Między miłością a pieniędzmi: Historia dwóch sióstr z Warszawy

– Magda, nie mam już siły. – Głos Kasi drżał, jakby każde słowo było ciężarem. – Oni mnie wykończą.

Patrzyłam na nią przez kuchenny stół. Była blada, z podkrążonymi oczami, a jej dłonie nerwowo ugniatały rąbek swetra. W tle słychać było szum ulicy Marszałkowskiej i cichy stukot deszczu o parapet. W mojej głowie kłębiły się myśli: jak jej pomóc, skoro sama ledwo wiążę koniec z końcem?

Kasia zawsze była tą silniejszą. To ona pocieszała mnie po nieudanych randkach, to ona pierwsza wyjechała na studia do Krakowa i wróciła z dyplomem oraz mężem – Pawłem. Wszyscy mówili, że są idealną parą. Ale życie napisało inny scenariusz.

– Paweł nie płaci alimentów. Mama mówi, że powinnam iść do sądu, ale ja już nie mam siły walczyć. – Kasia spuściła wzrok. – A dzieci muszą coś jeść.

Przez chwilę milczałam. Wiedziałam, że mama miała rację, ale też rozumiałam Kasię. Sąd to kolejne nerwy, kolejne upokorzenia. Sama byłam świeżo po ślubie z Michałem i właśnie zaczynaliśmy remont naszego mieszkania na Pradze. Każda złotówka była na wagę złota.

– Może… może na razie zamieszkacie u nas? – zaproponowałam niepewnie.

Kasia spojrzała na mnie z wdzięcznością i wstydem jednocześnie.

– Nie chcę ci się narzucać. Michał pewnie nie będzie zadowolony.

Miała rację. Michał był człowiekiem zasad – cenił prywatność i spokój. Ale przecież nie mogłam zostawić siostry na lodzie.

Wieczorem, gdy Kasia już spała z dziećmi w naszym salonie, usiedliśmy z Michałem przy kuchennym stole.

– Magda, rozumiem twoją siostrę, ale to nie może trwać wiecznie – powiedział cicho. – Mamy swoje życie.

– Wiem… Ale co mam zrobić? Ona nie ma nikogo poza nami.

Michał westchnął ciężko i spojrzał przez okno na rozświetlone bloki po drugiej stronie ulicy.

– Dajmy im miesiąc. Potem musimy coś wymyślić.

Każdy dzień był próbą cierpliwości. Dzieci Kasi – Zosia i Franek – biegały po mieszkaniu, rozrzucając zabawki i budząc nas o szóstej rano. Kasia próbowała znaleźć pracę, ale bez doświadczenia i z dwójką dzieci było to prawie niemożliwe. Mama dzwoniła codziennie, pytając, czy „już coś się ruszyło”.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Kasi z mamą przez drzwi łazienki:

– Mamo, Magda już ma dość… Widzę to po niej. Michał też… Może powinnam wrócić do was do Radomia?

Zamarłam. Nie chciałam jej stracić, ale czułam się przytłoczona. Michał coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy.

Któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Kasię płaczącą na balkonie.

– Co się stało? – zapytałam cicho.

– Paweł… Przysłał mi SMS-a: „Nie licz na mnie więcej”. – Jej głos był pusty.

Przytuliłam ją mocno. Wtedy poczułam jej drżenie i własną bezradność.

Wkrótce zaczęły się kłótnie z Michałem.

– Magda, to nie jest nasz problem! – krzyczał pewnego wieczoru. – Chcesz być dobrą siostrą kosztem naszego małżeństwa?

– A co mam zrobić? Wyrzucić ją na ulicę?

– Może czas powiedzieć jej prawdę! Że nie możemy jej utrzymywać!

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc ciche szlochy Kasi zza ściany i ciężkie westchnienia Michała obok siebie.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kasią szczerze.

– Kasia… Musimy coś wymyślić. Michał jest coraz bardziej sfrustrowany. Ja też… Boję się o nasze małżeństwo.

Kasia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Przepraszam… Nie chciałam ci tego robić.

– Wiem. Ale musisz zacząć działać. Może spróbuj znaleźć jakąkolwiek pracę? Nawet na pół etatu?

Po tej rozmowie Kasia zaczęła szukać pracy jeszcze intensywniej. Znalazła ogłoszenie o pracy w piekarni niedaleko naszego domu. Praca była ciężka i słabo płatna, ale dawała jej poczucie godności.

Zosia i Franek zaczęli chodzić do pobliskiego przedszkola dzięki pomocy sąsiadki, pani Haliny, która zaoferowała się je odprowadzać rano.

Michał powoli zaczął akceptować nową sytuację, choć wciąż czułam między nami napięcie. Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

– Magda… Może przesadziłem – powiedział cicho Michał. – Widzę, jak się starasz. I jak Kasia walczy o dzieci.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością.

Minęły trzy miesiące. Kasia znalazła małe mieszkanie komunalne na Grochowie. Było skromne, ale własne. Przeprowadzka była wzruszająca – wszyscy płakaliśmy ze szczęścia i ulgi.

Mama przyjechała z Radomia z wielką torbą pierogów i słoików ogórków.

– Dziewczyny… Jesteście moją dumą – powiedziała przez łzy.

Dziś patrzę na tę historię z perspektywy czasu i widzę, jak bardzo nas zmieniła. Naszą rodzinę poróżniły pieniądze, ale też nauczyły nas pokory i miłości bezwarunkowej.

Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą siostrą i żoną jednocześnie? Czy rodzina zawsze powinna być na pierwszym miejscu? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?