Tato, przestań do mnie dzwonić. Nie mam już czasu, żeby ci pomagać – historia o rozczarowaniu i samotności

– Tato, przestań do mnie dzwonić. Nie mam już czasu, żeby ci pomagać. – Głos Michała był chłodny, niemal obcy. Przez chwilę miałem wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie mi nieznanym. Telefon zamilkł, a ja zostałem sam w pustym mieszkaniu, które kiedyś tętniło życiem.

Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy jak ojciec z synem. Może wtedy, gdy Basia jeszcze żyła? To ona zawsze była tym mostem między nami. Po jej śmierci wszystko się posypało. Michał zamknął się w sobie, a ja nie potrafiłem do niego dotrzeć. Próbowałem – naprawdę próbowałem – ale on coraz bardziej oddalał się ode mnie. Z czasem nasze rozmowy ograniczyły się do krótkich, rzeczowych zdań. Potem przyszła sprawa spadku po Basi.

Pamiętam dzień, kiedy podpisywaliśmy dokumenty u notariusza. Michał był wtedy dziwnie spięty, nie patrzył mi w oczy. – Wszystko w porządku? – zapytałem cicho. Wzruszył ramionami. – Tak, chcę tylko mieć to już za sobą. – Wtedy jeszcze miałem nadzieję, że może te pieniądze pomogą mu stanąć na nogi, zacząć nowe życie. Nie sądziłem, że będą początkiem końca naszej relacji.

Po otrzymaniu swojej części spadku Michał wyprowadził się do Warszawy. Przez pierwsze miesiące jeszcze odbierał moje telefony, czasem nawet oddzwaniał. Ale z każdym tygodniem kontakt słabł. W końcu przestał odpowiadać na wiadomości. Zostałem sam w naszym domu w Toruniu, otoczony wspomnieniami i ciszą.

Próbowałem zrozumieć, co zrobiłem źle. Czy byłem zbyt surowy? Zbyt wymagający? Może za mało okazywałem mu miłości? Basia zawsze powtarzała: – Daj mu trochę przestrzeni, on musi sam dojrzeć do rozmowy z tobą. Ale teraz tej przestrzeni było aż nadto.

Czasami łapię się na tym, że rozmawiam z jej zdjęciem stojącym na komodzie. – Basieńko, co ja mam robić? – pytam szeptem. Odpowiada mi tylko echo pustego mieszkania.

W pracy coraz trudniej mi się skupić. Koledzy pytają: – Wszystko w porządku, Janek? – Kiwnę głową i udaję, że wszystko gra. Ale przecież widzą moje podkrążone oczy i zmęczenie. Po pracy wracam do domu i siadam w fotelu naprzeciwko telewizora, którego nawet nie włączam.

Pewnego dnia zadzwonił telefon. Numer Michała wyświetlił się na ekranie jak wyrzut sumienia. Odebrałem niemal natychmiast.
– Cześć tato – powiedział bez entuzjazmu.
– Michał! Jak się masz? – zapytałem z nadzieją.
– Słuchaj… Potrzebuję przysługi. Możesz mi przesłać trochę pieniędzy? Mam teraz ciężki okres.
Zamarłem. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. – Oczywiście synu – odpowiedziałem automatycznie.
– Dzięki, odezwę się później – rzucił szybko i rozłączył się.

To był początek nowego etapu naszej relacji: ja wysyłałem pieniądze, on odzywał się tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował. Za każdym razem miałem nadzieję, że może tym razem zapyta mnie o zdrowie albo po prostu powie „dziękuję”. Ale to nigdy nie następowało.

Z czasem zacząłem czuć się jak bankomat na dwóch nogach. Każda kolejna prośba bolała coraz bardziej. Próbowałem odmawiać, tłumaczyć, że sam nie mam już tyle siły ani środków. Wtedy słyszałem tylko krótkie „rozumiem” i ciszę przez kolejne tygodnie.

W zeszłym miesiącu zachorowałem. Leżałem w łóżku z wysoką gorączką i dreszczami. Zadzwoniłem do Michała z nadzieją, że może tym razem przyjedzie, pomoże mi zrobić zakupy albo po prostu posiedzi przy mnie przez chwilę.
– Tato, przestań do mnie dzwonić. Nie mam już czasu, żeby ci pomagać – usłyszałem wtedy ten sam chłodny głos.

Po tej rozmowie długo płakałem. Czułem się jak ktoś zupełnie zbędny w jego życiu. Próbowałem sobie przypomnieć momenty z dzieciństwa Michała: jak uczyłem go jeździć na rowerze, jak razem budowaliśmy zamki z klocków Lego na dywanie w salonie… Gdzie podział się ten chłopiec?

Kilka dni później spotkałem sąsiadkę na klatce schodowej.
– Panie Janie, dawno nie widziałam u pana syna – powiedziała zatroskana.
– Michał jest bardzo zajęty pracą w Warszawie – skłamałem.
Uśmiechnęła się smutno i poklepała mnie po ramieniu.

Wieczorami coraz częściej myślę o tym, żeby napisać do niego list. Może papier pozwoli mi wyrazić to wszystko, czego nie potrafię powiedzieć przez telefon? Ale boję się odpowiedzi… albo jej braku.

Czasami zastanawiam się: czy to ja zawiodłem jako ojciec? Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego? A może są relacje, których nie da się już uratować?

Może ktoś z was wie, jak odzyskać syna? Albo jak pogodzić się z tym, że już nigdy nie będziemy rodziną?