Po tej wizycie synowej nie chcę jej już widzieć w swoim domu
— Naprawdę, pani Zofia, może pani już przestać się wtrącać? — usłyszałam nagle głos Agaty, mojej synowej, który przeciął powietrze jak nóż. Stałam w kuchni, trzymając w rękach półmisek z pierogami, które lepiłam od rana. Wokół mnie krzątał się mój syn Michał, a wnuczka Lena bawiła się na dywanie w salonie. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.
Nie spodziewałam się takiego tonu. Przez lata starałam się być dla Agaty wsparciem — pomagałam przy Lenie, gotowałam obiady, kiedy oboje z Michałem wracali późno z pracy. Nigdy nie narzucałam się ze swoimi radami, a jeśli już coś mówiłam, to tylko z troski. Tym razem zapytałam tylko, czy Lena nie powinna już iść spać, bo była wyraźnie zmęczona. Agata spojrzała na mnie z pogardą i dodała: — To nasze dziecko, my decydujemy. Proszę się nie wtrącać.
Michał spuścił wzrok i udawał, że nie słyszy. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez resztę wieczoru Agata ostentacyjnie mnie ignorowała. Rozmawiała z Michałem o pracy, o znajomych, śmiała się głośno z czegoś w swoim telefonie. Kiedy próbowałam zagaić rozmowę, odpowiadała półsłówkami lub wcale. Nawet Lena zaczęła mnie unikać — jakby wyczuwała napięcie.
Po kolacji Agata zaczęła zbierać talerze. Chciałam jej pomóc, ale powiedziała: — Nie trzeba, poradzę sobie sama. — Jej głos był zimny jak lód. Michał patrzył na nas obie z niepokojem, ale nie odezwał się ani słowem. W końcu Agata powiedziała: — Michał, idziemy już. Lena jest zmęczona. — I bez pożegnania wyszli z mieszkania.
Zostałam sama w kuchni. Siedziałam przy stole i patrzyłam na resztki jedzenia. Czułam się upokorzona i niepotrzebna. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Co zrobiłam nie tak? Dlaczego Agata tak mnie traktuje? Czy naprawdę jestem dla nich ciężarem?
Następnego dnia zadzwoniłam do Michała. Chciałam wyjaśnić sytuację, zapytać, czy coś się stało. Odpowiedział chłodno: — Mamo, Agata jest zmęczona twoimi uwagami. Musisz zrozumieć, że to ona jest matką Leny i to ona decyduje o wychowaniu dziecka.
Zamurowało mnie. Michał zawsze był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża to ja go wychowywałam, dbałam o niego najlepiej jak umiałam. Teraz czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Przez kolejne tygodnie nie miałam kontaktu ani z Michałem, ani z Leną. Czułam pustkę i żal. Każdego dnia patrzyłam na zdjęcia wnuczki stojące na komodzie i zastanawiałam się, czy jeszcze kiedyś ją zobaczę.
W końcu postanowiłam napisać list do Agaty. Opisałam swoje uczucia, przeprosiłam za wszystko, co mogło ją urazić, ale też poprosiłam o szacunek i zrozumienie dla mojej roli jako babci i matki Michała. Odpowiedzi nie dostałam.
W święta Bożego Narodzenia czekałam na telefon lub wiadomość od syna. Nie zadzwonił. Siedziałam sama przy stole, patrząc na pusty talerz dla niespodziewanego gościa i łzy same napływały mi do oczu.
Kilka dni później spotkałam sąsiadkę, panią Halinę. Zapytała mnie: — Co się stało? Dawno nie widziałam u ciebie wnuczki.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wstydziłam się przyznać do tego, że zostałam odrzucona przez własną rodzinę.
Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy naprawdę byłam złą teściową? Czy można jeszcze odbudować te relacje? A może czasem trzeba po prostu odpuścić i pozwolić dzieciom żyć własnym życiem?
Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak poradzić sobie z poczuciem odrzucenia przez najbliższych? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?