Kiedy córka prosi o pomoc: Tajemnice, które rozbiły naszą rodzinę
– Mamo, musisz mi pomóc. – Głos Lejli drżał przez telefon, a ja od razu poczułam, jak serce zaczyna mi walić. – Muszę iść do szpitala na kilka dni. Czy możesz zostać z Kubusiem?
Nie pytałam o szczegóły. Zawsze byłam tą, która pomaga, która nie zadaje zbędnych pytań. Odkąd Lejla się wyprowadziła do własnego mieszkania – tego, które z mężem kupiliśmy jej na start w dorosłość – widywałyśmy się rzadziej. Ale przecież była moją córką. Zawsze mogła na mnie liczyć.
Przyjechałam do niej tego samego wieczoru. Kubuś spał już w swoim łóżeczku, a Lejla pakowała torbę. Była blada, zmęczona, jakby od tygodni nie spała. – To tylko badania, mamo – rzuciła szybko, unikając mojego wzroku. – Nic poważnego.
Złapałam ją za rękę. – Lejla, jeśli coś się dzieje…
– Proszę, nie teraz. Muszę już jechać.
Nie naciskałam. Zawsze była uparta, zamknięta w sobie. Pożegnałam ją w drzwiach, a potem długo siedziałam w kuchni, słuchając ciszy tego mieszkania. Było tu coś dziwnego – nieporządek, którego Lejla nigdy nie tolerowała, sterty nieotwartych listów na stole, dziecięce ubranka rzucone byle jak na krzesło.
Następnego dnia obudził mnie płacz Kubusia. Wzięłam go na ręce, próbując go uspokoić, ale był niespokojny, jakby wyczuwał, że coś jest nie tak. Przez cały dzień starałam się zająć go zabawą, gotowałam mu ulubioną zupkę, czytałam bajki. Ale wciąż czułam niepokój.
Wieczorem zadzwonił mój mąż, Marek. – Jak tam? – zapytał. – Lejla się odezwała?
– Nie. Nic nie wiem. Marek, tu jest coś nie tak. W mieszkaniu jest bałagan, a Lejla wyglądała na przerażoną.
– Może przesadzasz? Wiesz, jak ona jest…
Ale nie mogłam się uspokoić. Postanowiłam posprzątać trochę, żeby Lejli było milej po powrocie. Zaczęłam od salonu. Pod stertą gazet znalazłam kopertę zaadresowaną do Lejli. Otworzyłam ją bez zastanowienia – wiem, nie powinnam, ale byłam zbyt zaniepokojona.
To był list z banku. Informacja o zaległościach w spłacie kredytu. Zamarłam. Przecież Lejla nie miała żadnych kredytów – mieszkanie dostała od nas, samochód był stary, ale sprawny. Skąd więc te długi?
Przez kolejne dni zaczęłam zauważać coraz więcej niepokojących rzeczy. W lodówce prawie nic nie było, w łazience brakowało podstawowych kosmetyków. Kubuś miał za mało pieluch, a w szafie znalazłam tylko kilka czystych ubranek.
Zadzwoniłam do Lejli, ale nie odbierała. W końcu napisała krótkiego SMS-a: „Wszystko w porządku. Nie martw się.”
Nie mogłam spać. Zaczęłam rozmawiać z sąsiadką Lejli, panią Grażyną. – Pani Lejla ostatnio wyglądała na bardzo zmęczoną – powiedziała cicho. – Często wracała późno, czasem ktoś do niej przychodził…
– Kto?
– Jakiś mężczyzna. Nie znam go.
Zrobiło mi się zimno. Przecież Lejla od dawna była sama, ojciec Kubusia wyjechał za granicę i nie utrzymywał kontaktu.
Kiedy Lejla wróciła ze szpitala po pięciu dniach, wyglądała jeszcze gorzej niż wcześniej. Wpadła w ramiona Kubusia i zaczęła płakać.
– Mamo, przepraszam…
Usiadłyśmy razem w kuchni. – Lejla, powiedz mi prawdę. Co się dzieje?
Z początku milczała. Potem zaczęła mówić – cicho, łamiącym się głosem. Okazało się, że straciła pracę już kilka miesięcy temu. Nie chciała nas martwić, więc udawała, że wszystko jest w porządku. Żyła z oszczędności, ale te szybko się skończyły. Kredyt wzięła na leczenie Kubusia – miał poważne problemy z alergią, a leki były drogie.
– Nie chciałam was obciążać… Wiem, ile poświęciliście dla mnie i dla niego…
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Lejla, dlaczego nic nam nie powiedziałaś?
– Bałam się waszego rozczarowania. Bałam się, że uznacie mnie za nieudacznicę.
Wtedy zrozumiałam, jak bardzo zawiodłam jako matka. Zawsze starałam się być silna, nie okazywać słabości, wymagałam od niej samodzielności… Ale czy nie przesadziłam? Czy nie sprawiłam, że bała się prosić o pomoc?
Marek przyjechał tego samego wieczoru. Siedzieliśmy razem przy stole, a Lejla opowiadała o wszystkim – o samotności, o strachu przed przyszłością, o tym, jak bardzo brakuje jej wsparcia.
– Mamo, tato… Ja już nie daję rady sama.
Objęliśmy ją oboje. – Nie jesteś sama – powiedział Marek. – Jesteśmy rodziną.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Pomogliśmy Lejli spłacić długi, Marek znalazł jej pracę w swojej firmie. Ja codziennie przychodziłam do niej po pracy, żeby pomóc przy Kubusiu. Powoli wracał spokój.
Ale wciąż wracam myślami do tamtych dni. Do tej ciszy w jej mieszkaniu, do strachu w jej oczach. Czy naprawdę znałam własną córkę? Czy nasze dzieci kiedykolwiek mówią nam całą prawdę?
Czasem patrzę na Lejlę i zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic nosi w sobie? I czy kiedykolwiek będę w stanie ją naprawdę zrozumieć?