Teściowa zabierała wszystko, nawet czajnik! Moja walka o rodzinę i własny dom

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a ja zostałam w kuchni z pustym blatem – nawet czajnika nie zostawiła. Stałam tam, trzymając w dłoni kubek, z którego jeszcze przed chwilą piłam herbatę. To był ostatni przedmiot, który miałam w domu, zanim przyszła ona – moja teściowa, Halina Kaczmarek. Zabrała wszystko, co mogła unieść: czajnik, mikrofalówkę, nawet zasłony z okna. „To moje! Ja kupowałam!” – krzyczała, a mój mąż, Michał, stał obok niej jak zahipnotyzowany chłopiec.

Nie wiem, kiedy zaczęło się to piekło. Może wtedy, gdy po ślubie zamieszkaliśmy w mieszkaniu Haliny? „To tylko na chwilę, zanim uzbieracie na swoje” – mówiła. Ale chwilę zamieniła w lata. Każdego dnia czułam jej wzrok na sobie: czy dobrze gotuję, czy sprzątam tak jak ona lubi, czy nie marnuję prądu. Nawet gdy wracałam zmęczona po pracy w szkole, musiałam wysłuchiwać: „A u mnie w domu zawsze było czysto! Ty to masz dwie lewe ręce do roboty”.

Michał milczał. Zawsze milczał. „Nie denerwuj mamy” – powtarzał. „Ona chce dobrze”. Ale ja widziałam w oczach Haliny coś więcej niż troskę – widziałam kontrolę i zazdrość. Gdy tylko kupiliśmy nowy ekspres do kawy z mojej premii, już następnego dnia zniknął z kuchni.

– Mamo, gdzie jest ekspres? – zapytałam pewnego ranka.
– U mnie w pokoju. Przecież ja też chcę kawy! – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
– Ale to był prezent ode mnie dla Michała…
– Michał to mój syn! – ucięła krótko.

Wtedy jeszcze próbowałam rozmawiać z mężem.
– Michał, musimy coś zmienić. Ja tak dłużej nie wytrzymam. Twoja mama zabiera wszystko, nawet nasze rzeczy!
– Przesadzasz. Mama jest sama, trzeba jej pomóc. Poza tym to jej mieszkanie…

Czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet nasze łóżko Halina kazała przestawić do swojego pokoju, bo „jej kręgosłup już nie ten”. Spałam na rozkładanej wersalce w salonie przez dwa miesiące, zanim zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mojej mamy.

– Aniu, wracaj do domu. Tu zawsze znajdziesz miejsce – powiedziała przez łzy.
Ale ja nie chciałam się poddać. Kochałam Michała i wierzyłam, że jeszcze da się coś uratować.

Pewnego dnia przyszła Halina z listą zakupów.
– Idź do Biedronki i kup mi te rzeczy. I nie zapomnij o moich lekach! – rzuciła kartką na stół.
– Pracuję do późna…
– To co z tego? Ja całe życie pracowałam i jeszcze dom prowadziłam! Ty młoda jesteś, dasz radę!

Wróciłam tego dnia późno. W kuchni czekała na mnie Halina z pretensjami:
– Gdzie byłaś tak długo? Obiad zimny! A zakupy? Nie ma moich ulubionych ciastek!
– Nie miałam już siły…
– Ty nigdy nie masz siły! Michał, widzisz? Z taką żoną daleko nie zajdziesz!

Michał spuścił wzrok. Tego wieczoru nie odezwał się do mnie ani słowem.

Z czasem zaczęły się awantury o pieniądze. Halina żądała ode mnie połowy wypłaty na rachunki i „życie”.
– Przecież to twoje mieszkanie…
– Ale ty tu mieszkasz! Jak ci się nie podoba, droga wolna!

Zaczęłam odkładać pieniądze po kryjomu. Marzyłam o własnym kącie, choćby najmniejszym pokoiku na wynajem. W pracy coraz częściej zostawałam po godzinach – tylko tam czułam się doceniona i wolna.

Pewnej nocy usłyszałam rozmowę za ścianą.
– Michałku, ona cię wykorzystuje. Widzisz? Nawet czajnik mi zabrała! – szeptała Halina.
– Mamo…
– Jakbyś miał inną żonę, to byś był szczęśliwszy!

Łzy spływały mi po policzkach. Czułam się zdradzona przez własnego męża.

W końcu nadszedł dzień, gdy Halina przekroczyła wszelkie granice. Wróciłam z pracy i zobaczyłam ją pakującą nasze rzeczy do kartonów.
– Co pani robi?!
– Wyprowadzam się do siostry na wieś. Ale wszystko zabieram – to moje!
– Nawet czajnik?
– Nawet czajnik!

Michał stał obok niej bez słowa.

Po jej wyjściu usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Michał próbował mnie objąć.
– Aniu…
– Nie dotykaj mnie! Ty nigdy nie stanąłeś po mojej stronie!

Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Michał zamknął się w sobie. Ja chodziłam jak cień – bez energii, bez nadziei.

Wtedy zadzwoniła moja mama.
– Przyjedź do nas na weekend. Odpoczniesz.

Pojechałam. W rodzinnym domu poczułam spokój pierwszy raz od lat. Mama piekła szarlotkę, tata naprawiał rower w garażu – zwykłe rzeczy dawały mi poczucie bezpieczeństwa.

W niedzielę wieczorem wróciłam do mieszkania Haliny. Michał siedział przy stole z pustym wzrokiem.
– Aniu… Może spróbujemy zacząć od nowa? Bez mamy?
– Chcesz tego naprawdę?
– Tak… Przepraszam cię za wszystko.

Zaczęliśmy szukać mieszkania na wynajem. Nie było łatwo – ceny rosły z miesiąca na miesiąc, a nasze oszczędności topniały w oczach. Ale pierwszy raz od dawna czułam nadzieję.

Halina dzwoniła codziennie.
– Michałku, wracaj do domu! Ona cię namawia na głupoty!
Ale Michał nie odbierał już telefonu tak często jak dawniej.

Po kilku tygodniach znaleźliśmy małą kawalerkę na obrzeżach miasta. Bez luksusów – stare meble, skrzypiąca podłoga – ale była nasza. Sama kupiłam nowy czajnik i postawiłam go dumnie na blacie.

Pierwszego wieczoru usiedliśmy razem przy herbacie.
– Dziękuję ci, że walczyłaś o nas – powiedział Michał cicho.
– Chciałam tylko normalnego życia…

Dziś wiem jedno: czasem trzeba przejść przez piekło cudzych oczekiwań i żądań, żeby odnaleźć siebie i własne szczęście. Czy warto było tyle wycierpieć dla kilku chwil spokoju? Czy inni też muszą walczyć o własny dom tak jak ja?

A wy? Czy mieliście kiedyś poczucie, że ktoś odbiera wam prawo do własnego życia? Co byście zrobili na moim miejscu?