Kiedy mąż wystawił mi rachunek: Spowiedź polskiej żony

– To wszystko, Aniu – powiedział Paweł, kładąc przede mną kartkę na kuchennym stole. Jego dłoń lekko drżała, ale głos miał zimny jak lód. – Tu masz wszystko: czynsz, rachunki za prąd, zakupy, nawet kieszonkowe dla dzieci. Skoro wróciłaś do pracy, powinnaś się do tego dokładać. Tak będzie sprawiedliwie.

Zamarłam z nożem w ręku, w połowie obierania ziemniaka. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Piętnaście lat razem. Dwoje dzieci – Zosia ma trzynaście lat, Kuba dziesięć. Zawsze wierzyłam, że nasz dom opiera się na miłości, nie na pieniądzach.

– Paweł, żartujesz? – zapytałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. – To nie jest wynajmowane mieszkanie, tylko nasz dom.

Wzruszył ramionami. – Wiesz dobrze, że teraz jest ciężko. Każda złotówka się liczy. Skoro masz już swoją pensję, powinniśmy wszystko rozliczać jasno.

Myślałam, że się ucieszy, kiedy po tylu miesiącach szukania dostałam pracę w bibliotece na pół etatu. Wreszcie poczułam się potrzebna i doceniona. Ale Paweł widział tylko jedno: mam własne pieniądze, więc czas się rozliczyć.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam obok niego i słuchałam jego spokojnego oddechu. Gdzie popełniliśmy błąd? Przypomniały mi się nasze wspólne plany – mały domek na Mazurach, wspólne wakacje pod namiotem. Wtedy liczyliśmy każdy grosz razem, ale nigdy przeciwko sobie.

Rano dzieci kłóciły się w łazience.
– Mamo! Kuba znowu zabrał moją szczotkę do włosów! – krzyczała Zosia.
– Kuba, oddaj siostrze szczotkę – powiedziałam zmęczonym głosem.
Paweł już wyszedł do pracy. Kartka leżała na stole jak wyrzut sumienia. Przejrzałam ją jeszcze raz: wszystko wyliczone co do grosza. Nawet „Ania – fryzjer: 60 zł”.

Po południu pojechałam do mamy. Zawsze mnie rozumiała. Kiedy opowiedziałam jej wszystko, pokręciła głową z niedowierzaniem.
– Córeczko, to nie jest normalne. W małżeństwie chodzi o zaufanie.
– Ale co z dziećmi? Nie chcę ich w to mieszać.
– Porozmawiaj z Pawłem! Powiedz mu, jak bardzo cię to boli.

Wracałam tramwajem i patrzyłam na kobiety wokół siebie. Ile z nich czuje się dłużniczkami we własnym domu?

Wieczorem usiadłam obok Pawła.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam cicho.
– Słucham – odpowiedział zmęczonym głosem.
– Nie chcę tak żyć. Nie chcę co miesiąc zastanawiać się, ile ci jestem winna. To nie jest partnerstwo.
Westchnął ciężko.
– Chcę tylko, żebyśmy oboje brali odpowiedzialność za dom. Nie chcę wszystkiego dźwigać sam.
– Ale ja też dźwigam! Dzieci, dom… Teraz jeszcze praca! Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze.
Zapadła cisza. Dzieci odrabiały lekcje w swoich pokojach. Słyszałam śmiech Zosi przez zamknięte drzwi.
– Przepraszam – powiedział w końcu Paweł. – Czasem mam wrażenie, że cię tracę. Że już nie jesteśmy drużyną.
– Spróbujmy znów być drużyną – powiedziałam przez łzy.
Ale wiedziałam już wtedy: coś w nas pękło na zawsze.

Minęły trzy miesiące. Rachunek leży głęboko w szufladzie. Nie zapłaciłam go, ale myślę o nim codziennie. Staramy się znów do siebie zbliżyć, ale cień tamtej rozmowy wisi nad nami jak chmura – czy można zacząć od nowa?

Ostatnio coraz częściej zastanawiam się: ile kobiet w Polsce żyje tak jak ja? Ile z nas czuje się obco we własnym małżeństwie? Czy można jeszcze zaufać komuś, kto kiedyś wystawił rachunek za miłość?