Między teściową a rozsądkiem: Jak zdecydowałam się odejść od „maminsynka”
– Znowu nie posoliłaś ziemniaków, Aniu. – Głos teściowej rozbrzmiał w kuchni ostrym tonem, który znałam aż za dobrze. – U nas w domu zawsze się solilo.
Zacisnęłam dłonie na ściereczce, czując jak łzy napływają mi do oczu. Nie dam jej tej satysfakcji, powtarzałam sobie w myślach. Nie dam się złamać przez kolejną drobnostkę. Ale przecież to nie była drobnostka – to był kolejny kamyk do worka, który dźwigałam od lat.
Mój mąż, Tomek, siedział przy stole z telefonem w ręku, udając, że nie słyszy. Jak zawsze. Kiedyś myślałam, że to tylko faza, że w końcu stanie po mojej stronie. Ale z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że jestem sama w tej walce.
– Może byś coś powiedział? – rzuciłam cicho w jego stronę.
Tomek nawet nie podniósł wzroku.
– Mama tylko chce dobrze – mruknął.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. „Mama tylko chce dobrze” – ile razy słyszałam te słowa? Ile razy tłumaczył nimi każde jej upokorzenie, każdą złośliwość?
Pamiętam dzień naszego ślubu. Stałam przed lustrem w białej sukni, a moja mama płakała ze wzruszenia. Teściowa weszła do pokoju i bez ogródek rzuciła:
– No, Aniu, obyś nie przytyła po ślubie, bo Tomek lubi szczupłe dziewczyny.
Wtedy jeszcze się śmiałam. Myślałam: „To tylko żart”. Ale żarty teściowej zawsze miały ostry posmak.
Po ślubie zamieszkaliśmy u niej „na chwilę”. Ta chwila trwała pięć lat. Każdego dnia czułam się coraz bardziej jak intruz we własnym życiu. Teściowa miała klucz do wszystkiego: do lodówki, do naszych planów, do mojego małżeństwa.
– Aniu, nie powinnaś tyle pracować. Kobieta powinna dbać o dom.
– Aniu, dzieci to już by się przydały.
– Aniu, nie tak się prasuje koszule Tomka.
Czasem miałam wrażenie, że nawet oddychać powinnam według jej instrukcji.
Najgorsze były wieczory. Kiedy Tomek wracał z pracy i siadał z mamą przed telewizorem, a ja krzątałam się po kuchni. Słyszałam ich śmiechy zza ściany i czułam się jak służąca. Próbowałam rozmawiać z Tomkiem:
– Może byśmy poszli gdzieś razem? Tylko we dwoje?
– Mama zrobiła kolację – odpowiadał. – Zjedzmy razem.
Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Zaczęłam zamykać się w sobie. Przestałam dzwonić do przyjaciółek, bo nie chciałam słyszeć pytań: „Jak tam u was?” Co miałam powiedzieć? Że jestem trzecią osobą w swoim małżeństwie?
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W kuchni usłyszałam rozmowę:
– Tomek, ona nie jest dla ciebie – mówiła teściowa ściszonym głosem. – Zobacz, jaka jest chłodna, zamknięta. Ty potrzebujesz kogoś lepszego.
– Mamo, daj spokój – odpowiedział cicho Tomek.
Ale nie powiedział: „Kocham ją”. Nie powiedział: „Nie mów tak o mojej żonie”.
Wtedy coś we mnie pękło. Przez kilka dni chodziłam jak cień. W pracy zawaliłam ważny projekt. Szef zaprosił mnie na rozmowę:
– Aniu, co się dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna.
Nie umiałam odpowiedzieć. Bo jak opowiedzieć komuś o życiu, które wymyka się spod kontroli?
Wieczorem zadzwoniła moja mama:
– Córeczko, słyszę cię przez telefon i wiem, że coś jest nie tak. Przyjedź do nas na weekend.
Pojechałam. W rodzinnym domu poczułam się jak dziecko – bezpieczna i kochana bezwarunkowo. Mama piekła moje ulubione ciasto drożdżowe, tata opowiadał stare dowcipy. Płakałam całą noc.
– Aniu – powiedziała mama rano – jeśli jesteś nieszczęśliwa, musisz coś zmienić. Życie jest za krótkie na cierpienie.
Wróciłam do Warszawy z postanowieniem: porozmawiam z Tomkiem szczerze, ostatni raz spróbuję go obudzić.
Wieczorem usiedliśmy razem w kuchni.
– Tomek, musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie z niechęcią – jakby przeszkadzałam mu w czymś ważnym.
– O czym?
– O nas. O tym, że nie jestem szczęśliwa. Że twoja mama rządzi naszym życiem.
Wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. Mama tylko pomaga.
– Tomek! – podniosłam głos pierwszy raz od lat. – To nie jest pomoc! To kontrola! Ja już tak nie mogę!
Zamilkł na chwilę.
– Jeśli ci się nie podoba… możesz wrócić do swoich rodziców – rzucił lodowato.
Wtedy zrozumiałam wszystko. Nie byłam dla niego partnerką – byłam dodatkiem do mamy.
Spakowałam walizkę tej samej nocy. Teściowa patrzyła na mnie z triumfem:
– Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz.
Nie odpowiedziałam jej nic. Wyszłam bez słowa.
Pierwsze tygodnie były koszmarem. Czułam się winna, samotna, przegrana. Ale z każdym dniem odzyskiwałam siebie kawałek po kawałku. Zaczęłam spotykać się ze znajomymi, zapisałam się na jogę, wróciłam do czytania książek.
Tomek dzwonił kilka razy – zawsze wtedy, gdy czegoś potrzebował: dokumentów, ubrań, przepisów na ulubione dania mamy.
Nigdy nie zapytał: „Jak się czujesz?”
Dziś mija rok od mojego odejścia. Wynajmuję małe mieszkanie na Mokotowie. Mam pracę, którą lubię i przyjaciółki, które mnie wspierają. Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem – czy dobrze zrobiłam? Czy nie powinnam była walczyć dłużej?
Ale potem patrzę w lustro i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy warto było odejść? Czy można być szczęśliwą po tylu latach życia w cieniu innych?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?