Czy naprawdę jestem złą babcią? Historia o miłości, niezrozumieniu i poszukiwaniu siebie na emeryturze
– Mamo, czy ty w ogóle kochasz swoje wnuki? – głos Magdy, mojej córki, drżał od emocji. Stałyśmy w kuchni, a za oknem padał ciepły, czerwcowy deszcz. Krople bębniły o parapet, jakby chciały zagłuszyć jej słowa. Poczułam, jak serce mi zamiera.
Nie spodziewałam się tego pytania. Przecież zawsze starałam się być dobrą matką, a teraz – kiedy przeszłam na emeryturę – chciałam być też dobrą babcią. Ale czy byłam? Czy naprawdę zawiodłam?
Ostatnie tygodnie były dla mnie trudne. Po czterdziestu latach pracy w bibliotece nagle znalazłam się w domu. Cisza, która kiedyś była luksusem, teraz przytłaczała mnie jak ciężka kołdra. Z jednej strony czułam ulgę – nie musiałam już wstawać o świcie, martwić się o spóźnione autobusy czy niekończące się raporty. Z drugiej strony ogarniał mnie lęk przed pustką. Kim jestem, jeśli nie pracuję? Co mam robić z tymi wszystkimi godzinami?
Magda szybko znalazła dla mnie zajęcie. – Mamo, skoro już jesteś w domu, może mogłabyś częściej zajmować się Olą i Antosiem? – zaproponowała pewnego wieczoru przez telefon. Słyszałam w jej głosie zmęczenie i nadzieję. Zgodziłam się bez wahania. Przecież to normalne, że babcia pomaga.
Ale rzeczywistość okazała się trudniejsza niż myślałam. Ola miała siedem lat i była żywym srebrem – wszędzie jej było pełno, zadawała milion pytań na minutę. Antoś miał cztery lata i potrafił godzinami płakać, jeśli coś nie szło po jego myśli. Po kilku godzinach z nimi byłam wykończona. Czułam się winna, że nie mam tyle cierpliwości co kiedyś.
Pewnego dnia Ola rozbiła szklankę w kuchni. Zamiast zareagować spokojnie, podniosłam głos:
– Ile razy mam powtarzać, żebyś uważała?!
Ola uciekła do swojego pokoju ze łzami w oczach. Antoś patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby zobaczył potwora.
Wieczorem Magda zadzwoniła.
– Mamo, Ola powiedziała, że na nią nakrzyczałaś. Co się stało?
– Byłam zmęczona… Przepraszam.
– Może powinnaś trochę odpocząć od dzieci? – zaproponowała ostrożnie.
Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę jestem aż tak złą babcią?
Od tamtej pory coraz częściej unikałam spotkań z wnukami. Tłumaczyłam się bólem głowy albo wizytą u lekarza. Magda zaczęła być coraz bardziej zirytowana.
– Wiesz co? Inne babcie nie mają takich problemów! – rzuciła pewnego dnia przez telefon.
– Może po prostu nie jestem taka jak inne…
– A może po prostu nie kochasz swoich wnuków?
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przecież ich kocham! Ale czy potrafię to okazać? Moja mama była surowa i oszczędna w uczuciach. Nigdy mnie nie przytulała, nie mówiła „kocham cię”. Ja też nie umiem tego robić.
Przez kilka dni chodziłam jak struta. Nie mogłam spać, wciąż słyszałam w głowie słowa Magdy: „Nie kochasz swoich wnuków”. Czy naprawdę tak to wygląda z boku? Może powinnam bardziej się starać? Ale jak?
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do Magdy. Siedziała przy stole z kubkiem kawy, zmęczona po pracy.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
– O czym?
– O tym, co powiedziałaś ostatnio…
Magda westchnęła.
– Mamo, ja po prostu chciałabym, żebyś była bliżej dzieci. Żebyś była… no wiesz… taką babcią jak inne.
– Ale ja nie jestem taka jak inne! – wybuchłam nagle. – Ja nigdy nie miałam takiej babci! Moja mama była zimna i surowa! Ja… ja po prostu nie umiem być inna!
Magda spojrzała na mnie zaskoczona.
– Myślałam, że to dla ciebie naturalne…
– Nie jest. Kocham Olę i Antosia, ale czasem czuję się przy nich bezradna. Boję się, że coś zrobię źle…
Zapadła cisza. W końcu Magda podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
– Przepraszam, mamo. Nie wiedziałam…
Poczułam łzy napływające do oczu.
– Ja też przepraszam. Chciałabym być lepsza…
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Staram się częściej widywać z wnukami, ale już bez presji bycia „idealną babcią”. Czasem pieczemy razem ciasto, czasem oglądamy bajki albo idziemy na spacer do parku. Nie zawsze jest idealnie – czasem Ola się obrazi, Antoś płacze bez powodu – ale uczymy się siebie nawzajem.
Często zastanawiam się teraz: czy naprawdę można być „złą babcią”, jeśli się kocha swoje wnuki na swój sposób? Czy musimy spełniać oczekiwania innych, żeby być wystarczająco dobrzy? Może najważniejsze jest to, żeby próbować – nawet jeśli czasem popełniamy błędy.