„Ojciec Arka wyprosił mnie z domu. Czy miłość wystarczy, by pokonać uprzedzenia?”
— Nie, nie możesz wejść — usłyszałam głos pana Marka, ojca Arka, zanim jeszcze zdążyłam przekroczyć próg. Stałam na wycieraczce, ściskając w dłoniach ciasto, które upiekłam specjalnie na tę okazję. Moje serce waliło jak oszalałe, a dłonie drżały. Arek spojrzał na mnie bezradnie, jakby nie wierzył w to, co się dzieje.
— Tato, proszę cię… — zaczął cicho, ale jego ojciec tylko machnął ręką.
— Powiedziałem: nie. Nie będę powtarzał. — Jego wzrok był twardy, zimny. — Nie chcę jej tutaj.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Stałam tam jeszcze chwilę, próbując zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Przecież nic złego nie zrobiłam. Przez głowę przelatywały mi setki myśli: czy wyglądam nieodpowiednio? Czy powiedziałam coś niestosownego przez telefon? Dlaczego?
Arek próbował mnie pocieszyć, ale widziałam, że sam jest rozbity. Odprowadził mnie na przystanek tramwajowy i przez całą drogę milczeliśmy. W końcu powiedział tylko:
— Przepraszam cię, Martyna. On taki już jest…
Ale ja nie chciałam przepraszać. Chciałam zrozumieć. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam ten zimny głos: „Nie chcę jej tutaj”.
Moja mama próbowała mnie pocieszyć:
— Może to tylko pierwsze wrażenie? Może się przekona do ciebie z czasem?
Ale wiedziałam, że to nie takie proste. Arek opowiadał mi wcześniej o swoim ojcu — surowym, zasadniczym człowieku, który całe życie pracował jako policjant i zawsze miał swoje zdanie na każdy temat. Jego matka była cicha i uległa, a siostra wyjechała do Anglii, bo nie mogła już znieść tej atmosfery.
Przez kilka tygodni unikaliśmy tematu rodziny Arka. Spotykaliśmy się u mnie albo na mieście. Ale czułam, że coś się zmieniło. Arek był zamyślony, coraz częściej milczał. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam:
— Arek… czy ty naprawdę widzisz ze mną przyszłość? Skoro twój ojciec mnie nie akceptuje?
Spojrzał na mnie smutno.
— Martyna… ja cię kocham. Ale on… on nigdy nie zmienia zdania. Nawet mama nie ma na niego wpływu.
Zaczęłam się zastanawiać: czy jestem gotowa walczyć o ten związek? Czy miłość wystarczy, jeśli rodzina jednej ze stron jest przeciwna?
Pewnego wieczoru Arek zadzwonił do mnie zdenerwowany.
— Musimy pogadać — powiedział tylko.
Spotkaliśmy się w parku niedaleko mojego bloku. Było zimno i padał deszcz, ale nie zwracałam na to uwagi.
— Martyna… tata powiedział, że jeśli będę się dalej z tobą spotykał, mam się wynosić z domu.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
— I co zamierzasz zrobić? — zapytałam cicho.
Arek spuścił głowę.
— Nie wiem… Nie mam gdzie się podziać. Jeszcze rok studiów przede mną… Nie chcę cię stracić, ale…
Zrozumiałam wtedy, że stoimy pod ścianą. Że nasza miłość została wystawiona na próbę, której nie byliśmy przygotowani sprostać.
Przez kolejne dni unikałam Arka. Nie chciałam być powodem jego problemów z rodziną. Ale tęskniłam za nim strasznie. W końcu napisał mi długą wiadomość:
„Martyna, przepraszam cię za wszystko. Kocham cię i chcę być z tobą, ale nie mogę zostawić mamy samej z ojcem. On ją niszczy psychicznie od lat. Boję się o nią. Proszę, zrozum mnie.”
Płakałam całą noc. Rano zadzwoniła do mnie jego siostra, Kasia.
— Martyna, nie daj się złamać temu staremu tyranowi! Tata zawsze wszystkich kontrolował. Ja uciekłam do Anglii właśnie przez niego. Ale Arek jest inny niż tata — on potrafi kochać naprawdę.
Ta rozmowa dodała mi trochę otuchy. Postanowiłam napisać list do pana Marka. Opisałam w nim swoje uczucia do Arka i poprosiłam o szansę poznania się lepiej. Odpowiedzi nigdy nie dostałam.
Minęły dwa miesiące. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Arek zadzwonił do mnie wieczorem:
— Martyna… tata miał zawał. Jest w szpitalu.
Pojechałam tam razem z Arkiem i jego mamą. Pan Marek leżał blady na łóżku szpitalnym. Spojrzał na mnie i odwrócił wzrok.
Arek ścisnął moją dłoń.
— Tato… Martyna przyszła cię odwiedzić.
Cisza trwała wieczność.
W końcu pan Marek odezwał się cicho:
— Nie musiałaś przychodzić.
— Chciałam — odpowiedziałam spokojnie.
Nie wiem, czy coś się wtedy zmieniło w jego sercu. Ale ja poczułam ulgę — zrobiłam wszystko, co mogłam.
Dziś mija pół roku od tamtego upokarzającego spotkania na wycieraczce. Z Arkiem jesteśmy razem, choć rzadko widuję jego rodzinę. On powoli usamodzielnia się i planuje wynająć mieszkanie po studiach.
Czasem zastanawiam się: czy warto było walczyć o ten związek? Czy miłość naprawdę jest silniejsza niż rodzinne uprzedzenia? A może są granice, których nie da się przekroczyć?
Czy wy bylibyście gotowi poświęcić wszystko dla miłości? Jak poradzilibyście sobie z taką sytuacją?