„Prezent dla mamy, który rozbił nasze małżeństwo? Moja walka o głos w rodzinie”
— Naprawdę uważasz, że musisz kupować jej coś tak drogiego? — Paweł patrzył na mnie spod zmarszczonych brwi, ściskając w dłoni kubek z zimną już kawą. Stałam przy kuchennym blacie, trzymając w ręku katalog z biżuterią. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.
— To moja mama, Paweł. Chcę jej podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiła. Poza tym… — zawahałam się, bo wiedziałam, że zaraz usłyszę ten sam argument — …teraz też zarabiam. Chciałabym mieć coś do powiedzenia.
Paweł westchnął ciężko i odwrócił wzrok. — Przez tyle lat to ja ogarniałem budżet. Wszystko działało. Po co to zmieniać?
Wtedy poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez dziesięć lat byłam w domu z dziećmi. Prasowałam jego koszule, gotowałam obiady, dbałam o dom. On zarabiał i decydował o wszystkim — nawet o tym, co dostanie moja własna mama na urodziny. Teraz, gdy wróciłam do pracy w szkole i zaczęłam przynosić do domu własne pieniądze, chciałam tylko odrobiny niezależności.
Ale dla Pawła to było jak zamach na jego pozycję. Zawsze był tym „głową rodziny”, który wiedział lepiej. Nawet kiedy dzieci były małe, a ja nie spałam po nocach, on twierdził, że „praca w domu to nie to samo”.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy postanowiłam sama kupić prezent dla mamy. Wybrałam piękną srebrną bransoletkę z grawerem „Dziękuję za wszystko”. Zapakowałam ją w ozdobne pudełko i schowałam do szafy. Paweł znalazł paragon.
— Trzysta złotych? Oszalałaś? — krzyknął wtedy. — Przecież zawsze kupowaliśmy jej coś symbolicznego!
— Bo ty tak decydowałeś! — odpowiedziałam z płaczem.
Od tego dnia między nami zaczęła narastać niewidzialna ściana. Każda rozmowa o pieniądzach kończyła się kłótnią. Paweł zaczął kontrolować moje wydatki, sprawdzał wyciągi z konta, a ja czułam się jak dziecko proszące o kieszonkowe.
— To nie tak miało być — mówiłam do siebie wieczorami, patrząc na śpiące dzieci. — Przecież chciałam tylko być partnerką, a nie podwładną.
Pewnego dnia usiadłam z córką przy stole. Zosia miała wtedy dziewięć lat i zapytała:
— Mamo, dlaczego tata jest taki zły?
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy powinnam powiedzieć jej prawdę? Że tata nie potrafi pogodzić się z tym, że mama też chce mieć głos?
Zaczęłam rozmawiać z koleżankami z pracy. Okazało się, że nie jestem sama. Basia opowiadała mi, jak jej mąż obraził się, gdy ona kupiła sobie nowy płaszcz bez konsultacji. Marta przyznała się do ukrywania oszczędności „na czarną godzinę”.
W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Paweł coraz częściej zamykał się w swoim gabinecie, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Nawet dzieci zaczęły unikać wspólnych posiłków.
W końcu zebrałam się na odwagę i zaproponowałam terapię małżeńską.
— Nie będę prać brudów przed obcymi — uciął Paweł.
Zaczęłam więc pisać dziennik. Każdego wieczoru spisywałam swoje myśli i uczucia. Z czasem zauważyłam, że coraz częściej pojawia się tam słowo „wolność”.
W maju przyszły urodziny mamy. Tym razem postanowiłam nie pytać Pawła o zgodę. Kupiłam mamie bilet do teatru i zaprosiłam ją na wspólny weekend do Krakowa. Kiedy Paweł się dowiedział, wybuchła awantura.
— Ty już nawet nie pytasz mnie o zdanie! — wrzeszczał.
— Bo nigdy nie liczyłeś się z moim! — odpowiedziałam drżącym głosem.
Po tej kłótni Paweł przez tydzień się do mnie nie odzywał. Dzieci czuły napięcie i zaczęły pytać, czy się rozwiedziemy.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o tym na serio. Czy naprawdę chcę spędzić resztę życia z człowiekiem, który nie widzi we mnie partnerki?
Pewnej nocy usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Wzięłam głęboki oddech i napisałam Pawłowi list:
„Chcę być twoją żoną, a nie pracownicą na etacie domowym. Chcę mieć prawo decydować o sobie i naszych pieniądzach. Jeśli tego nie rozumiesz — może lepiej będzie nam osobno?”
Rano zostawiłam list na stole i wyszłam do pracy.
Nie wiem jeszcze, jak potoczy się nasza historia. Może Paweł się zmieni? Może pójdziemy własnymi drogami? Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie odebrać prawa do własnego głosu.
Czy naprawdę tak trudno zaakceptować zmianę ról w rodzinie? Czy partnerstwo to tylko ładne słowo na papierze? Co wy byście zrobili na moim miejscu?