Mój syn chce poślubić dziewczynę, której nie akceptuję – czy jestem złą matką?
– Mamo, musisz to w końcu zaakceptować. Kocham Martę i zamierzam się z nią ożenić, czy ci się to podoba, czy nie! – głos Michała drżał, ale w oczach miał determinację, której nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
Stałam w kuchni, opierając się o blat. Ręce mi się trzęsły, a w gardle czułam gulę. Przez okno widziałam ogród, w którym Michał bawił się jako dziecko. Przypomniałam sobie, jak uczyłam go jeździć na rowerze, jak płakał, gdy rozbił kolano. Teraz był dorosły, a ja czułam się bezradna jak nigdy dotąd.
– Michał, ja tylko chcę dla ciebie dobrze – wyszeptałam. – Marta… ona nie jest dla ciebie. Nie pasujecie do siebie. Widzisz to naprawdę?
Westchnął ciężko i odwrócił się do mnie plecami. – Ty jej nawet nie znasz. Nigdy nie dałaś jej szansy.
To nieprawda. Próbowałam. Ale od pierwszego spotkania coś mi nie pasowało. Marta była głośna, pewna siebie, czasem wręcz bezczelna. Miała inne poglądy niż nasza rodzina, nie ukrywała swojego zdania nawet przy świątecznym stole. Gdy podczas Wigilii zaczęła dyskutować z moim mężem o polityce, poczułam się upokorzona. Michał patrzył na nią z podziwem, a ja miałam wrażenie, że tracę syna.
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się psuć. Michał coraz rzadziej dzwonił, unikał rodzinnych spotkań. Gdy zaprosił nas na wspólny obiad z Martą i jej rodzicami, odmówiłam – tłumacząc się bólem głowy. Prawda była taka, że bałam się kolejnej konfrontacji.
Mąż próbował mnie przekonać:
– Daj im spokój, Aniu. Michał jest dorosły. Musi sam podejmować decyzje.
Ale ja nie umiałam odpuścić. Czułam, że jeśli pozwolę na ten ślub, stracę go na zawsze.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Michała z Martą przez drzwi jego pokoju:
– Twoja mama mnie nienawidzi – mówiła cicho Marta.
– Nieprawda! Po prostu… ona jest inna. Potrzebuje czasu.
– A jeśli nigdy mnie nie zaakceptuje?
– To jej problem, nie nasz.
Poczułam się jak intruz we własnym domu. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam spróbować ją poznać? Ale za każdym razem, gdy próbowałam zrobić krok w jej stronę, ona odpowiadała ironią albo chłodem.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła moje rozkojarzenie:
– Coś się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko przy kawie.
– Wiesz, moja teściowa też mnie nie akceptowała na początku – powiedziała Basia. – Ale z czasem się dogadałyśmy. Może spróbuj spojrzeć na Martę oczami Michała?
Wieczorem długo rozmyślałam nad tymi słowami. Przeglądałam zdjęcia z dzieciństwa Michała i płakałam. Czy naprawdę jestem złą matką? Czy moje obawy są uzasadnione?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Martą. Zaprosiłam ją na kawę do naszej ulubionej cukierni.
– Marta, chciałabym cię lepiej poznać – zaczęłam niepewnie.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Naprawdę?
– Tak… Wiem, że nie było nam łatwo. Ale zależy mi na szczęściu Michała.
Przez chwilę milczała, po czym wzruszyła ramionami:
– Ja też chcę, żebyśmy się dogadały. Ale nie będę udawać kogoś innego.
Rozmawiałyśmy ponad godzinę. O jej pracy w fundacji, o marzeniach z dzieciństwa, o tym, jak bardzo kocha mojego syna. Zobaczyłam w niej coś więcej niż tylko buntowniczkę – była wrażliwa i szczera.
Po powrocie do domu Michał czekał na mnie w kuchni.
– I jak było?
Uśmiechnęłam się słabo.
– Myślę… że muszę się jeszcze dużo nauczyć.
Ale konflikt w rodzinie narastał. Moja mama zadzwoniła i zaczęła wypytywać:
– Co to za dziewczyna? Słyszałam, że jej ojciec miał problemy z prawem!
Znowu poczułam lęk i wstyd. Czy powinnam chronić rodzinę przed „obcą”? Czy może to ja jestem zamknięta na innych?
Tydzień przed ślubem doszło do awantury przy stole:
– Jeśli ją poślubisz, możesz zapomnieć o naszej rodzinie! – wykrzyczałam w emocjach.
Michał spojrzał na mnie z bólem.
– Mamo… nigdy ci tego nie wybaczę.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kilka dni nie mogłam spać ani jeść. Mąż milczał, córka unikała rozmów ze mną. Wszyscy byliśmy poranieni.
W dniu ślubu siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zegarek. Miałam iść – ale nie mogłam się zmusić. W końcu zadzwoniła córka:
– Mamo, proszę… On cię potrzebuje.
Poszłam do kościoła spóźniona. Michał stał przy ołtarzu z Martą u boku. Gdy mnie zobaczył, łzy napłynęły mu do oczu.
Po ceremonii podeszłam do nich i powiedziałam cicho:
– Przepraszam… Chcę was wspierać.
Marta objęła mnie bez słowa.
Dziś wiem, że rodzina to nie tylko nasze wyobrażenia i lęki. To także odwaga do zmiany i akceptacji inności.
Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę chroniłam syna – czy tylko siebie? Jak wy radzicie sobie z takimi konfliktami?