Między pragnieniem a rozpaczą: Walka o drugie dziecko w polskiej rodzinie

– Nie rozumiesz, Ola! Ja już swoje w życiu przeżyłem, nie chcę zaczynać wszystkiego od nowa! – Piotr trzaska drzwiami kuchennymi, a ja czuję, jak w moim sercu pęka kolejna nić nadziei.

Patrzę na niego przez łzy. Siedzi przy stole, zgarbiony, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Wiem, że jest zmęczony – ma 55 lat, dwójkę dorosłych dzieci z poprzednich małżeństw i za sobą dwa rozwody. Ale ja… ja mam dopiero 36 lat. Nasza córka, Zosia, ma cztery lata i każdego dnia pyta mnie, kiedy będzie miała braciszka lub siostrzyczkę. Jak mam jej powiedzieć, że tata nie chce?

– Piotrze… – zaczynam cicho, próbując nie płakać. – Ja naprawdę tego potrzebuję. Nie chodzi tylko o mnie. Zosia jest taka samotna…

– Ola, proszę cię. Mam już dwoje dzieci. Michał studiuje w Warszawie, Ania za rok zdaje maturę. Wiesz, ile mnie to kosztowało? Ile nerwów, pieniędzy? – Jego głos jest zmęczony, ale stanowczy.

Wiem. Słyszałam te argumenty setki razy. Ale moje serce nie słucha rozumu.

Wieczorem leżę w łóżku i patrzę w sufit. Piotr śpi obok, odwrócony do ściany. Czuję się tak bardzo sama. Przypominam sobie nasze początki – jak poznałam go na szkoleniu w Krakowie, jak zachwycił mnie swoją dojrzałością i spokojem. Był wtedy po drugim rozwodzie, mówił otwarcie o swoich dzieciach i przeszłości. Myślałam, że razem stworzymy coś nowego, lepszego.

Zosia przyszła na świat po dwóch latach starań. Byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie. Ale teraz… teraz czuję się jak więzień własnych marzeń.

Następnego dnia dzwoni moja mama.

– Olu, nie możesz go zmuszać – mówi z troską w głosie. – On już swoje przeżył. Może powinnaś się pogodzić?

– Mamo, ale ja nie umiem… Czuję się pusta – szepczę.

Mama milknie. Wiem, że nie rozumie mojego bólu.

Wieczorem Piotr wraca późno z pracy. Zosia już śpi. Siadam naprzeciwko niego przy kuchennym stole.

– Musimy porozmawiać – mówię stanowczo.

Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Ola, proszę cię…

– Nie! Tym razem ja mówię! – podnoszę głos. – Czy ty mnie jeszcze kochasz? Czy jestem dla ciebie tylko kolejnym obowiązkiem?

Piotr milczy długo.

– Kocham cię – mówi w końcu cicho. – Ale nie chcę już więcej dzieci. Nie mam siły zaczynać wszystkiego od nowa.

Czuję, jak łzy spływają mi po policzkach.

– A ja nie umiem żyć bez nadziei na drugie dziecko…

Przez kolejne tygodnie żyjemy obok siebie jak współlokatorzy. Rozmawiamy tylko o Zosi i codziennych sprawach. W pracy jestem rozkojarzona, koleżanki pytają, czy wszystko w porządku.

Pewnego dnia spotykam się z moją przyjaciółką Magdą.

– Ola, musisz coś zmienić – mówi stanowczo. – Albo pogodzisz się z decyzją Piotra, albo… musisz pomyśleć o sobie.

– Ale jak? Mam zostawić wszystko? Rozwalić rodzinę przez jedno dziecko? – pytam rozpaczliwie.

Magda milczy przez chwilę.

– Może powinnaś porozmawiać z jego dziećmi? Może oni coś podpowiedzą?

Pomysł wydaje mi się szalony, ale desperacja bierze górę. Umawiam się z Michałem na kawę.

