Czy poświęcenie matki zawsze się opłaca? Moja historia powrotu do życia po latach poświęceń dla córki

– Mamo, dlaczego nie możesz być jak inne mamy i po prostu przyjść na przedstawienie? – zapytała mnie Zosia, mając sześć lat, z oczami pełnymi łez. Stałam wtedy w kuchni, z telefonem przy uchu, próbując dogadać się z szefową, żeby choć raz wyjść wcześniej z pracy. Pamiętam to uczucie – jakby ktoś ścisnął mi serce. Wtedy podjęłam decyzję: rzucam pracę. Dla niej. Dla Zosi.

Przez kolejne lata byłam na każde jej zawołanie. Zawoziłam ją na balet, odbierałam z angielskiego, piekłam ciasta na szkolne kiermasze. Byłam tą mamą, która zawsze miała czas. Mąż, Tomek, mówił: „Może przesadzasz? Dziecko musi się nauczyć samodzielności”. Ale ja wiedziałam lepiej. Przecież chciałam dać jej wszystko, czego sama nie miałam.

Minęło siedem lat. Zosia ma teraz trzynaście lat i własny świat. Wchodzi do domu, rzuca plecak w kąt i zamyka się w pokoju. Czasem słyszę jej śmiech przez drzwi – rozmawia z koleżankami na Messengerze. „Mamo, nie przeszkadzaj!” – słyszę coraz częściej.

A ja? Siedzę w kuchni i patrzę na swoje dłonie. Kiedyś byłam specjalistką ds. kadr w dużej firmie. Teraz moje CV wygląda jak żart. Próbowałam wysłać kilka aplikacji, ale nikt nie odpowiada. Raz zadzwonili z agencji pracy tymczasowej – zaproponowali mi stanowisko recepcjonistki za najniższą krajową. Prawie się popłakałam.

Wieczorem Tomek wraca z pracy. Siada do komputera, sprawdza maile służbowe. Próbuję zacząć rozmowę:
– Tomek, myślisz, że powinnam zrobić jakiś kurs?
– Może… Ale przecież dobrze nam tak, jak jest – odpowiada bez przekonania.

Czuję się niewidzialna. Dla Zosi jestem już tylko tłem. Dla Tomka – wygodą. Dla siebie? Kim ja właściwie jestem?

Pewnego dnia znajduję w szufladzie stary notes. Otwieram na przypadkowej stronie: „Chcę kiedyś napisać książkę”. To moje pismo sprzed lat. Uśmiecham się gorzko – kiedy miałabym to zrobić? Przecież całe życie poświęciłam rodzinie.

Nadchodzi niedziela. Siedzimy przy stole, obiad jak co tydzień. Zosia grzebie widelcem w ziemniakach.
– Mamo, mogę iść do Oli po lekcjach?
– A może zostaniesz ze mną? Upiekłybyśmy razem ciasto…
– Mamo! Mam już trzynaście lat! – rzuca z irytacją i wychodzi.

Tomek wzdycha:
– Daj jej spokój, dorasta.

Czuję się bezużyteczna. W nocy nie mogę spać. Przewracam się z boku na bok i myślę: czy naprawdę zrobiłam dobrze? Czy moje poświęcenie miało sens?

Następnego dnia postanawiam działać. Idę do urzędu pracy. W poczekalni siedzą kobiety w moim wieku – wszystkie wyglądają na zmęczone i zagubione.
– Szukam pracy po przerwie… – zaczynam niepewnie do urzędniczki.
– A co pani robiła przez ostatnie lata?
– Byłam w domu z dzieckiem.
Patrzy na mnie z politowaniem.
– To będzie trudne…

Wracam do domu załamana. Zosia wraca późno, nawet nie pyta, jak mi minął dzień.

Wieczorem dzwoni mama:
– Jak tam u was?
Zaczynam płakać do słuchawki.
– Mamo, ja już nie wiem, kim jestem…
– Dziecko, musisz pomyśleć o sobie. Zosia cię kocha, ale ona już cię nie potrzebuje tak jak kiedyś.

Te słowa trafiają mnie jak grom z jasnego nieba.

Zaczynam szukać kursów online. Informatyka dla początkujących, podstawy księgowości… Wszystko wydaje się trudne i obce. Ale próbuję.

Pewnego wieczoru Zosia przychodzi do kuchni.
– Mamo…
Patrzę na nią zaskoczona – dawno nie rozmawiałyśmy tak po prostu.
– Wiesz… W szkole mieliśmy zajęcia o tym, kim chcemy być w przyszłości. Powiedziałam pani, że moja mama była kiedyś ważna w pracy, ale rzuciła wszystko dla mnie…
Milknie na chwilę.
– I trochę mi głupio… Bo teraz widzę, że jesteś smutna.
Łzy napływają mi do oczu.
– Kochanie… Chciałam dla ciebie jak najlepiej.
– Wiem… Ale może teraz czas pomyśleć o sobie?

Przytulamy się długo. Po raz pierwszy od dawna czuję ciepło i nadzieję.

Od tamtej pory codziennie uczę się czegoś nowego. Nie jest łatwo – czasem mam ochotę się poddać. Ale wiem już jedno: nie mogę żyć tylko dla innych.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można odzyskać siebie po latach poświęceń? Czy naprawdę można zacząć od nowa mając czterdzieści trzy lata? Co wy o tym myślicie?