Niepostrzeżenie zobaczyłam, jak mój mąż wkłada swojej matce pieniądze do kieszeni, gdy ta wesoło rozmawia z gośćmi przy naszym stole. Ale prawdziwy dramat miał dopiero nadejść.
Wszystko zaczęło się w zwykły piątkowy wieczór, kiedy dom pachniał pieczonym kurczakiem i świeżym chlebem. Goście śmiali się przy stole, a ja, wychylając się po półmisek do przedpokoju, zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Mój mąż, Andrzej, stał przy wieszaku i wsunął gruby plik banknotów do kieszeni płaszcza swojej matki. Ona w tym czasie śmiała się głośno z żartów mojego brata, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje za jej plecami. Albo tylko tak mi się wydawało.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. W głowie miałam mętlik: dlaczego Andrzej robi to po kryjomu? Przecież zawsze powtarzał, że w naszym małżeństwie nie ma tajemnic. Wróciłam do kuchni z udawaną obojętnością, ale serce waliło mi jak młotem. Przez resztę wieczoru patrzyłam na Andrzeja i jego matkę – panią Helenę – jakby byli mi zupełnie obcy.
Nasze życie nie było idealne, ale zawsze myślałam, że jesteśmy drużyną. Ja – nauczycielka polskiego w podstawówce, on – mechanik samochodowy z własnym warsztatem. Mamy dwójkę dzieci: Julkę i Maćka. Nie przelewa się nam, ale radzimy sobie. Odkładamy na wakacje nad morzem, czasem pozwalamy sobie na kino czy pizzę. Helena mieszka trzy ulice dalej, często wpada z domowym sernikiem albo narzeka na sąsiadów. Bywała zaborcza i krytyczna, ale starałam się to znosić dla Andrzeja i dzieci.
Po kolacji goście rozeszli się do domów. Dzieci poszły spać, a ja nie mogłam już dłużej udawać. – Andrzej – zaczęłam cicho, gdy zmywał naczynia – widziałam, jak dajesz mamie pieniądze do kieszeni. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
Zamarł z talerzem w ręku. – Bo to nie twoja sprawa – rzucił ostro, a potem spuścił wzrok. – Mama ma problemy zdrowotne, musi wykupić leki. Nie chciałem cię martwić.
– Ale przecież zawsze mówiliśmy sobie o takich rzeczach! – głos mi się załamał. – To nasze wspólne pieniądze!
– Twoja matka też czasem dostaje od nas wsparcie i nie robię z tego afery! – odburknął.
– Ale nigdy nie robiłam tego za twoimi plecami! – krzyknęłam już prawie płacząc.
Wtedy wszedł Maciek, nasz dziesięcioletni syn. – Mamo, czemu się kłócicie?
Zamilkliśmy oboje. Andrzej wyszedł trzaskając drzwiami do garażu.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Andrzej wracał późno z pracy, unikał rozmów. Ja chodziłam jak cień po domu, próbując nie wybuchnąć przy dzieciach. Helena zadzwoniła dwa dni później: – Kasiu, czy mogę wpaść na herbatę?
Nie miałam siły odmówić.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Helena zaczęła od razu: – Wiem, że widziałaś tamto w piątek. Andrzej mi powiedział.
– Dlaczego pani nie poprosiła mnie o pomoc? – zapytałam cicho.
– Bo nie chciałam być ciężarem – odpowiedziała zaskakująco szczerze. – Andrzej zawsze był moim wsparciem. Ty masz swoje dzieci, swoje wydatki…
– Ale przecież jesteśmy rodziną! – wybuchłam nagle. – To nie jest tylko pani syn!
Helena spojrzała na mnie z łzami w oczach. – Może masz rację… Ale ja już tyle razy słyszałam od ludzi, że jestem zbyt wymagająca…
Wtedy zadzwoniła moja mama: – Kasiu, czy wszystko u was dobrze? Maciek był u mnie i mówił, że tata śpi w garażu…
Poczułam się jakby ktoś mnie uderzył w brzuch.
Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Andrzejem raz jeszcze. Siedział na ławce przed domem, palił papierosa i patrzył w ciemność.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
– O czym? O tym, że jestem złym synem? Złym mężem? – zapytał gorzko.
– O tym, że nie możemy żyć osobno pod jednym dachem! – krzyknęłam przez łzy.
Andrzej spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. – Mama ma raka…
Zamarłam. – Co?
– Dowiedziała się miesiąc temu. Nie chciała nikomu mówić. Prosiła tylko o pomoc na leki i wizyty u lekarza prywatnie…
Usiadłam obok niego bez słowa. Przez chwilę milczeliśmy razem.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam cicho.
– Bo bałem się twojej reakcji… Bałem się, że powiesz: „Nie stać nas” albo „Twoja matka zawsze coś wymyśli”…
Zrobiło mi się wstyd za wszystkie swoje myśli i pretensje.
Przez kolejne tygodnie życie wywróciło się do góry nogami. Helena zaczęła chemioterapię. Często spała u nas po zabiegach, była słaba i rozdrażniona. Dzieci pytały: „Dlaczego babcia jest taka smutna?” Andrzej zamknął się jeszcze bardziej w sobie.
Pewnego dnia przyszła moja siostra Aneta z mężem Pawłem. Zawsze była zazdrosna o moją relację z mamą i teraz wyczuła okazję do wbicia szpili.
– No proszę! Teraz to twoja teściowa jest najważniejsza? A nasza mama sama siedzi w domu!
– Aneta! To nie tak! – próbowałam tłumaczyć.
– Zawsze byłaś tą lepszą córką! Teraz jeszcze opiekujesz się teściową zamiast własną matką!
Wybuchła awantura na całego. Paweł próbował ją uspokoić, dzieci płakały w pokoju obok.
Wieczorem usiadłam przy łóżku Heleny i zapytałam: – Dlaczego życie musi być takie trudne?
Odpowiedziała cicho: – Bo tylko wtedy doceniamy to, co mamy…
Andrzej powoli zaczął wracać do mnie. Przyszedł któregoś wieczoru do sypialni i powiedział: – Przepraszam za wszystko… Za tajemnice… Za to, że ci nie ufałem…
Przytuliłam go mocno i płakaliśmy razem długo w ciszy.
Helena walczyła dzielnie przez pół roku. Odeszła spokojnie w naszym domu, otoczona rodziną. Pogrzeb był skromny, ale przyszli wszyscy sąsiedzi i znajomi z osiedla.
Po wszystkim usiedliśmy z Andrzejem przy kuchennym stole. Spojrzał na mnie i powiedział: – Może czas zacząć mówić sobie wszystko? Nawet jeśli to boli?
Przytaknęłam ze łzami w oczach.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne obiady i święta. To też łzy, kłótnie i przebaczenie. Czy można odbudować zaufanie po tylu ranach? Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że wasz świat rozpada się przez jedno kłamstwo?