Przełamanie Cyklu: Dlaczego nie pójdę w ślady mojej matki dla moich dzieci
Dorastając, mój świat był daleki od idealnego obrazu życia rodzinnego, który widziałam w telewizji. Moja matka, Melisa, była wirującym wirkiem energii, zawsze skoncentrowanym na swojej kolejnej wielkiej sprzedaży w świecie nieruchomości. Była siłą, z którą trzeba było się liczyć w swojej dziedzinie, ale w domu historia wyglądała inaczej. Jej nieobecność była stała, pozostawiając pustkę, którą moja ciocia Karolina starała się najlepiej jak mogła wypełnić.
Karolina była młodszą siostrą mojej matki i w każdym calu jej przeciwieństwem. Gdzie Melisa zawsze szukała kolejnego wielkiego interesu, Karolina znajdowała radość w prostych rzeczach. Była nauczycielką liceum, z pasją do literatury i złotym sercem. Kiedy stało się oczywiste, że kariera Melisy pozostawia mało miejsca dla jej córki, Karolina wkroczyła bez wahania.
Spędzałam dni po szkole w przytulnym, pełnym książek domu Karoliny. Pomagała mi w odrabianiu lekcji, gotowała posiłki, które były faktycznie jadalne (w przeciwieństwie do prób mojej matki) i słuchała moich niekończących się opowieści o szkole i przyjaciołach. Była stabilnością w chaosie mojego życia, bezpieczną przystanią w burzy, jaką była moja relacja z Melisą.
Gdy dorastałam, przepaść między moją matką a mną się poszerzała. Rozmowy były napięte, pełne niezręcznych cisz i wymuszonych prób nawiązania kontaktu. Melisa często próbowała zrekompensować swoją nieobecność ekstrawaganckimi prezentami, ale ja pragnęłam jej czasu, jej obecności. Było to coś, czego nie mogła lub nie chciała dać.
Kiedy zostałam rodzicem, Melisa miała pełno rad. Mówiła o znaczeniu dyscypliny, o ustalaniu granic, o tym, by moje dzieci, Kacper i Zuzanna, wiedziały, kto jest szefem. Ale jej słowa trafiały w próżnię. Moje dzieciństwo nauczyło mnie, że w wychowaniu jest coś więcej niż zasady i autorytet. Chciałam, by moje dzieci wiedziały, że są kochane, by miały kogoś, kto wysłucha ich historii, i by być obecnym przy każdym ważnym kamieniu milowym, dużym czy małym.
Pomimo mojej determinacji, wychowanie dzieci było trudniejsze, niż przypuszczałam. Balans między pracą a życiem rodzinnym był jak chodzenie po linie, i częściej niż nie, czułam, że chwieję się na krawędzi. Strach przed staniem się jak Melisa prześladował mnie, będąc widmem, które wisiało nad każdą podjętą decyzją.
W końcu moje małżeństwo rozpadło się pod ciężarem. Tomasz, mój mąż, zmęczył się moją ciągłą niepewnością co do naszych wyborów wychowawczych, moją niezdolnością do zaufania naszym instynktom zamiast obawiać się przeszłości. Odszedł, zabierając Kacpra i Zuzannę ze sobą. Ironia nie umknęła mojej uwadze; w desperackiej próbie uniknięcia błędów mojej matki, odepchnęłam moją rodzinę.
Teraz widuję moje dzieci w weekendy, będąc rodzicem na część etatu, tak jak Melisa. Uświadomienie sobie, że historia może się powtarzać, jest gorzką pigułką do przełknięcia. Pomimo moich najlepszych starań, zastanawiam się, czy nie podążyłam niechcący śladami mojej matki.