Kiedy choroba córki odkryła prawdę, której nie chciałem znać – historia ojca, który musiał zbudować życie od nowa
– Tato, boli mnie brzuch… – wyszeptała Zosia, skulona na kanapie. Była środa, godzina 22:17. W telewizji leciał jakiś powtórkowy serial, ale ja już od dawna nie zwracałem uwagi na fabułę. Od kiedy Magda zniknęła, wszystko straciło sens. Zosia miała wtedy piętnaście lat i była moim całym światem.
Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę – chaos, panika, telefon do pogotowia. W szpitalu lekarze biegali wokół nas, a ja czułem się jak statysta w czyimś koszmarze. – Musimy zrobić badania genetyczne – powiedział lekarz, nie patrząc mi w oczy. – Potrzebujemy próbki od ojca.
Zgodziłem się bez wahania. Przecież byłem jej ojcem. Przecież Magda i ja… byliśmy razem od studiów. Poznaliśmy się na imprezie u wspólnego znajomego w Krakowie. Magda miała wtedy rude włosy i śmiała się najgłośniej ze wszystkich. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Po roku zamieszkaliśmy razem, po dwóch wzięliśmy ślub. Zosia pojawiła się szybko – była naszym cudem po kilku miesiącach starań.
Kiedy Magda zniknęła, myślałem, że to jakiś żart. Zostawiła tylko kartkę: „Przepraszam. Muszę odejść.” Bez wyjaśnień, bez pożegnania. Przez pierwsze tygodnie nie spałem, nie jadłem. Zosia płakała nocami, a ja próbowałem być silny dla niej. W pracy ledwo się trzymałem – szefowa patrzyła na mnie z litością, koledzy unikali wzroku.
Po kilku dniach od pobytu w szpitalu zadzwonił telefon. – Panie Piotrze… musimy porozmawiać o wynikach badań – powiedział lekarz. Siedziałem w gabinecie, a on długo milczał, zanim wydukał: – Z biologicznego punktu widzenia… nie jest pan ojcem Zosi.
Świat zawirował. Nie rozumiałem. To niemożliwe! Przecież byłem przy porodzie, trzymałem Magdę za rękę, płakałem ze szczęścia, kiedy pierwszy raz usłyszałem płacz Zosi.
Wróciłem do domu jak automat. Zosia spała, jej twarz była spokojna, niewinna. Jak mogłem jej powiedzieć? Czy powinienem? Przez kilka dni chodziłem jak cień. W pracy popełniałem błędy, zapominałem o spotkaniach. Mama zadzwoniła: – Piotruś, co się dzieje? Przyjedź do nas na obiad.
Nie mogłem nikomu powiedzieć prawdy. Nawet sobie nie potrafiłem jej powtórzyć na głos.
Zosia wracała do zdrowia powoli. Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na łóżku i zapytała: – Tato, czy mama wróci?
– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Czy coś zrobiłam źle?
Serce mi pękało. Przytuliłem ją mocno.
Kilka tygodni później odezwała się Magda. SMS: „Musimy porozmawiać.” Spotkaliśmy się w kawiarni na Kazimierzu. Była chuda, blada, wyglądała na starszą o dziesięć lat.
– Piotrze… przepraszam – zaczęła drżącym głosem. – Ja… Zosia nie jest twoja biologicznie.
Patrzyłem na nią w milczeniu.
– To był jeden raz… przed ślubem… Nie wiedziałam… Potem już nie miało znaczenia… Ty byłeś jej ojcem od zawsze…
Chciałem krzyczeć, rzucić czymś o ścianę, ale tylko siedziałem i patrzyłem na nią jak na obcą osobę.
– Dlaczego teraz? Dlaczego uciekłaś?
– Nie mogłam już żyć z tym kłamstwem… Przepraszam…
Wyszedłem bez słowa.
Przez kolejne miesiące żyliśmy z Zosią jakby w zawieszeniu. Ona coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, ja coraz częściej piłem wieczorami piwo przed telewizorem. Mama próbowała nas ratować: – Piotruś, ona cię potrzebuje! Nieważne, co mówi biologia!
Ale ja nie potrafiłem już patrzeć na Zosię tak samo jak wcześniej. Każde jej spojrzenie przypominało mi o zdradzie Magdy.
Pewnego dnia znalazłem w jej pokoju list: „Tato, wiem, że coś jest nie tak. Jeśli mnie nie chcesz, mogę zamieszkać u babci…”
Płakałem całą noc. Rano poszedłem do jej pokoju i przytuliłem ją mocno.
– Jesteś moją córką. I zawsze będziesz.
Z czasem nauczyliśmy się żyć z tą prawdą. Magda wyjechała za granicę i kontaktowała się z nami tylko sporadycznie. Ja i Zosia zaczęliśmy chodzić razem do kina, gotować obiady w niedzielę, rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy gdybym wiedział wcześniej… kochałbym ją mniej? Czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?