– Ola… tata zawsze był uparty – mówi Michał z uśmiechem. – Ale on cię kocha. Może boi się odpowiedzialności? Albo tego, że nie da rady?

– Myślisz, że powinienem odpuścić?

Michał wzrusza ramionami.

– To twoje życie. Ale pamiętaj – czasem trzeba wybrać między własnym szczęściem a szczęściem innych.

Wracam do domu jeszcze bardziej zagubiona.

Wieczorem Piotr czeka na mnie w kuchni.

– Rozmawiałaś z Michałem? – pyta bez ogródek.

Przytakuję.

– Ola… ja naprawdę nie chcę cię ranić. Ale nie mogę dać ci tego, czego pragniesz. Nie potrafię już być ojcem dla kolejnego dziecka.

Patrzę na niego i widzę w jego oczach strach i zmęczenie. Może rzeczywiście wymagam za dużo?

Ale potem widzę Zosię bawiącą się samotnie w swoim pokoju i serce mi pęka.

Mijają kolejne miesiące. Nasze małżeństwo zamienia się w pole bitwy i ciche dni pełne żalu. Zosia zaczyna mieć problemy w przedszkolu – jest wycofana, smutna.

Pewnego dnia Piotr pakuje walizkę.

– Muszę wyjechać na kilka dni do siostry do Gdańska – mówi bez emocji.

Nie zatrzymuję go. Czuję ulgę i rozpacz jednocześnie.

W nocy płaczę do poduszki. Zosia przychodzi do mnie i tuli się mocno.

– Mamusiu, dlaczego płaczesz?

Nie umiem jej odpowiedzieć.

Po tygodniu Piotr wraca odmieniony.

– Rozmawiałem z siostrą – mówi powoli. – Powiedziała mi coś ważnego: że czasem trzeba pozwolić odejść własnym lękom…

Patrzę na niego z nadzieją.

– Ola… jeśli to dla ciebie takie ważne… spróbujmy jeszcze raz.

Łzy napływają mi do oczu ze szczęścia i ulgi. Przytulam go mocno.

Ale życie nie jest bajką. Mijają miesiące starań i nic się nie dzieje. Lekarze mówią o problemach z płodnością związanych z wiekiem Piotra i moim stresem.

Zaczynamy się kłócić jeszcze częściej niż wcześniej. Piotr coraz częściej wychodzi z domu wieczorami, wraca późno i milczy.

Pewnego dnia znajduję w jego telefonie wiadomość od byłej żony:

„Piotrze, może powinieneś wrócić do nas? Dzieci tęsknią za tobą…”

Czuję się zdradzona i upokorzona. Konfrontuję go natychmiast.

– Co to ma znaczyć?!

Piotr patrzy na mnie bez słowa przez długą chwilę.

– Nie wiem już sam, czego chcę…

Wybiegam z domu i błąkam się po mieście przez kilka godzin. W końcu wracam do pustego mieszkania i zasypiam ze łzami na policzkach.

Następnego dnia Piotr pakuje swoje rzeczy i wyprowadza się do matki.

Zostajemy z Zosią same. Przez pierwsze tygodnie funkcjonuję jak automat: praca, przedszkole, zakupy, dom. Wieczorami płaczemy razem pod kocem.

Po kilku miesiącach zaczynam powoli odzyskiwać równowagę. Zosia śmieje się coraz częściej, ja spotykam się z Magdą i innymi przyjaciółkami. Zaczynam terapię i uczę się żyć dla siebie i córki.

Piotr dzwoni czasem, pyta o Zosię. Nigdy nie rozmawiamy o nas ani o drugim dziecku.

Czasem zastanawiam się: czy warto było tak bardzo walczyć o marzenie? Czy można być szczęśliwym mimo niespełnienia? Czy lepiej było odpuścić wcześniej?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między własnym pragnieniem a miłością do drugiego człowieka?