„Czy zdradzasz?” – jedno pytanie, które zburzyło mój świat
– Zdradzasz mnie? – usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi. Stałam w korytarzu, z torbą zakupów w jednej ręce i kluczami w drugiej. Zamarłam. Głos mojego męża, Artura, był cichy, ale napięty jak struna. W powietrzu wisiał zapach smażonej cebuli i… podejrzenia.
Odwróciłam się powoli. Artur stał oparty o framugę kuchni, z założonymi rękami, wzrokiem wbitym gdzieś w podłogę. – Co ty powiedziałeś? – spytałam, czując jak serce wali mi w piersi.
– Pytałem, czy mnie zdradzasz. Bo ostatnio… jesteś inna. – Jego głos był już głośniejszy, ostrzejszy. – Wracasz późno, śmiejesz się do telefonu, nawet twoja matka mówiła, że się zmieniłaś.
Zostawiłam zakupy na podłodze. – Naprawdę? To teraz już nawet mama ci donosi? – parsknęłam gorzko. – Może jeszcze podsłuchujecie mnie razem przez ścianę?
Artur nie odpowiedział. Widziałam, że jest bliski wybuchu. Ale ja byłam już po drugiej stronie tej barykady. Od miesięcy czułam się jak cień samej siebie. Praca, dom, dzieci – wszystko na mojej głowie. Artur od roku bez pracy, tłumaczył się „ciężkimi czasami”, ale jakoś nie widziałam, żeby szukał czegokolwiek poza kolejnym serialem na Netfliksie.
– Może gdybyś czasem pomógł mi w czymkolwiek poza robieniem mi wyrzutów… – zaczęłam, ale przerwał mi gestem.
– Nie zmieniaj tematu! Chcę wiedzieć prawdę! – krzyknął.
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś nowego: nie strach, nie żal, tylko… obojętność. – Nie zdradzam cię, Arturze. Ale chyba chciałabym już przestać być twoją żoną.
W kuchni zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam tylko tykanie zegara i oddech naszego syna Filipa za ścianą. Artur patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Co ty wygadujesz? Przecież mamy rodzinę! Dom! Dzieci!
– Mamy? Czy ja mam? Bo od miesięcy czuję się jak samotna matka z dorosłym synem na utrzymaniu.
Artur wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama z zakupami i łzami cisnącymi się do oczu.
To był początek końca. Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była jak przed burzą. Artur chodził naburmuszony, unikał mnie i dzieci. Córka Ola przestała się do mnie odzywać – była zawsze bliżej ojca. Filip zamykał się w swoim pokoju i słuchał muzyki na słuchawkach.
Moja matka dzwoniła codziennie. – Dziecko, nie rób głupstw. Każda rodzina ma kryzysy. Artur to dobry chłop, tylko mu ciężko teraz…
– Mamo, on nawet nie szuka pracy! – wybuchałam raz po raz. – Ja pracuję na dwa etaty, a on nawet nie wyniesie śmieci!
– Takie czasy… A dzieci? Pomyśl o nich.
Dzieci…
Pewnego wieczoru usłyszałam Olę rozmawiającą przez telefon:
– Mama chyba chce odejść od taty… Nie wiem co robić…
Serce mi pękło. Próbowałam z nią rozmawiać, ale ucinała każdą próbę:
– To twoja sprawa! Zawsze robisz wszystko po swojemu!
Zostałam sama ze swoim żalem i poczuciem winy.
W pracy też nie było łatwo. Szefowa coraz częściej rzucała mi dodatkowe zadania, bo „ty i tak sobie radzisz najlepiej”. Koleżanka z biura, Magda, próbowała mnie pocieszać:
– Może powinnaś po prostu wyjechać na weekend? Odpocząć?
– Nie mogę zostawić dzieci z Arturem…
– A on ciebie zostawia codziennie z tym wszystkim.
Te słowa utkwiły mi w głowie na długo.
Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Artura siedzącego przy stole z moją matką. Rozmawiali szeptem. Gdy weszłam do kuchni, oboje ucichli.
– O czym rozmawiacie? – spytałam podejrzliwie.
Matka spuściła wzrok. Artur spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Twoja mama martwi się o ciebie. Mówiła, że ostatnio jesteś rozkojarzona…
– Może dlatego, że jestem zmęczona życiem z kimś, kto mnie nie szanuje?
Matka zerwała się z krzesła:
– Nie kłóćcie się przy mnie! Ja tylko chcę wam pomóc!
Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Po tej scenie Artur zaczął coraz częściej znikać z domu na całe dnie. Ola zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Filip zaczął mieć problemy w szkole – wychowawczyni wezwała mnie na rozmowę:
– Pani syn jest bardzo zamknięty w sobie ostatnio… Czy coś się dzieje w domu?
Poczułam się jak najgorsza matka świata.
W końcu przyszedł ten dzień: wróciłam do domu i zobaczyłam walizkę Artura przy drzwiach.
– Wyprowadzam się do siostry na jakiś czas – powiedział bez emocji.
Ola wybiegła za nim na klatkę schodową z płaczem. Filip zamknął się w łazience.
Usiadłam na podłodze i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Ola przestała ze mną rozmawiać zupełnie. Filip zaczął wracać późno do domu.
Moja matka przestała dzwonić.
W pracy Magda zaprosiła mnie na kawę po godzinach:
– Musisz coś zmienić, Aniu. Albo siebie zniszczysz.
Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozwodzie na poważnie.
Wieczorem usiadłam przy stole z dziećmi.
– Chcę wam coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Z tatą… chyba już nie będziemy razem.
Ola zerwała się od stołu:
– Nienawidzę cię! Wszystko przez ciebie!
Filip spojrzał na mnie smutno:
– Czy to znaczy, że już nigdy nie będziemy rodziną?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Rozwód ciągnął się miesiącami. Artur próbował walczyć o dzieci – nagle stał się „idealnym ojcem”, zabierał ich do kina i na lody. Ola zamieszkała z nim po rozprawie sądowej; Filip został ze mną.
Moja matka przestała przychodzić do nas w ogóle – „nie mogę patrzeć jak niszczysz rodzinę”.
Były dni, kiedy miałam ochotę rzucić wszystko i uciec gdzieś daleko. Ale musiałam być silna dla Filipa.
Po roku od rozwodu zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z Magdą i jej znajomymi. Filip zaczął lepiej radzić sobie w szkole; nawet czasem się uśmiechał.
Ola długo nie chciała ze mną rozmawiać. Dopiero gdy zachorowała i potrzebowała pomocy przyjechałam do niej mimo jej sprzeciwu. Siedziałyśmy razem w milczeniu przez godzinę; potem powiedziała cicho:
– Może kiedyś ci wybaczę…
Nie wiem czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną taką jak dawniej.
Czasem wieczorami patrzę w okno i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę byłam aż tak złą żoną i matką?
A może czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie? Co wy o tym myślicie?