Noc, która zmieniła wszystko: Gdy wysłaliśmy dzieci do babci
– Mamo, proszę, nie chcę tam jechać! – Emina, nasza najmłodsza córka, ściskała mnie za rękę tak mocno, że aż poczułam ból. Jej wielkie, brązowe oczy były pełne łez i strachu. Stałam w przedpokoju, z walizkami dzieci przy drzwiach, a mój mąż, Piotr, nerwowo sprawdzał zegarek. To miała być tylko jedna noc. Jedna noc dla nas – dorosłych. Chcieliśmy odpocząć, porozmawiać, może nawet przypomnieć sobie, kim byliśmy zanim zostaliśmy rodzicami.
– Emina, kochanie, babcia już na was czeka. Będziecie się świetnie bawić z kuzynami – próbowałam mówić spokojnie, choć w środku czułam niepokój. Może powinnam była posłuchać intuicji? Może powinnam była wtedy powiedzieć „nie”?
Piotr podszedł do mnie i szepnął: – Musimy to zrobić. Dla siebie. Przecież nie możemy ciągle żyć tylko dla dzieci.
Wiedziałam, że ma rację. Ostatnie miesiące były dla nas ciężkie. Piotr pracował po godzinach, ja próbowałam pogodzić opiekę nad trójką dzieci z pracą zdalną. Kłóciliśmy się o drobiazgi, coraz częściej mijaliśmy się w kuchni bez słowa. Byliśmy zmęczeni. Wyczerpani. Potrzebowaliśmy tej przerwy.
Kiedy drzwi się zamknęły za dziećmi, przez chwilę poczułam ulgę. W domu zapanowała cisza, jakiej nie słyszałam od lat. Usiadłam z Piotrem przy stole. Przez pierwsze minuty milczeliśmy. Potem zaczęliśmy rozmawiać – najpierw o dzieciach, potem o pracy, w końcu o nas. Wypiliśmy po lampce wina. Piotr zaproponował film, ale ja chciałam po prostu posiedzieć w ciszy.
Nagle zadzwonił telefon. To była mama Piotra.
– Emina nie przestaje płakać. Mówi, że chce do domu. Może powinniście ją odebrać? – jej głos był zmęczony.
Spojrzałam na Piotra. W jego oczach zobaczyłam irytację.
– Nie możemy jej za każdym razem ulegać – powiedział cicho. – Musi się nauczyć zostawać bez nas.
Zgodziłam się niechętnie. Próbowałam uspokoić sumienie myślą, że dzieci muszą się usamodzielniać. Ale całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam płacz Emini.
Nad ranem zadzwoniła mama Piotra jeszcze raz. Tym razem jej głos był przerażony.
– Emina dostała wysokiej gorączki. Nie mogę jej zbić. Musicie przyjechać natychmiast.
Wybiegliśmy z domu w piżamach. W samochodzie Piotr milczał, a ja modliłam się, żeby nic złego się nie stało. Kiedy dotarliśmy do mamy, Emina leżała na kanapie, blada i rozpalona. Jej ciało drżało, a oczy były zamknięte.
Zawieźliśmy ją do szpitala. Lekarze powiedzieli, że to infekcja wirusowa, ale jej organizm zareagował bardzo gwałtownie – być może przez stres. Siedziałam przy jej łóżku całą noc, trzymając ją za rękę i płacząc po cichu.
Piotr był wściekły na siebie. – To moja wina. Powinienem był ją odebrać od razu – powtarzał w kółko.
Przez kolejne dni Emina dochodziła do siebie powoli. Ale coś się zmieniło. Przestała ufać nam tak jak wcześniej. Bała się zostawać sama nawet na chwilę. Zaczęła mieć koszmary. Nasza relacja z Piotrem też się pogorszyła. Oboje obwinialiśmy się nawzajem za to, co się stało.
– Gdybyś mnie wtedy posłuchała…
– A może to ty powinieneś był być bardziej stanowczy?
Kłóciliśmy się coraz częściej. Starsze dzieci zaczęły zamykać się w sobie. W domu panowała napięta atmosfera. Przestaliśmy rozmawiać o uczuciach – baliśmy się, że każde słowo wywoła kolejną awanturę.
Minęły tygodnie, potem miesiące. Emina wróciła do zdrowia fizycznie, ale jej lęki pozostały. Zaczęliśmy chodzić z nią do psychologa dziecięcego. Ja sama też szukałam pomocy – czułam się winna i bezradna.
Piotr coraz częściej zostawał dłużej w pracy. Unikał domu. Ja zamknęłam się w sobie. Przestaliśmy być rodziną – byliśmy tylko grupą ludzi mieszkających pod jednym dachem.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy płacz Emini w swoim pokoju. Weszłam do niej i zobaczyłam, jak tuli do siebie pluszowego misia.
– Mamo, czy już nigdy nie będziesz mnie zostawiać? – zapytała szeptem.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Obiecuję ci, że zawsze będę przy tobie – powiedziałam, choć sama nie wierzyłam w swoje słowa.
Dwa lata minęły od tamtej nocy. Nasza rodzina wciąż próbuje się pozbierać. Z Piotrem chodzimy na terapię małżeńską, dzieci mają swoje zajęcia terapeutyczne. Staramy się rozmawiać, choć czasem każde słowo boli.
Często wracam myślami do tamtej decyzji. Czy naprawdę zrobiliśmy coś złego? Czy rodzice mają prawo myśleć o sobie? Czy można naprawić zaufanie dziecka raz złamane?
Czasem patrzę na Eminę i widzę w jej oczach cień tamtej nocy. Zastanawiam się: czy kiedykolwiek wybaczę sobie tę decyzję? Czy można być dobrym rodzicem, jeśli czasem popełnia się błędy?
A wy? Czy też mieliście w życiu taki moment, który zmienił wszystko? Co byście zrobili na moim miejscu?