Wiedziałam, że zadzwonisz, mamo… Ale nie spodziewałam się tego, co usłyszę

Wiedziałam, że zadzwonisz, mamo… Ale nie spodziewałam się, że ten telefon zmieni wszystko. Był środek listopada, szare popołudnie, a ja siedziałam na wykładzie z prawa cywilnego na Uniwersytecie Warszawskim. Telefon zawibrował w kieszeni płaszcza. Spojrzałam na ekran – „Mama”. Odrzuciłam połączenie, ale po chwili znów zadzwonił. Wykładowczyni spojrzała na mnie z irytacją.

– Pani Nowicka, jeśli to coś pilnego, proszę wyjść – powiedziała chłodno.

Wyszłam na korytarz, czując narastający niepokój. – Halo? – szepnęłam.

– Kinga… musisz natychmiast wrócić do domu – głos mamy był roztrzęsiony, obcy. – Tata miał zawał. Jest w szpitalu. Nie wiem, czy przeżyje.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. – Gdzie? W którym szpitalu?

– Na Banacha. Proszę, przyjedź…

Nie pamiętam, jak wybiegłam z uczelni. Wpadłam na koleżankę z roku.

– Kinga! Co się stało?

– Tata… szpital… – wydukałam i pobiegłam dalej.

W tramwaju do szpitala ręce mi się trzęsły tak bardzo, że nie mogłam wysłać wiadomości do brata. Wysiadłam przystanek wcześniej i biegłam przez deszcz, czując jak łzy mieszają się z kroplami na twarzy.

Na oddziale intensywnej terapii mama siedziała skulona na plastikowym krześle. Wyglądała na starszą o dziesięć lat.

– Mamo…

– Kinga… – przytuliła mnie mocno. – Lekarze mówią, że jest bardzo źle.

Usiadłyśmy razem w milczeniu. Po godzinie wyszedł lekarz.

– Pani Nowicka? Niestety… pański mąż zmarł o 16:40. Przykro mi.

Świat się zatrzymał. Mama osunęła się na podłogę, ja zaczęłam krzyczeć. Ktoś podał mi wodę, ktoś inny koc. Wszystko było jak przez mgłę.

Po pogrzebie tata nie wrócił do domu – to oczywiste – ale mama też jakby zniknęła. Siedziała całymi dniami w fotelu, patrząc w okno. Brat, Michał, wrócił z Anglii tylko na tydzień i zaraz pojechał z powrotem do swojej narzeczonej.

Zostałyśmy same w naszym dużym mieszkaniu na Ochocie. Zaczęły się codzienne kłótnie o wszystko: o to, kto ma zrobić zakupy, kto zapłaci rachunki, kto powinien zadzwonić do babci.

– Kinga, nie rozumiesz! Ja całe życie poświęciłam dla tej rodziny! – krzyczała mama pewnego wieczoru.

– A ja? Myślisz, że dla mnie to łatwe? Straciłam ojca! – odkrzyknęłam.

– Ty zawsze myślisz tylko o sobie! Nawet teraz!

Trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na klatkę schodową. Siedziałam tam godzinę, zanim wróciłam do mieszkania. Mama już spała na kanapie w salonie.

Minęły tygodnie. Zaczęły przychodzić listy z banku – tata miał kredyt hipoteczny, o którym nikt nie wiedział. Mama coraz częściej płakała po nocach.

Pewnego dnia znalazłam ją przy stole z butelką wódki.

– Mamo… co ty robisz?

– Chciałam być silna… ale nie umiem – wyszeptała i rozpłakała się jak dziecko.

Usiadłam obok niej i pierwszy raz od śmierci taty objęłyśmy się naprawdę mocno.

– Musimy sobie jakoś poradzić – powiedziałam cicho.

Zaczęłyśmy razem ogarniać sprawy spadkowe. Okazało się jednak, że tata miał jeszcze jedno konto bankowe… i regularnie przelewał pieniądze do jakiejś kobiety w Radomiu.

– Mamo… kto to jest Anna Krawczyk?

Mama pobladła. – To… to była jego dawna narzeczona. Myślałam, że już jej nie zna…

Zadzwoniłam pod numer z przelewu. Odebrała kobieta o ciepłym głosie.

– Dzień dobry, tu Kinga Nowicka…

Zapadła cisza.

– Wiedziałam, że kiedyś zadzwonisz – powiedziała Anna cicho. – Twój ojciec był dobrym człowiekiem.

– Dlaczego przelewał pani pieniądze?

– Bo mamy razem syna. Twój brat ma na imię Paweł.

Zamarłam. Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na mamę.

– Wiedziałaś?

– Domyślałam się… Ale nigdy nie miałam odwagi zapytać twojego ojca wprost.

Wybuchłam płaczem. Wszystko runęło jeszcze raz: obraz idealnej rodziny, wspomnienia z dzieciństwa, poczucie bezpieczeństwa.

Przez kolejne dni chodziłyśmy po domu jak duchy. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Ja zaczęłam szukać Pawła w mediach społecznościowych. Znalazłam go po tygodniu – był do mnie podobny jak dwie krople wody.

Napisałam: „Cześć Paweł. Jestem Kinga. Chciałabym porozmawiać.”

Odpisał po kilku godzinach: „Wiedziałem, że kiedyś się odezwiesz.”

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko Dworca Centralnego. Paweł był cichy, zamknięty w sobie.

– Tata czasem do mnie dzwonił – powiedział po chwili milczenia. – Ale nigdy nie miał odwagi przyjechać na moje urodziny.

Poczułam żal i gniew jednocześnie – do ojca, do mamy, do siebie samej za to, że przez tyle lat żyłam w kłamstwie.

Po powrocie do domu mama czekała na mnie w kuchni.

– Byłaś u niego?

– Tak. Jest moim bratem tak samo jak Michał.

Mama spuściła wzrok.

– Przepraszam cię za wszystko… Za to, że nie umiałam być lepszą matką po śmierci taty… Za to, że nie powiedziałam ci prawdy wcześniej…

Przez chwilę milczałyśmy obie ze łzami w oczach.

– Mamo… czy ty jeszcze kochałaś tatę?

Spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.

– Kochałam go tak bardzo, że wybaczyłam mu wszystko… Nawet to dziecko z inną kobietą. Ale nigdy nie przestało boleć.

Przez następne miesiące próbowałyśmy odbudować naszą relację od nowa. Zaczęłyśmy chodzić razem na spacery po Polu Mokotowskim, gotować wspólne obiady w niedzielę i rozmawiać o wszystkim – nawet o tym najtrudniejszym.

Michał wrócił na Wielkanoc i dowiedział się o Pawle przypadkiem podczas rodzinnej kłótni przy stole.

– To jakiś żart?! – krzyczał na mamę i na mnie jednocześnie. – Całe życie żyłem w kłamstwie?!

Wybiegł trzaskając drzwiami i przez kilka tygodni nie odbierał telefonu ani ode mnie, ani od mamy.

W końcu napisał mi SMS-a: „Może kiedyś ci wybaczę.”

Dziś minął rok od śmierci taty. Spotykamy się czasem wszyscy razem: ja, mama, Paweł i nawet Michał powoli zaczyna wracać do rodziny. Nadal boli mnie to wszystko, ale wiem już jedno: prawda boli tylko przez chwilę, a kłamstwo rani całe życie.

Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to coś więcej? Co wy myślicie?