Wybiorę cię, nawet jeśli cały świat będzie przeciwko nam – historia Magdy z podwarszawskiej Pragi

Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Pamiętam ten dźwięk do dziś – jakby ktoś zamknął przede mną cały świat. Stałam na klatce schodowej z walizką, a echo głosu ojca jeszcze dźwięczało mi w uszach: „Nie wracaj, dopóki nie przestaniesz się z nim zadawać!”

Miałam wtedy dziewiętnaście lat i wydawało mi się, że wiem wszystko o życiu. Wychowałam się na Pradze, w starej kamienicy, gdzie sąsiedzi wiedzieli o sobie wszystko, a plotki rozchodziły się szybciej niż zapach świeżo pieczonego chleba z piekarni na rogu. Ojciec był kierowcą autobusu, matka sprzątaczką w szkole. Nie mieliśmy wiele, ale zawsze było ciepło i swojsko. Do czasu.

Kiedy poznałam Pawła, świat nabrał kolorów. Był inny niż wszyscy chłopcy z naszej dzielnicy – spokojny, zamyślony, czytał książki i słuchał jazzu. Mój ojciec od razu go znienawidził. „To nie jest chłopak dla ciebie! On cię tylko wykorzysta!” – powtarzał. Ale ja byłam uparta. Może za bardzo.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Ojciec siedział przy stole z butelką wódki i patrzył na mnie tym swoim twardym wzrokiem.

– Gdzie byłaś? – zapytał zimno.
– U Pawła. Oglądaliśmy film.
– U Pawła?! Ty chyba sobie żartujesz! – krzyknął i uderzył pięścią w stół. – Nie będziesz się szlajać z takim łajdakiem!

Matka próbowała mnie bronić, ale ojciec był nieugięty. W końcu chwycił moją walizkę i wyrzucił ją za drzwi.

– Jak wyjdziesz, nie wracaj! – powiedział.

Zostałam sama na klatce schodowej. Nikt nie otworzył drzwi, nikt nie zapytał, czy potrzebuję pomocy. Nawet mój młodszy brat Kuba tylko zerkał zza firanki.

Zamieszkałam u Pawła w jego kawalerce na Grochowie. Było ciasno, biednie, ale czułam się wolna. Przez pierwsze tygodnie byłam szczęśliwa – nikt mnie nie kontrolował, nikt nie krzyczał. Ale szybko okazało się, że życie na własną rękę to nie bajka.

Paweł pracował w księgarni za grosze, ja dorabiałam jako kelnerka w barze mlecznym. Często nie starczało nam na rachunki. Zdarzało się, że przez dwa dni jedliśmy tylko chleb z masłem i popijaliśmy herbatą z cytryną.

Pewnego dnia zadzwonił Kuba.

– Magda… tata jest w szpitalu. Znowu serce.

Serce mi zamarło. Chciałam pobiec do ojca, ale wiedziałam, że nie jestem tam mile widziana. Poszłam pod szpital i patrzyłam przez szybę na salę, gdzie leżał. Matka siedziała przy nim i płakała. Kuba zauważył mnie i wyszedł na korytarz.

– Czemu tu przyszłaś? – zapytał szeptem.
– Chciałam tylko zobaczyć, jak tata się czuje…
– Lepiej będzie, jak wrócisz do siebie. Tata nie chce cię widzieć.

Wróciłam do Pawła roztrzęsiona. On próbował mnie pocieszyć, ale czułam się coraz bardziej samotna. Zaczęły się kłótnie o pieniądze, o przyszłość, o to, że nie mam kontaktu z rodziną.

– Magda, musisz pogodzić się z ojcem – mówił Paweł.
– On nigdy mnie nie zaakceptuje! Nigdy cię nie zaakceptuje!
– Ale ja cię kocham…
– To nie wystarczy!

Z czasem zaczęliśmy się od siebie oddalać. Paweł coraz częściej wychodził wieczorami z kolegami z pracy. Ja zostawałam sama w pustym mieszkaniu i płakałam w poduszkę.

Któregoś dnia dostałam wiadomość od matki: „Tata chce z tobą porozmawiać.”

Pojechałam do rodzinnego domu z bijącym sercem. Ojciec siedział przy stole, blady i wyraźnie zmęczony chorobą.

– Usiądź – powiedział cicho.
Usiadłam naprzeciwko niego.
– Wiesz… może byłem za surowy – zaczął powoli. – Ale bałem się o ciebie. Nie chciałem, żebyś skończyła jak twoja ciotka Basia…
– Ciotka Basia? Przecież ona mieszka w Niemczech!
– Tak, ale zanim wyjechała… dużo przeszła przez złych ludzi.

Milczeliśmy przez chwilę.
– Tato… ja kocham Pawła – powiedziałam cicho.
– Może kiedyś go poznam…

Wyszłam stamtąd z nadzieją w sercu. Zadzwoniłam do Pawła:
– Tata chce cię poznać!
– Serio? To świetnie!

Umówiliśmy się na niedzielny obiad u rodziców. Paweł był spięty jak nigdy wcześniej. Ojciec patrzył na niego spod byka przez cały czas, ale nie powiedział ani jednego złego słowa.

Po obiedzie ojciec poprosił Pawła na rozmowę do drugiego pokoju. Siedziałam z matką w kuchni i drżałam ze strachu.

Po pół godzinie Paweł wyszedł blady jak ściana.
– Co się stało? – zapytałam szeptem.
– Twój ojciec… powiedział mi kilka rzeczy do przemyślenia.

Nie chciał mówić więcej. Od tego dnia zaczął się zmieniać – był zamknięty w sobie, unikał rozmów o przyszłości.

Pewnej nocy wrócił późno i powiedział:
– Magda… ja chyba nie dam rady tak żyć. Twój ojciec ma rację – nie jestem dla ciebie odpowiedni.
– Co ty wygadujesz?!
– Przepraszam…

Spakował swoje rzeczy i wyszedł bez słowa pożegnania.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu na Grochowie. Przez kilka tygodni żyłam jak we śnie – chodziłam do pracy, wracałam do domu i patrzyłam w ścianę. Nikt do mnie nie dzwonił, nikt nie pytał, czy żyję.

Któregoś dnia Kuba przyszedł do mnie niespodziewanie.
– Magda… wróć do domu. Mama tęskni za tobą. Tata też… choć nigdy się do tego nie przyzna.

Wróciłam na Pragę z podkulonym ogonem. Ojciec patrzył na mnie bez słowa przez kilka dni, aż pewnego wieczoru usiadł obok mnie na kanapie.
– Wiesz… czasem trzeba coś stracić, żeby docenić to, co się miało – powiedział cicho.

Minęły lata. Dziś mam trzydzieści dwa lata i własną rodzinę – męża Michała i córkę Zosię. Z Pawłem nigdy więcej się nie spotkałam. Ojciec odszedł dwa lata temu po ciężkiej chorobie serca. Do końca życia żałował naszej kłótni.

Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: co zrobię, jeśli kiedyś pokocha kogoś, kogo ja nie zaakceptuję? Czy będę potrafiła być mądrzejsza niż mój ojciec?

Czy warto było wybrać miłość ponad rodzinę? Czy można odzyskać spokój po tylu latach walki? Może wy mi odpowiecie…