta z uśmiechem, który miał być miły, ale zabrzmiał jak rozkaz.
Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej obca w swoim własnym domu. Michał i Aneta zajęli mój pokój, bo „Aneta musi mieć spokój dla dziecka”. Ja spałam na rozkładanej kanapie w salonie razem z tatą. Moje rzeczy zostały upchnięte do kartonów pod łóżkiem.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę rodziców za ścianą:
— Może Kasia powinna pomyśleć o własnym mieszkaniu? — szepnął tata.
— Przecież ona nie zarabia tyle, żeby wynająć coś sama — odpowiedziała mama.
— Ale Michał z Anetą mają dziecko w drodze…
Serce mi ścisnęło. Czy naprawdę jestem tu zbędna?
Następnego dnia przy śniadaniu Michał rzucił niby od niechcenia:
— Kasia, nie myślałaś o tym, żeby się usamodzielnić? Wiesz, wynająć coś z koleżanką?
Zaparło mi dech. Spojrzałam na mamę — unikała wzroku. Tata udawał, że czyta gazetę.
— Przecież to mój dom — wyszeptałam.
— Ale my naprawdę nie mamy gdzie się podziać — dodała Aneta teatralnie przykładając rękę do brzucha.
Czułam się jak intruz. Każdy dzień był walką o miejsce przy stole, o chwilę ciszy do pracy, o własną przestrzeń. Nawet moje kubki zostały schowane na najwyższą półkę.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam swoje rzeczy spakowane w kartony przy drzwiach.
— Co to ma znaczyć?! — krzyknęłam.
— Kasia… — zaczął tata — Michał i Aneta potrzebują więcej miejsca. Ty jesteś młoda, dasz sobie radę.
— Ale gdzie mam pójść?! — łzy napłynęły mi do oczu.
— Może u koleżanki? Albo poszukaj czegoś na wynajem…
Wyszłam trzaskając drzwiami. Siedziałam na klatce schodowej i płakałam jak dziecko. Zadzwoniłam do Oli — mojej przyjaciółki:
— Ola… mogę się u ciebie zatrzymać?
— Jasne! Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy. Ola była w szoku:
— Twoja własna rodzina cię wyrzuca?!
Następnego dnia zabrałam kartony i przeniosłam się do Oli. Jej kawalerka była ciasna, ale przynajmniej nikt nie patrzył na mnie jak na problem.
Przez kolejne tygodnie rodzice dzwonili rzadko. Michał napisał raz: „Mam nadzieję, że się nie gniewasz”. Odpisałam tylko: „Nie mam już siły”.
W pracy byłam rozkojarzona. Czułam żal i pustkę. Zaczęłam szukać pokoju do wynajęcia — ceny były kosmiczne. Zastanawiałam się: czy naprawdę jestem taka bezużyteczna? Czy rodzina powinna tak postępować?
Po dwóch miesiącach dostałam propozycję pracy w agencji reklamowej w Gdańsku. Przeprowadziłam się tam i zaczęłam nowe życie. Czasem dzwoniłam do mamy — rozmowy były krótkie i pełne niezręczności.
W święta wróciłam do Warszawy. Michał i Aneta mieli już córeczkę. Rodzice przyjęli mnie chłodno.
Przy stole panowała cisza. W końcu mama powiedziała:
— Kasia… przepraszamy, że tak wyszło. Ale musieliśmy wybrać…
Spojrzałam na nią przez łzy:
— A ja? Czy ja kiedykolwiek byłam dla was wyborem?
Wróciłam do Gdańska z ciężkim sercem. Do dziś nie wiem, czy wybaczę rodzinie ten ból.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę dom to tylko miejsce? Czy można być szczęśliwym bez rodziny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?