Czy naprawdę jestem złą córką? Historia o trudnych wyborach i rodzinnych ranach

– Nie wierzę, że to robisz, Anka! – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi domu opieki. Stałam na parkingu, ściskając kluczyki do samochodu tak mocno, że aż bolały mnie palce. W środku czułam pustkę i wstyd, jakiego nigdy wcześniej nie znałam. Czy naprawdę jestem złą córką?

Ojciec patrzył na mnie tym swoim zmęczonym wzrokiem, kiedy podpisywałam papiery. Jego dłonie drżały, a ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. – Aniu, wszystko będzie dobrze, prawda? – zapytał cicho, jakby bał się usłyszeć odpowiedź. Skinęłam głową, choć sama w to nie wierzyłam. Przez ostatnie miesiące opieka nad nim stała się moim całym życiem. Przestałam pracować, przestałam spotykać się z przyjaciółmi, nawet mój mąż, Tomek, coraz częściej spał na kanapie, bo nie miał już siły znosić moich łez i zmęczenia.

Ojciec chorował na Alzheimera. Z początku były to tylko drobne zapomnienia – gdzie położył klucze, czy zamknął drzwi. Potem zaczęły się noce, kiedy błąkał się po mieszkaniu, szukając mamy, która zmarła pięć lat temu. Zdarzało się, że nie poznawał mnie ani Magdy. Wtedy płakałam po cichu w łazience, żeby nie widział. Ale najgorsze przyszło, gdy zaczął być agresywny. Rzucał przedmiotami, krzyczał, czasem próbował uciekać z domu. Bałam się o niego, ale też o siebie.

Magda mieszkała w Gdańsku, miała trójkę dzieci i własne problemy. Kiedy dzwoniłam do niej z prośbą o pomoc, zawsze słyszałam to samo: – Anka, przecież wiesz, że nie mogę. Ty jesteś bliżej, tata zawsze cię bardziej słuchał. – Czułam, jak ciężar odpowiedzialności przygniata mnie coraz mocniej. Nawet kiedy próbowałam rozmawiać z Tomkiem, on tylko wzdychał: – Może czas pomyśleć o jakiejś pomocy? Przecież nie dasz rady sama.

Wiedziałam, że dom opieki to ostateczność. Przeglądałam oferty, czytałam opinie, rozmawiałam z lekarzami. W końcu wybrałam miejsce na obrzeżach Warszawy, z ogrodem i personelem, który wydawał się naprawdę troskliwy. Kiedy powiedziałam o tym Magdzie, wybuchła:

– Jak możesz?! Tata całe życie harował na nasz dom, a ty go oddasz obcym ludziom? Co powie rodzina? Ciocia Basia już mówiła, że to wstyd!

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit, słuchając cichego chrapania ojca w pokoju obok. Rano, kiedy pakowałam jego rzeczy, ręce mi się trzęsły. On patrzył na mnie zdezorientowany, jakby nie rozumiał, co się dzieje. – Gdzie jedziemy, Aniu? – zapytał. – Na wakacje, tato – skłamałam, bo nie umiałam powiedzieć prawdy.

Droga do domu opieki była cicha. Ojciec patrzył przez okno, a ja walczyłam ze łzami. Kiedy weszliśmy do środka, pielęgniarka uśmiechnęła się ciepło. – Panie Stanisławie, zapraszam, pokażę panu pokój. – Ojciec spojrzał na mnie z niepokojem. – Aniu, zostaniesz ze mną? – zapytał. – Przyjadę jutro, obiecuję – wyszeptałam, choć wiedziałam, że nie będzie łatwiej.

Po powrocie do domu zastałam Tomka przy stole. – I co teraz? – zapytał bez emocji. – Nie wiem – odpowiedziałam. – Czuję się, jakbym go zdradziła.

Telefon od Magdy przyszedł wieczorem. – Mama by tego nie zrobiła – powiedziała zimno. – Jesteś wyrodną córką, Anka. – Rozłączyła się, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Przez kolejne dni telefon milczał. Nawet ciocia Basia przestała się odzywać. Czułam się jak trędowata.

Każdego dnia jeździłam do ojca. Czasem mnie poznawał, czasem nie. Raz zapytał: – Kiedy wrócimy do domu? – Nie umiałam odpowiedzieć. Personel zapewniał mnie, że robię wszystko, co mogę. – Pani Aniu, nie jest pani sama. To trudna decyzja, ale czasem najlepsza dla wszystkich – mówiła pielęgniarka. Ale ja czułam się coraz gorzej.

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa patrzyła na mnie z politowaniem. – Może powinna pani wziąć urlop? – zaproponowała. Ale ja nie chciałam uciekać. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie zrozumiał.

Pewnego dnia, kiedy przyszłam do ojca, zobaczyłam, jak siedzi w ogrodzie z innymi pensjonariuszami. Uśmiechał się, rozmawiał z pielęgniarką. Przez chwilę poczułam ulgę. Może jednak podjęłam dobrą decyzję? Ale potem wróciły wyrzuty sumienia. Czy to znaczy, że łatwo mnie zastąpić? Że nie jestem już potrzebna?

Magda przysłała mi SMS-a: „Nie licz na mnie. Dla mnie tata już nie istnieje”. Przez godzinę siedziałam na ławce przed domem opieki, płacząc. Próbowałam zrozumieć, dlaczego cała rodzina odwróciła się ode mnie. Czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy bycie dobrą córką oznacza poświęcenie siebie do końca?

Czasem myślę o mamie. Zastanawiam się, co by mi powiedziała. Może przytuliłaby mnie i powiedziała, że zrobiłam wszystko, co mogłam. A może też by mnie potępiła? Nie wiem. Wiem tylko, że jestem sama ze swoim bólem i wątpliwościami.

Dziś znowu odwiedziłam ojca. Uśmiechnął się do mnie i powiedział: – Dziękuję, Aniu, że jesteś. – Może to wystarczy? Może nie jestem złą córką, tylko człowiekiem, który musiał podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu?

Czy naprawdę zasługuję na potępienie? A może to inni boją się przyznać, że sami nie daliby rady? Czasem zastanawiam się, ile jeszcze takich historii rozgrywa się po cichu w polskich domach. Czy ktoś z was też musiał wybierać między sobą a rodziną?