Ostatnie słowa brata: Historia, której nigdy nie zapomnę

– Kuba, wróć przed dziewiętnastą, proszę! – krzyknęłam za nim przez otwarte okno, czując znajome ukłucie niepokoju w żołądku. On tylko odwrócił się na chwilę, uśmiechnął szeroko i rzucił: – Spokojnie, Martyna! Zadzwonię do ciebie, jak tylko wrócę. Obiecuję!

To była nasza codzienna wymiana – ja, starsza siostra, wiecznie martwiąca się o młodszego brata, i Kuba, wiecznie nieuchwytny, z głową pełną pomysłów i energii. Tamtego dnia miał pójść z kolegami nad Wisłę. Mama była w pracy, tata na delegacji. Zostałam sama w domu z niepokojem, który narastał z każdą minutą.

Godzina osiemnasta trzydzieści. Cisza. Osiemnasta czterdzieści pięć. Wciąż nic. Zaczęłam pisać do niego na Messengerze: „Kuba, wszystko ok?” – brak odpowiedzi. Włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć myśli, ale nie potrafiłam się skupić. W końcu zadzwoniłam do mamy.

– Martyna, nie panikuj – próbowała mnie uspokoić przez telefon. – Chłopcy pewnie się zagadali albo zgubili zasięg.

Ale ja czułam coś złego. Zawsze czułam, kiedy coś było nie tak z Kubą. Byliśmy jak bliźnięta – rozumieliśmy się bez słów. Przypomniałam sobie, jak jeszcze rano kłóciliśmy się o to, kto ma wynieść śmieci. On rzucił wtedy: „Zawsze się mnie czepiasz! Jak mnie kiedyś zabraknie, to zobaczysz!”

Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo te słowa utkwią mi w głowie.

O dziewiętnastej trzydzieści zadzwonił domofon. Zbiegłam po schodach z nadzieją, że to Kuba wraca spóźniony i zaraz go ochrzanię za brak kontaktu. Ale za drzwiami stała sąsiadka pani Zofia z przerażeniem w oczach.

– Martynko… coś się stało nad rzeką…

Nie pamiętam dokładnie, co działo się potem. Wybiegłam z domu w klapkach, z telefonem w ręku. Nad Wisłą zebrał się tłum ludzi, policja, strażacy. Ktoś płakał, ktoś krzyczał. Widziałam znajome twarze kolegów Kuby – bladych, roztrzęsionych.

– Martyna! – podbiegł do mnie Bartek, najlepszy przyjaciel Kuby. – On… on chciał popłynąć na drugi brzeg… Prąd był za silny…

Mój świat się zatrzymał. Nie słyszałam już niczego poza własnym biciem serca i szumem rzeki. Strażacy wyciągnęli ciało Kuby godzinę później. Leżałam na ziemi, krzycząc jego imię, mając nadzieję, że to tylko koszmar.

Mama przyjechała chwilę później. Widziałam jej twarz – wykrzywioną bólem i niedowierzaniem. Tata wrócił z delegacji jeszcze tej samej nocy. Przez pierwsze dni nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale. Każde z nas zamknęło się w swoim cierpieniu.

W domu panowała cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Mama płakała nocami w kuchni, myśląc, że nie słyszę. Tata przestał chodzić do pracy i całymi dniami patrzył w telewizor bez dźwięku. Ja zamknęłam się w pokoju Kuby i przeglądałam jego rzeczy: zeszyty pełne rysunków samochodów, ulubioną bluzę z logo Legii Warszawa, niedokończone zadania domowe.

Najgorsze były wiadomości na Messengerze – te nieprzeczytane przeze mnie i te wysłane do niego bez odpowiedzi. „Kuba, odezwij się.” „Kuba, wracaj.”

W szkole wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem lub unikali wzroku. Najgorsza była nauczycielka matematyki: „Martynko, jeśli chcesz porozmawiać…” Nie chciałam rozmawiać z nikim. Czułam tylko pustkę i gniew – na Kubę, że złamał obietnicę; na siebie, że go nie powstrzymałam; na rodziców, że nie byli wtedy w domu.

Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców:
– To twoja wina! Powinieneś był zostać w domu!
– A ty? Gdzie byłaś?!
– Przestańcie! – wrzasnęłam przez łzy. – To nie wasza wina! To nie czyjaś wina!

Ale czy naprawdę tak było? Czy mogłam zrobić coś więcej? Gdyby tylko zadzwonił… Gdybym tylko poszła z nim nad rzekę…

Minęły miesiące. Powoli zaczęliśmy wracać do życia – mama do pracy, tata do swoich obowiązków. Ja zaczęłam pisać pamiętnik Kuby – spisywałam wszystkie wspomnienia o nim, żeby nie zapomnieć ani jednego szczegółu.

Czasem śni mi się tamten dzień nad Wisłą. Słyszę jego głos: „Spokojnie, Martyna! Zadzwonię do ciebie…” Budzę się wtedy z płaczem i długo patrzę w sufit.

Dziś wiem jedno: życie potrafi być okrutne i niesprawiedliwe. Ale czy można nauczyć się żyć z taką stratą? Czy kiedykolwiek przestanę czekać na wiadomość od Kuby?

Może ktoś z was zna odpowiedź…