Miłość babci kontra nowoczesne wychowanie: Czy naprawdę jestem problemem? Moja walka o wnuka i rodzinę

– Mamo, proszę cię, nie dawaj mu tych cukierków! – głos Magdy przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, trzymając w dłoni kolorowy papierek, a mój wnuczek Staś patrzył na mnie wielkimi oczami pełnymi nadziei. – Ale to tylko jeden, Magdo… – próbowałam tłumaczyć, czując jak serce ściska mi się w piersi. – Mamo, rozmawiałyśmy o tym. Nie chcę, żebyś podważała moje zasady.

To był ten moment. Chwila, w której poczułam się jak intruz we własnym domu. Zawsze myślałam, że bycie babcią to przywilej – mogę rozpieszczać wnuka, tulić go, opowiadać bajki i podsuwać smakołyki. Tak robiła moja mama, tak robiły wszystkie kobiety w naszej rodzinie. Ale teraz świat się zmienił. Magda i mój syn Tomek wychowują Stasia według najnowszych poradników, konsultują się z psychologiem dziecięcym, wszystko jest zaplanowane: godziny snu, posiłków, nawet zabawy. A ja? Ja jestem reliktem przeszłości.

Odkąd Staś przyszedł na świat, czułam się potrzebna jak nigdy wcześniej. Pomagałam Magdzie po porodzie, gotowałam obiady, przewijałam małego, śpiewałam mu kołysanki. Pamiętam, jak tulił się do mnie w nocy, kiedy miał kolki i tylko mój głos go uspokajał. Wtedy Magda była wdzięczna. Ale im Staś rósł, tym bardziej czułam, że jestem spychana na margines.

Najpierw pojawiły się drobne uwagi: „Nie noś go tyle na rękach, bo się przyzwyczai”, „Nie pozwalaj mu spać z tobą”, „Nie mów do niego zdrobniale”. Potem przyszły poważniejsze rozmowy – o diecie bez cukru, o ekranach, o samodzielności. Próbowałam się dostosować, ale czasem serce wygrywało z rozumem. Chciałam dać Stasiowi to, czego sama nie miałam: bezwarunkową miłość i czułość.

Pewnego dnia Magda przyszła do mnie z Tomkiem. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole i spojrzała mi prosto w oczy.
– Musimy porozmawiać – zaczęła poważnie. – Doceniam twoją pomoc, ale mam wrażenie, że nie szanujesz naszych zasad wychowawczych.
Tomek milczał, patrzył gdzieś w bok.
– Magdo… Ja tylko chcę dobrze dla Stasia – wyszeptałam.
– Wiem. Ale to my jesteśmy jego rodzicami. Chcemy wychować go inaczej niż nas wychowywano. Potrzebujemy konsekwencji.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez kolejne tygodnie widywałam Stasia coraz rzadziej. Magda nie odbierała telefonów albo mówiła, że są zajęci. Kiedy już przyjeżdżali, czułam napięcie w powietrzu – każde moje słowo było oceniane, każdy gest analizowany.

Zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem problemem? Czy moja miłość może zaszkodzić wnukowi? Przecież nie robiłam nic złego – chciałam tylko być blisko niego. Czułam się coraz bardziej samotna. Wieczorami siadałam w pustym salonie i przeglądałam zdjęcia Stasia na telefonie. Płakałam po cichu, żeby nikt nie słyszał.

Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Zofię. Opowiedziałam jej o wszystkim.
– Wie pani co? Teraz to modne te wszystkie metody – westchnęła. – Ale dzieci potrzebują miłości babci! Moja córka też próbowała mnie odsunąć od wnuków…
Poczułam ulgę – nie jestem sama.

Postanowiłam napisać list do Magdy i Tomka:
„Kochani,
Chcę tylko powiedzieć, że bardzo was kocham i zależy mi na Stasiu. Jeśli robię coś źle, powiedzcie mi wprost. Chcę być częścią waszego życia i życia mojego wnuka. Proszę, nie odtrącajcie mnie.”

Odpowiedź przyszła po kilku dniach:
„Mamo,
Dziękujemy za list. Rozumiemy twoje uczucia i nie chcemy cię ranić. Po prostu chcemy być konsekwentni wobec Stasia. Może spróbujmy znaleźć kompromis?”

Spotkaliśmy się wszyscy razem. Magda była spięta, Tomek milczał.
– Mamo – zaczęła Magda – wiem, że kochasz Stasia i on cię kocha. Ale musimy ustalić zasady: żadnych słodyczy bez naszej zgody, żadnych bajek na telefonie…
– Dobrze – przerwałam jej łamiącym się głosem – zrobię wszystko, żeby być z wami.
Staś podbiegł do mnie i mocno się przytulił.
– Babciu, kocham cię! – powiedział cicho.
Łzy popłynęły mi po policzkach.

Od tamtej pory staram się przestrzegać zasad Magdy i Tomka. Czasem czuję się jak aktorka grająca rolę babci według cudzego scenariusza. Ale dla Stasia zrobię wszystko.

Często zastanawiam się: czy naprawdę bycie czułą babcią jest dziś problemem? Czy nowoczesne wychowanie musi oznaczać dystans? A może to ja muszę nauczyć się nowej roli?

Czy wy też czujecie czasem, że wasza miłość do wnuków jest źle rozumiana? Czy naprawdę można kochać „za bardzo”?