Zbyt ufny mąż i buteleczka trucizny – historia z warszawskiej kamienicy

Już pierwszego dnia po pogrzebie mojego męża wiedziałam, że coś się zmieniło. Nie chodziło tylko o pustkę w sercu – tę znałam już od miesięcy, kiedy chorował. Chodziło o spojrzenia mojej synowej, o milczenie syna, o to, jak cicho zamykał za mną drzwi do mojego pokoju.

Nazywam się Jadwiga Nowicka. Mam 68 lat i całe życie mieszkałam w tej samej kamienicy na warszawskiej Ochocie. Mój mąż, Wiktor, był nauczycielem matematyki, człowiekiem spokojnym i dobrym. Syn, Tomasz, odziedziczył po nim łagodność i łatwowierność. Może aż za bardzo.

Po pogrzebie Tomasz powiedział: „Mamo, nie możesz być sama. Zostaniemy z tobą na jakiś czas.” Jego żona, Patrycja, nawet nie próbowała udawać entuzjazmu. Przeciwnie – jej usta zacisnęły się w cienką linię.

Pierwsze tygodnie były trudne. Patrycja przejęła kuchnię i łazienkę. Zmieniła ustawienie mebli w salonie, wyrzuciła stare firanki – „bo śmierdzą starością” – i kupiła nowe, szare zasłony. „Nowoczesność ci się przyda, Jadwigo” – rzuciła z przekąsem.

Tomasz próbował łagodzić sytuację. „Patrycja chce dobrze, mamo. Chce ci pomóc.”

Ale ja czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Zaczęłam zapominać rzeczy: gdzie położyłam klucze, czy wyłączyłam żelazko. Czasem budziłam się w środku nocy z uczuciem paniki – nie wiedziałam, gdzie jestem.

Pewnego dnia Patrycja weszła do mojego pokoju bez pukania.
– Jadwigo, musisz zacząć brać te witaminy. Jesteś rozkojarzona, a Tomasz się martwi.
Podała mi małą buteleczkę z przezroczystym płynem.
– To krople na pamięć. Sama biorę.

Nie chciałam jej urazić. Wzięłam buteleczkę i schowałam do szuflady.

Wieczorem usłyszałam ich rozmowę przez cienką ścianę:
– Ona nie bierze tych kropli! – syknęła Patrycja.
– Daj jej czas – odpowiedział cicho Tomasz.
– Czas? My nie mamy czasu! Ile jeszcze będziemy tu siedzieć? Miało być szybko!

Serce mi zamarło. O czym oni mówią?

Następnego dnia Patrycja sama zrobiła mi herbatę. Usiadła naprzeciwko mnie i patrzyła uważnie, jak piję.
– Smakuje? – zapytała z uśmiechem.
– Trochę gorzka…
– To przez cytrynę.

Od tego dnia zaczęłam czuć się coraz gorzej. Byłam senna, miałam zawroty głowy. Zdarzało mi się zasnąć w fotelu na kilka godzin. Raz obudziłam się na podłodze w łazience – nie pamiętałam, jak tam trafiłam.

Zadzwoniłam do mojej siostry, Krystyny.
– Krysiu, coś jest nie tak. Czuję się coraz gorzej…
– Jadwigo, idź do lekarza! I nie bierz niczego od tej twojej synowej!

Zebrałam się w sobie i poszłam do przychodni. Lekarka spojrzała na mnie z troską.
– Pani Jadwigo, wyniki są dziwne… Ma pani ślady jakiejś substancji uspokajającej we krwi. Czy bierze pani jakieś nowe leki?
Zamarłam.
– Nie… tylko te krople od synowej…

Lekarka kazała mi przynieść buteleczkę. Oddała ją do analizy.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Patrycja czekała w kuchni.
– Gdzie byłaś?
– U lekarza.
– Po co?
– Źle się czuję.
Patrycja spojrzała na mnie lodowato.
– Może to starość?

Wieczorem usłyszałam ich kłótnię:
– Ona coś podejrzewa! – krzyczała Patrycja.
– Przestań! To moja matka!
– Twoja matka? A my? Ile jeszcze będziemy tu mieszkać w tej ruderze? Miało być mieszkanie dla nas! Miałaś ją przekonać do domu opieki!

Zrozumiałam wszystko. Chcieli mnie wyeliminować – powoli, po cichu, żebym sama zgodziła się odejść albo…

Następnego dnia zadzwoniłam do Krystyny i poprosiłam ją o pomoc. Przyjechała natychmiast.
– Jadwigo, zabieram cię do siebie na kilka dni. Odpoczniesz.
Patrycja była wściekła.
– Nie możesz jej tak po prostu zabrać! Tomasz się martwi!
Krystyna spojrzała jej prosto w oczy:
– Tomasz może zadzwonić do matki, kiedy zechce. A ty zajmij się swoim życiem.

U Krystyny odzyskałam siły. Po tygodniu zadzwoniła lekarka:
– Pani Jadwigo, te krople to silny środek uspokajający. Nie wolno ich brać bez kontroli lekarza!

Wróciłam do mieszkania z Krystyną i prawnikiem. Tomasz siedział przy stole ze spuszczoną głową. Patrycja stała przy oknie, blada jak ściana.
Prawnik wyjął dokumenty:
– Pani Jadwigo, czy była pani zmuszana do podpisania jakichkolwiek pełnomocnictw?
Patrycja wybuchła:
– To absurd! Chciałyśmy tylko pomóc!
Krystyna podniosła głos:
– Pomóc? Trucizną?
Tomasz spojrzał na mnie ze łzami w oczach:
– Mamo… ja nic nie wiedziałem…
Patrycja wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.

Tomasz został ze mną jeszcze kilka dni. Próbował przepraszać, tłumaczyć się swoją naiwnością.
– Mamo… ja naprawdę myślałem, że ona chce dobrze…
Patrzyłam na niego długo:
– Synu, czasem największym grzechem jest ślepa ufność wobec tych, których kochamy.

Dziś mieszkam sama. Krystyna odwiedza mnie często. Tomasz dzwoni rzadziej – chyba nie potrafi spojrzeć mi w oczy po tym wszystkim.

Czasem patrzę na tę małą buteleczkę stojącą na półce – zostawiłam ją sobie na pamiątkę. I pytam siebie: czy można nauczyć się ufać od nowa? Czy wybaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy zdrada przyszła od najbliższych?