Miłość, strata i ciężar rodzinnych oczekiwań: Historia Magdy z Poznania

– Magda, nie możesz być taka samolubna! – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ścierając dłonie o fartuch, choć już dawno nie było na nich żadnych okruchów. Woda kapała z kranu, a ja czułam, jak każda kropla wbija się we mnie jak wyrzut sumienia.

– Mamo, proszę… – odezwał się cicho Tomek, mój mąż, ale jego głos był słabszy niż zwykle. Wiedziałam, że nie stanie po mojej stronie. Nie tym razem.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, kiedy teść nagle zmarł na zawał. Pamiętam tamten dzień – zimny, szary poranek w Poznaniu, kiedy zadzwonił telefon. Teściowa płakała tak głośno, że przez chwilę nie mogłam zrozumieć słów. Tomek wybiegł z domu bez słowa, a ja zostałam z naszym synkiem, Antkiem, który miał wtedy trzy lata i nie rozumiał jeszcze, czym jest śmierć.

Od tamtej pory teściowa była u nas codziennie. Najpierw przynosiła ciasta i obiadki, potem zaczęła zostawać na noc. Po miesiącu zaproponowała – a właściwie zażądała – żebyśmy się do niej przeprowadzili. „Dom jest duży, nie będę sama. Antek będzie miał ogród. To dla was lepiej” – powtarzała jak mantrę.

Ale ja wiedziałam, że to nie jest dla nas lepiej. Nasze mieszkanie na Jeżycach było ciasne, ale własne. Mieliśmy swoje rytuały: niedzielne śniadania w piżamach, wieczorne czytanie bajek w łóżku Antka, ciche rozmowy przy herbacie, gdy już spał. Bałam się utraty tej intymności.

– Magda, ona jest sama – powtarzał Tomek coraz częściej. – Przecież to tylko dom. Dla niej to wszystko.

Ale dla mnie to było coś więcej niż dom. To była granica między naszym życiem a jej oczekiwaniami. Wiedziałam, że jeśli ją przekroczymy, już nigdy nie będziemy tylko rodziną we troje.

Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem w kuchni. Antek spał, a ja czułam w gardle gulę.

– Tomek… Ja nie chcę tam mieszkać – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Magda, ona sobie nie radzi. Ty widzisz tylko siebie.

Zabolało. Zawsze byłam tą „silną” – córką nauczycielki z małego miasta pod Poznaniem, która musiała radzić sobie sama po śmierci ojca. Ale teraz czułam się słaba jak nigdy.

Teściowa coraz częściej robiła mi wyrzuty: że nie dbam o Tomka, że Antek za mało je, że nie umiem gotować „po polsku” (bo czasem robiłam makaron z pesto zamiast schabowego). Zaczęłam unikać wspólnych obiadów. W pracy byłam rozkojarzona; szefowa pytała, czy wszystko w porządku.

Pewnego dnia Antek wrócił z przedszkola z gorączką. Teściowa przyszła „pomóc”, ale zamiast tego zaczęła sprzątać nasze szafki i wyrzucać moje ulubione kubki. „To już stare graty” – powiedziała bez mrugnięcia okiem.

Wieczorem wybuchłam:

– To jest mój dom! Proszę cię, nie ruszaj moich rzeczy!

Spojrzała na mnie z pogardą:

– Twój dom? Gdyby nie mój syn, mieszkałabyś w kawalerce na Wildzie!

Tomek milczał. Wyszedł do łazienki i zamknął drzwi.

Zaczęłam płakać. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Przez kolejne tygodnie atmosfera gęstniała. Teściowa coraz częściej mówiła o „naszym wspólnym domu” w Luboniu. Tomek zaczął jeździć tam po pracy „pomóc mamie” i wracał późno. Antek pytał: „Mama, czemu tata nie czyta mi bajki?”

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Dostałam upomnienie za spóźnienia. Koleżanka zaprosiła mnie na kawę i powiedziała:

– Magda, wyglądasz jak cień człowieka. Co się dzieje?

Nie umiałam odpowiedzieć.

W końcu nadszedł dzień przeprowadzki. Tomek spakował rzeczy bez słowa sprzeciwu. Ja siedziałam na podłodze w pustym pokoju Antka i płakałam w milczeniu.

Dom teściowej był duży i zimny. Pachniało tam starymi meblami i czymś jeszcze – może żalem? Każdego dnia czułam się coraz bardziej obca. Teściowa kontrolowała wszystko: co jemy, kiedy wychodzimy na spacer, nawet to, jak ubieram Antka.

Pewnej nocy usłyszałam przez drzwi rozmowę Tomka z matką:

– Ona nigdy nie będzie dla ciebie dobra – syknęła teściowa.
– Mamo…
– Powinnaś była wybrać kogoś lepszego dla mojego syna!

Serce mi pękło. Przez chwilę chciałam spakować walizkę i uciec z Antkiem gdziekolwiek – do mamy na wieś, do koleżanki do Warszawy… Ale wiedziałam, że Tomek by mi tego nie wybaczył.

Zaczęłam gasnąć. Przestałam malować się do pracy, przestałam czytać książki przed snem. Antek coraz częściej płakał bez powodu.

Pewnego dnia zadzwoniła moja mama:

– Magda… Ty już nie jesteś sobą. Przyjedź do mnie na kilka dni.

Zebrałam się na odwagę i powiedziałam Tomkowi:

– Muszę wyjechać z Antkiem na trochę.

Nie protestował.

Na wsi u mamy poczułam ulgę po raz pierwszy od miesięcy. Chodziłyśmy na spacery po lesie, Antek bawił się z kuzynami. Wieczorami płakałam w poduszkę i zadawałam sobie pytanie: czy mogę być szczęśliwa bez Tomka?

Po tygodniu zadzwonił:

– Wrócisz?
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
– Mama jest chora…
– A ja?
Cisza.

Po powrocie do Lubonia postawiłam warunek:

– Albo wracamy do siebie i budujemy własne życie, albo zostaję u mamy.

Tomek długo milczał. W końcu powiedział:

– Nie mogę zostawić mamy samej.

Wiedziałam już wszystko.

Wyprowadziłam się do Poznania z Antkiem. Znalazłyśmy małe mieszkanie na wynajem na Łazarzu. Było ciasno i głośno od tramwajów, ale po raz pierwszy od dawna czułam się wolna.

Tomek odwiedzał nas rzadko. Czasem dzwonił do Antka przed snem; czasem przysyłał pieniądze na przedszkole.

Często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy egoizm to dbanie o siebie? Czy można być dobrą żoną i matką bez poświęcania własnego szczęścia?

A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między sobą a rodziną? Co byście zrobili na moim miejscu?