Między matką a żoną: Historia, która rozdarła moją rodzinę
– Nie wracaj do tego domu, dopóki nie przeprosisz matki! – krzyknęła przez telefon moja żona, a ja stałem na klatce schodowej, z kluczami w jednej ręce i siatką z zakupami w drugiej. Było już po dwudziestej, a ja czułem się jak chłopiec, którego właśnie wyrzucono ze szkoły za złe zachowanie. Znowu.
Mam na imię Bartosz. Mam trzydzieści cztery lata, żonę – Magdę i syna – Olka. Mieszkamy w bloku na warszawskim Ursynowie, ale od kiedy pamiętam, moim życiem rządziły dwie kobiety: matka i żona. Każda z nich miała własną wizję tego, jak powinienem żyć. Każda chciała być tą najważniejszą. A ja? Ja byłem jak lina na przeciąganie – rozciągany do granic wytrzymałości.
Wszystko zaczęło się od drobiazgów. Magda nie znosiła, kiedy mama wpadała bez zapowiedzi. Mama nie mogła znieść, że Magda nie gotuje tradycyjnych obiadów. Ja próbowałem godzić ogień z wodą. – Mamo, daj znać zanim przyjdziesz – prosiłem raz po raz. – Magda, ona chce tylko pomóc – tłumaczyłem żonie. Ale każda rozmowa kończyła się awanturą.
Pewnego dnia mama przyszła z rosołem i słoikami ogórków. Magda była w pracy, ja zajmowałem się Olkiem. Mama weszła do kuchni, spojrzała na stertę naczyń i westchnęła:
– Synku, jak ty możesz tak żyć? Przecież ona cię zaniedbuje.
– Mamo, nie zaczynaj – poprosiłem cicho.
– Ja w twoim wieku miałam już dwoje dzieci i dom na głowie! – podniosła głos.
Wtedy zadzwonił telefon. Magda wracała wcześniej z pracy.
– Bartosz, powiedz mamie, żeby dziś nie zostawała na obiad – szepnęła do słuchawki.
– Ale ona już ugotowała…
– Nie obchodzi mnie to! Mam dość jej wtrącania się!
Zacząłem się pocić. Czułem się jak zdrajca wobec jednej i drugiej. Mama patrzyła na mnie z wyrzutem, Magda przez telefon była lodowata. W końcu wybuchłem:
– Czy wy nie możecie choć raz się dogadać?!
Obie zamilkły. Mama wyszła bez słowa, trzaskając drzwiami. Magda wróciła do domu i przez cały wieczór milczała.
To był początek końca mojego spokoju. Od tamtej pory każda niedziela była polem bitwy. Mama dzwoniła codziennie:
– Synku, czy Magda już się uspokoiła? Może przyjdziecie na obiad?
Magda przewracała oczami:
– Twoja matka znowu dzwoniła? Może zamieszkaj z nią, skoro tak bardzo jej bronisz!
Próbowałem być dyplomatą. Umawiałem się z mamą w kawiarni, żeby nie drażnić Magdy. Przynosiłem żonie kwiaty po każdej kłótni. Ale to nic nie dawało. Olek zaczął pytać:
– Tato, dlaczego babcia nie przychodzi?
A ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Wszystko eksplodowało w zeszłe święta Bożego Narodzenia. Mama zaprosiła nas do siebie na Wigilię. Magda powiedziała stanowczo:
– W tym roku zostajemy u nas. Nie będę słuchać jej uwag o moim barszczu.
Mama płakała przez telefon:
– Synku, przecież zawsze byliśmy razem! Jak możesz mi to zrobić?
W Wigilię siedzieliśmy przy stole we troje – ja, Magda i Olek. Cisza była gęsta jak śmietana w serniku mamy. O północy zadzwonił telefon:
– Wesołych Świąt, Bartoszku…
Mama płakała tak głośno, że Olek zaczął płakać razem z nią.
Po świętach mama przestała dzwonić. Magda była zadowolona – wreszcie miała mnie tylko dla siebie. Ale ja czułem pustkę. Zawsze byłem synem mojej mamy – to ona nauczyła mnie jeździć na rowerze, to ona tuliła mnie po pierwszej porażce w szkole. Teraz miałem być tylko mężem i ojcem?
Zacząłem coraz częściej wymykać się do mamy pod pretekstem zakupów czy pomocy przy komputerze. Magda zauważyła:
– Znowu byłeś u niej? Może powiesz mi wprost, że żałujesz ślubu?
– Przestań! To moja matka!
– A ja? Kim jestem dla ciebie?
Nie umiałem odpowiedzieć.
Pewnego dnia mama trafiła do szpitala po upadku na schodach. Zadzwonił sąsiad:
– Panie Bartku, pańska mama leży w szpitalu na Banacha.
Pobiegłem tam natychmiast. Mama była blada i słaba.
– Synku… dobrze, że jesteś…
Siedziałem przy niej całą noc.
Magda zadzwoniła rano:
– Gdzie jesteś? Olek płacze!
– Mama jest w szpitalu.
– I co teraz? Zostawisz nas dla niej?
Wróciłem do domu po dwóch dniach czuwania przy łóżku mamy. W salonie czekały spakowane walizki.
– Albo wybierasz rodzinę tutaj, albo swoją matkę – powiedziała Magda drżącym głosem.
Patrzyłem na nią i na Olka skulonego na kanapie.
Nie spałem całą noc. Rano poszedłem do pracy jak automat. W głowie miałem tylko jedno pytanie: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie?
Mama wyszła ze szpitala po tygodniu. Byłem przy niej codziennie, ale wracałem do pustego domu – Magda zabrała Olka do swojej matki na wieś.
Po miesiącu napisała mi SMS-a: „Musisz wybrać”.
Wybrałem rodzinę – wróciłem do Magdy i Olka. Ale mama nigdy mi tego nie wybaczyła. Przestała odbierać telefony, nie przyszła nawet na urodziny wnuka.
Dziś siedzę sam w kuchni i patrzę na zdjęcia sprzed lat: mama z Olkiem na kolanach, Magda uśmiechnięta przy stole pełnym pierogów…
Czy naprawdę musiałem wybierać? Czy rodzina zawsze musi oznaczać ból i rozdarcie? Może ktoś z was zna odpowiedź…