Moja babcia nie miała telefonu, ale wsłuchiwała się we mnie jak nikt inny…

– Znowu siedzisz z tym telefonem, Marto? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak ostrze. Podniosłam wzrok znad ekranu, gdzie właśnie przeglądałam zdjęcia z wczorajszego spotkania ze znajomymi. – Przecież rozmawiam z tobą… – odpowiedziałam cicho, choć sama nie byłam pewna, czy to prawda. Mama westchnęła ciężko i odwróciła się do okna. Wtedy przypomniałam sobie babcię.

Moja babcia, Helena, nie miała telefonu komórkowego. Nie znała WhatsAppa, nie miała selfie kamery, a wideorozmowa byłaby dla niej czarną magią. Ale kiedy mówiłam do niej – naprawdę mówiłam, o wszystkim, co mnie bolało albo cieszyło – patrzyła mi w oczy tak uważnie, że czułam się najważniejsza na świecie. Jej twarz promieniała bardziej niż jakikolwiek ekran. Nie używała filtrów, a jednak jej uśmiech był najpiękniejszy.

Pamiętam pewien wieczór sprzed lat. Siedziałyśmy razem przy kuchennym stole w jej małym mieszkaniu na Pradze. Za oknem padał deszcz, a ja płakałam po kłótni z mamą. Babcia nalała mi herbaty do szklanki w metalowym koszyczku i powiedziała: – Opowiedz mi wszystko, Martuniu. Jestem tu dla ciebie. I wtedy opowiedziałam jej o wszystkim: o tym, jak czuję się niezrozumiana, jak bardzo chciałabym być kimś innym, jak boję się przyszłości. Babcia słuchała bez przerywania, bez oceniania. Tylko czasem ściskała moją dłoń.

Teraz, kiedy jej już nie ma, czuję pustkę. Technologia miała nas zbliżać, ale coraz częściej mam wrażenie, że oddala mnie od ludzi. Z mamą rozmawiamy coraz mniej – ona zamyka się w swoim świecie trosk i obowiązków, ja uciekam w ekran telefonu. Czasem próbuję do niej mówić, ale ona nie patrzy mi w oczy tak jak babcia. Zamiast tego rzuca krótkie uwagi albo milczy.

Wszystko zmieniło się po śmierci babci. W domu zapanowała cisza, której nie potrafiłam znieść. Mama stała się jeszcze bardziej nerwowa i zamknięta w sobie. Pewnego dnia usłyszałam jej rozmowę przez telefon z ciocią: – Marta jest taka zamknięta… Nie wiem już, jak do niej dotrzeć. Może powinnam była być dla niej bardziej jak mama Helena…

Poczułam wtedy ukłucie żalu i winy. Może to ja powinnam była spróbować bardziej? Może powinnam była odłożyć telefon i po prostu usiąść z mamą przy stole? Ale nie potrafiłam. Każda próba kończyła się kłótnią albo niezręcznym milczeniem.

Najgorsze przyszło kilka miesięcy później. Tata zostawił nas dla innej kobiety. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej, a ja zaczęłam spędzać całe dnie poza domem albo w internecie. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać niemal całkowicie.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu późno i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z kubkiem herbaty – dokładnie tak, jak kiedyś siedziała babcia. Była zapłakana i wyglądała na starszą o dziesięć lat.

– Marto… – zaczęła niepewnie. – Czy ty mnie jeszcze kochasz?

To pytanie uderzyło mnie mocniej niż cokolwiek innego. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Mamo… Oczywiście, że cię kocham… Tylko… nie umiem już z tobą rozmawiać tak jak kiedyś z babcią.

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja też nie umiem… Twoja babcia była wyjątkowa. Miała w sobie tyle cierpliwości i ciepła… Ja zawsze byłam bardziej nerwowa.

Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy razem. Wtedy przypomniały mi się słowa babci: „Najważniejsze to być obecnym całym sercem”.

– Może spróbujemy jeszcze raz? – zapytałam cicho.

Mama skinęła głową i uśmiechnęła się przez łzy.

Od tamtej pory próbujemy rozmawiać częściej – bez telefonów, bez pośpiechu. To trudne, bo obie jesteśmy już inne niż kiedyś. Ale czasem udaje nam się znaleźć ten moment bliskości, który pamiętam z dzieciństwa.

Często myślę o babci i o tym, jak bardzo brakuje mi jej obecności. Zastanawiam się też, czy dzisiejsze dzieci będą miały kogoś takiego w swoim życiu – kogoś, kto potrafi słuchać naprawdę, bez rozpraszaczy i ekranów.

Czy potrafimy jeszcze być dla siebie obecni? Czy technologia zabrała nam coś ważnego? A może to tylko wymówka i wszystko zależy od nas samych? Czasem boję się odpowiedzi na te pytania.