Nigdy nie byłam wystarczająca dla Pawła: Prawda o miłości i społecznych różnicach

— Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu — głos Pawła odbijał się echem w ciasnej kuchni jego rodziców na warszawskim Mokotowie. Stałam obok niego, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Pani Teresa patrzyła na mnie z góry, jakby jej wzrok mógł mnie przebić na wylot.

— Ja tylko pytam, skąd ona właściwie jest? — dopytywała, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Bo przecież twoja babcia zawsze mówiła, że rodzina to podstawa.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Wychowałam się w małym miasteczku pod Radomiem. Mój tata był kierowcą autobusu, mama pracowała w sklepie spożywczym. Nie mieliśmy wiele, ale zawsze było ciepło i bezpiecznie. Paweł pochodził z rodziny lekarzy i prawników. Ich mieszkanie pachniało drogimi perfumami i świeżo parzoną kawą. Ja pachniałam strachem.

— Jestem z Pionek — odpowiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. — Ale studiuję w Warszawie.

Pani Teresa uniosła brwi.

— Aha…

To jedno słowo wystarczyło, żebym poczuła się jak ktoś gorszy. Paweł ścisnął moją dłoń pod stołem. Wiedziałam, że się stara, ale nie rozumiał, jak bardzo boli mnie to wszystko.

Po powrocie do mojego wynajmowanego pokoju długo płakałam. Paweł tulił mnie do siebie.

— Kocham cię, Nikola. Nie obchodzi mnie, co myśli moja matka.

Ale mnie obchodziło. Każde spotkanie z jego rodziną było jak egzamin, którego nigdy nie zdawałam. Zawsze znalazło się coś nie tak: mój akcent, moje ubrania z second-handu, moje marzenia o pracy w bibliotece zamiast w korporacji.

Pewnego dnia Paweł zaprosił mnie na rodzinny obiad z okazji urodzin jego ojca. Szykowałam się godzinami — nowa sukienka kupiona za ostatnie oszczędności, włosy ułożone przez koleżankę z akademika. Gdy weszliśmy do salonu, wszyscy ucichli.

— Nikola! — zawołała ciotka Iwona. — A czym ty się właściwie zajmujesz?

— Studiuję filologię polską i pracuję dorywczo w księgarni — odpowiedziałam z dumą.

— Ojej… — westchnęła ciotka. — No ale przecież Paweł mógłby znaleźć sobie kogoś bardziej… perspektywicznego?

Zamarłam. Paweł zacisnął szczękę.

— Ciociu, Nikola jest wyjątkowa i to ona jest moim wyborem.

Ale ja już wiedziałam, że nie pasuję do tego świata. Po obiedzie wyszłam na balkon i zadzwoniłam do mamy.

— Mamo, czy ja naprawdę jestem gorsza? — zapytałam przez łzy.

— Kochanie, nie pozwól im wmówić sobie takich rzeczy — odpowiedziała cicho. — Jesteś wartościowa taka, jaka jesteś.

Przez kolejne miesiące próbowałam udowodnić wszystkim — a najbardziej sobie — że zasługuję na Pawła. Pracowałam więcej, studiowałam pilniej, starałam się być idealna. Ale im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się niewidzialna.

Pewnego wieczoru Paweł przyszedł do mnie zdenerwowany.

— Nikola… Mama chce, żebym pojechał z nią na wakacje do Włoch. Sama. Bez ciebie.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.

— I co zamierzasz? — zapytałam cicho.

— Chcę być z tobą… Ale nie chcę też ranić mamy…

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwy gniew.

— A co ze mną? Czy ja się w ogóle liczę?

Paweł spuścił wzrok.

Coraz częściej kłóciliśmy się o jego rodzinę. O to, że nigdy nie jestem zapraszana na ważne uroczystości. O to, że jego matka mówi o mnie „ta dziewczyna”. O to, że zawsze muszę udowadniać swoją wartość.

W końcu przyszedł dzień, kiedy już nie wytrzymałam.

— Paweł, ja już nie mogę tak żyć! — krzyknęłam przez łzy. — Kocham cię, ale nie chcę być wiecznie oceniana!

Paweł milczał długo.

— Może… Może rzeczywiście nie pasujemy do siebie? — wyszeptał w końcu.

To było jak cios prosto w serce. Wyszłam z jego mieszkania bez słowa. Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka. Mama przyjechała do mnie z Pionek i tuliła mnie jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i bałam się burzy.

Minęły tygodnie. Powoli zaczęłam wracać do życia. Praca w księgarni dawała mi ukojenie. Zaczęłam pisać własne opowiadania o dziewczynach takich jak ja — które kochają za bardzo i walczą o swoje miejsce na świecie.

Czasem widuję Pawła na ulicy. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, ale już nie podchodzi. Może oboje byliśmy zbyt młodzi i zbyt uparci? Może miłość naprawdę nie wystarcza, gdy świat wokół jest pełen uprzedzeń?

Dziś wiem jedno: jestem wystarczająca taka, jaka jestem. Ale czy społeczne różnice zawsze muszą wygrywać z uczuciami? Czy można naprawdę być szczęśliwym wbrew oczekiwaniom innych?