Wszystko, co zostało po mnie: Opowieść o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż echo odbiło się po całym mieszkaniu. Stałam w przedpokoju z walizką w ręku, a łzy spływały mi po policzkach. – „Nie wracaj!” – usłyszałam jeszcze głos mojej matki zza zamkniętych drzwi. To był ten moment, kiedy zrozumiałam, że nie mam już domu. Nazywam się Kinga Majewska i właśnie wtedy zaczęła się najtrudniejsza część mojego życia.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Miałam trzydzieści cztery lata, dwójkę dzieci – Olę i Filipa – i męża, Pawła, z którym byłam od studiów. Pracowałam jako pielęgniarka na oddziale onkologii w szpitalu w Łodzi. Byłam zmęczona, ale dumna z tego, co robię. Paweł prowadził własną firmę budowlaną, a dzieci chodziły do szkoły niedaleko naszego bloku. Żyliśmy zwyczajnie – może nawet szczęśliwie, choć coraz częściej miałam wrażenie, że coś się między nami psuje.
Najpierw były drobiazgi: Paweł coraz częściej wracał późno do domu, tłumacząc się „robotą na budowie”. Znikał na weekendy pod pretekstem delegacji. Przestał mnie przytulać na dobranoc. Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, ale nie miałam dowodów. Moja mama powtarzała: – „Kinga, nie wymyślaj. Każdy facet czasem potrzebuje oddechu”.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Anita – moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki. – „Musimy się spotkać” – powiedziała drżącym głosem. Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Piotrkowskiej. Siedziała już przy stoliku, blada jak ściana.
– Co się stało? – zapytałam zaniepokojona.
– Kinga… ja… ja muszę ci coś powiedzieć…
– No mów!
– Ja… spałam z Pawłem.
Świat mi zawirował. Najpierw myślałam, że to jakiś żart. Potem przyszła złość – taka, jakiej nigdy wcześniej nie czułam.
– Jak mogłaś?! Ty… ty byłaś moją przyjaciółką! – krzyknęłam przez łzy.
– Przepraszam… To był tylko raz… On był taki samotny…
Wybiegłam z kawiarni i przez godzinę błąkałam się po mieście. Wróciłam do domu późno w nocy. Paweł siedział w salonie przed telewizorem.
– Gdzie byłaś? – zapytał obojętnym tonem.
– Wiesz dobrze gdzie! – rzuciłam mu w twarz. – Wiem o wszystkim! O tobie i Anicie!
Nie zaprzeczył. Po prostu spuścił głowę.
– Kinga… To był błąd…
– Błąd?! Ty nazywasz to błędem?!
Dzieci obudziły się od krzyków. Ola zaczęła płakać, Filip schował się pod kołdrą. W jednej chwili cała nasza rodzina rozpadła się na kawałki.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł próbował przepraszać, przynosił kwiaty, gotował kolacje, ale ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Anita dzwoniła codziennie, błagając o rozmowę. W końcu przestałam odbierać jej telefony.
Moja mama stanęła po stronie Pawła.
– Kinga, nie rób scen! Pomyśl o dzieciach! Każdemu może się zdarzyć…
– Mamo! On mnie zdradził! Z moją najlepszą przyjaciółką!
– Ale przecież cię kocha…
Czułam się zdradzona przez wszystkich. Nawet własna matka nie potrafiła mnie wesprzeć.
W pracy też nie było łatwo. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Widzisz ją? Podobno mąż ją zdradził…
– Z Anitą? Niemożliwe!
Zaczęłam zamykać się w sobie. Pracowałam na dyżurach po dwanaście godzin, żeby tylko nie wracać do domu. Dzieci coraz częściej zostawały u mojej mamy.
Pewnego dnia Paweł przyszedł do mnie do szpitala.
– Musimy porozmawiać – powiedział cicho.
Usiedliśmy na ławce przed wejściem.
– Kinga… Ja naprawdę żałuję tego wszystkiego. Chcę to naprawić.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
– Proszę… dla dzieci…
Patrzyłam na niego i widziałam człowieka, którego kiedyś kochałam najbardziej na świecie. Ale teraz był mi obcy.
Wróciłam do pustego mieszkania i zobaczyłam kartkę na stole:
„Kinga, zabrałem dzieci do mamy na weekend. Odpocznij. Paweł”
Zamiast odpocząć, przesiedziałam całą noc płacząc i przeglądając stare zdjęcia z naszego ślubu. Próbowałam sobie przypomnieć momenty szczęścia, ale wszystko wydawało się kłamstwem.
Po miesiącu podjęłam decyzję: rozwód.
Paweł nie protestował. Dzieci płakały, mama krzyczała:
– Zniszczysz im życie!
Ale ja wiedziałam, że nie mogę żyć w kłamstwie.
Rozwód ciągnął się miesiącami. Walczyliśmy o mieszkanie, o alimenty, o opiekę nad dziećmi. Każda rozprawa była jak otwieranie świeżej rany.
Najgorsze przyszło później – kiedy zostałam sama w pustym mieszkaniu. Dzieci były u Pawła co drugi weekend. Cisza bolała bardziej niż krzyki podczas kłótni.
Któregoś dnia zadzwoniła Anita.
– Kinga… proszę… musimy porozmawiać…
Chciałam rzucić słuchawką, ale coś mnie powstrzymało.
Spotkałyśmy się w parku.
– Przepraszam cię… Wiem, że nie zasługuję na przebaczenie…
Patrzyłam na nią długo w milczeniu.
– Dlaczego? – zapytałam cicho.
– Byłam samotna… zazdrościłam ci wszystkiego…
– I dlatego musiałaś mi to zabrać?
Anita rozpłakała się jak dziecko.
Nie wiem dlaczego, ale wtedy poczułam ulgę. Może dlatego, że zobaczyłam jej słabość? Może dlatego, że wiedziałam już, że nigdy nie będziemy przyjaciółkami?
Minęły dwa lata od rozwodu. Dzieci dorastają szybciej niż bym chciała. Filip zaczął grać w piłkę nożną, Ola maluje obrazy i marzy o ASP. Paweł ma nową partnerkę – podobno jest szczęśliwy. Ja nauczyłam się żyć sama ze sobą.
Czasem spotykam Anitę na ulicy – mijamy się bez słowa. Mama pogodziła się z moją decyzją dopiero wtedy, gdy zobaczyła jak bardzo cierpiałam.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie na nowo. Ale czy można jeszcze kiedyś zaufać drugiemu człowiekowi? Czy wy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę?