„Nie wiem, co robić…” – Mój syn chce się żenić i wrócić do domu. Samotna matka w potrzasku między własnymi marzeniami a oczekiwaniami rodziny

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – głos Kuby drżał, gdy wszedł do kuchni, gdzie właśnie zmywałam naczynia po kolacji. Spojrzałam na niego przez ramię; miał spuszczoną głowę, a palce nerwowo bawiły się sznurkiem od bluzy.

– Co się stało? – zapytałam, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Ostatnio był jakiś nieobecny, zamyślony. Bałam się, że coś przeskrobał albo wpadł w kłopoty.

– Zosia jest w ciąży. Chcemy się pobrać. I… myśleliśmy, że na razie moglibyśmy zamieszkać z tobą i Michałem.

Poczułam, jak świat wiruje. Oparłam się o blat, żeby nie upaść. Kuba miał dopiero dwadzieścia lat. Zosia była jeszcze młodsza. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Synku… – zaczęłam cicho, ale przerwał mi Michał, który właśnie wszedł do kuchni.

– Co się dzieje? – spytał młodszy syn, patrząc to na mnie, to na Kubę.

– Będziemy mieli dziecko – powiedział Kuba z wymuszonym uśmiechem. – I wracamy do domu.

Michał spojrzał na mnie z przerażeniem. Nasze dwupokojowe mieszkanie już teraz wydawało się za małe dla nas trojga. Jak mielibyśmy pomieścić jeszcze Zosię i dziecko?

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie słowa Kuby: „wracamy do domu”. Przecież to nie tak miało być. Marzyłam, że chłopcy skończą studia, znajdą dobrą pracę, wyprowadzą się na swoje. Że w końcu będę miała trochę przestrzeni dla siebie – może nawet zacznę żyć własnym życiem?

Ale życie nigdy nie układało się po mojej myśli. Po rozwodzie zostałam sama z dwoma synami i kredytem na mieszkanie. Rodzice pomagali jak mogli – czasem podrzucili trochę pieniędzy albo ugotowali obiad na kilka dni. Ale oni sami ledwo wiązali koniec z końcem na emeryturze.

Następnego dnia Kuba i Zosia przyszli razem. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. W końcu Zosia odezwała się cicho:

– Pani Aniu, wiem, że to trudne… Ale nie mamy dokąd pójść. Moi rodzice nie chcą o mnie słyszeć.

Spojrzałam na nią – drobna, blada dziewczyna z podkrążonymi oczami. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat: młodą, przestraszoną, z brzuchem i bez wsparcia.

– A ty, Kuba? – zapytałam ostrożnie. – Przemyślałeś to? Wiesz, co to znaczy być ojcem?

– Wiem, mamo! – wybuchnął. – Poradzimy sobie! Znajdę pracę, będę pomagał w domu… Przecież ty też dałaś radę!

Zacisnęłam usta. Tak, dałam radę – ale jakim kosztem? Ile razy płakałam po nocach ze zmęczenia i bezsilności? Ile razy musiałam wybierać: rachunek za prąd czy nowe buty dla chłopców?

Wieczorem zadzwoniła mama:

– Aniu, nie możesz ich wyrzucić na bruk! To twoje dziecko!

– Mamo, ja już nie mam siły… Nie dam rady kolejny raz zaczynać wszystkiego od nowa.

– Musisz być silna – usłyszałam w odpowiedzi. – Dla nich.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Michał zamykał się w swoim pokoju i przestał rozmawiać z Kubą. Ja chodziłam jak cień – w pracy nie mogłam się skupić, w domu czułam się obca we własnych czterech ścianach.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę braci:

– Po co wracasz do domu? Tu już ledwo się mieścimy! – syczał Michał.

– Nie mam wyboru! Zosia nie ma dokąd pójść!

– A mama? Myślisz tylko o sobie!

Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę bycie matką oznacza wieczne poświęcenie? Czy moje potrzeby już nigdy nie będą ważne?

W końcu zebrałam wszystkich przy stole.

– Posłuchajcie mnie – zaczęłam drżącym głosem. – Kocham was i chcę wam pomóc. Ale musimy ustalić zasady. Kuba, jeśli wracacie z Zosią, musicie partycypować w kosztach i obowiązkach domowych. Michał – wiem, że to dla ciebie trudne, ale musimy być rodziną.

Zapanowała cisza.

– Spróbujemy – powiedział Kuba cicho.

Zosia ścisnęła moją dłoń pod stołem.

Minęły tygodnie. W mieszkaniu zrobiło się jeszcze ciaśniej i głośniej. Pojawiły się pierwsze konflikty: o łazienkę rano, o hałas nocą, o pieniądze na rachunki. Michał coraz częściej wychodził z domu i wracał późno. Ja łapałam się na tym, że coraz częściej marzę o ucieczce – choćby na jeden dzień.

Któregoś dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam Kubę siedzącego na podłodze z głową w dłoniach.

– Mamo… Ja nie wiem, czy dam radę… Zosia płacze całymi dniami, Michał mnie nienawidzi… A ja nie mogę znaleźć pracy…

Usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem.

– Synku… Ja też nie wiem, czy dam radę. Ale jesteśmy rodziną. Musimy spróbować razem.

Czasem zastanawiam się: czy powinnam była postawić na swoim i odmówić im pomocy? Czy matka ma prawo myśleć o sobie? A może prawdziwa siła polega właśnie na tym, żeby mimo wszystko trzymać rodzinę razem?

Czy wy też czasem czujecie się rozdarte między własnymi marzeniami a oczekiwaniami bliskich?