W tej rodzinie nie znajdziesz swojego miejsca – historia Anety

– W tej rodzinie nie znajdziesz swojego miejsca! – krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Bródnie. Stałam w przedpokoju z walizką w dłoni, a serce waliło mi jak młotem. Tata siedział przy stole, bezradnie bawiąc się obrączką na palcu. Mój młodszy brat, Bartek, schował się za drzwiami swojego pokoju, udając, że go nie ma.

– Mamo, proszę… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi ruchem ręki.

– Nie mów do mnie „mamo”! Od dziś nie masz tu matki. Zawiodłaś nas wszystkich! – Jej oczy były czerwone od płaczu i gniewu.

– Elżbieta, może… – próbował tata, ale mama go uciszyła.

– Ty się nie wtrącaj, Krzysztof! Całe życie byłeś miękki wobec niej. To przez ciebie Aneta myśli, że wszystko jej wolno!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam coś powiedzieć, wyjaśnić, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. W głowie miałam tylko jedno: „Gdzie ja teraz pójdę?”.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Poznałam Wiktora na szkoleniu w pracy. Był starszy ode mnie o dwanaście lat, miał żonę i dwójkę dzieci. Wiedziałam, że to nie powinno się wydarzyć, ale zakochałam się bez pamięci. Wiktor mówił, że jego małżeństwo to fikcja, że od lat są z żoną tylko dla dzieci. Obiecywał rozwód i wspólne życie. Gdy dowiedziałam się o ciąży, świat zawirował.

Bałam się powiedzieć rodzicom. Wychowali mnie w przekonaniu, że rodzina to świętość. Mama zawsze powtarzała: „Nie rób wstydu rodzinie!”. Ale prawda wyszła na jaw szybciej niż sądziłam – sąsiadka zobaczyła mnie z Wiktorem w kawiarni i zaraz cała klatka huczała od plotek.

– Z żonatym facetem?! – wrzasnęła mama tamtego wieczoru. – I jeszcze w ciąży?! Jak mogłaś nam to zrobić?

– To moje życie… – wyszeptałam.

– Twoje życie? A nasze? A Bartka? Wiesz, co ludzie powiedzą? Że wychowaliśmy puszczalską!

Tata spuścił wzrok. Bartek zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Mama przestała ze mną rozmawiać. Tata próbował mnie pocieszać, ale robił to ukradkiem, jakby się bał, że mama go przyłapie na „zdradzie”.

Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam swoje rzeczy spakowane w kartony.

– Co to ma być? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Skoro wybrałaś swoje życie, to żyj je gdzie indziej – powiedziała mama lodowatym tonem.

– Nie możesz mnie wyrzucić!

– Mogę. I robię to dla twojego dobra. Może wtedy zrozumiesz, co zrobiłaś.

Tata stał obok i milczał. Bartek nawet nie wyszedł z pokoju.

Zadzwoniłam do Wiktora. Odebrał po kilku sygnałach.

– Kochanie… – zaczęłam płacząc.

– Aneta, jestem na spotkaniu. Oddzwonię później – powiedział szybko i się rozłączył.

Zostałam sama z walizką i kartonami na klatce schodowej. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Potem zadzwoniłam do przyjaciółki, Magdy.

– Przyjedź do mnie – powiedziała bez wahania.

U Magdy spędziłam pierwsze tygodnie wygnania z domu. Było mi wstyd przed jej rodzicami, którzy patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i dezaprobaty. Magda próbowała mnie pocieszać:

– Twoja mama kiedyś zmięknie. Każda matka w końcu tęskni za córką.

Ale mijały tygodnie i nic się nie zmieniało. Mama nie odbierała telefonów. Tata napisał raz SMS-a: „Dbaj o siebie”.

Wiktor coraz rzadziej dzwonił. Tłumaczył się pracą i problemami z żoną.

– Muszę najpierw wszystko poukładać – powtarzał.

Czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Ciąża postępowała, a ja nie miałam nawet własnego kąta. Magda wyjechała na studia do Krakowa i zostałam sama z jej rodzicami.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Danuta:

– Aneta, twoja mama jest uparta jak osioł, ale serce jej pęka. Może powinnaś napisać list?

Napisałam długi list do mamy. Opisałam wszystko: jak bardzo mi jej brakuje, jak bardzo tęsknię za domem i rodziną. Prosiłam o wybaczenie i choćby rozmowę.

Nie dostałam odpowiedzi.

W tym czasie Wiktor oznajmił mi przez telefon:

– Muszę wrócić do żony. Dzieci są za małe na taki szok… Przepraszam.

Świat mi się zawalił po raz drugi. Zostałam sama – bez domu, bez rodziny, bez ojca mojego dziecka.

Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka. Magdy rodzice zaczęli delikatnie sugerować, że powinnam poszukać innego miejsca.

Znalazłam pokój do wynajęcia u starszej pani na Pradze. Było ciasno i zimno, ale przynajmniej miałam dach nad głową.

Ciąża była coraz bardziej widoczna. W pracy patrzono na mnie z litością lub pogardą – plotki rozeszły się błyskawicznie.

Pewnego dnia spotkałam Bartka pod blokiem rodziców.

– Cześć… – powiedział niepewnie.

– Cześć… Jak tam?

– Mama mówi, że cię już nie ma… Ale ja wiem, że jesteś moją siostrą…

Popłakałam się przy nim pierwszy raz od miesięcy.

– Bartek… Tęsknię za tobą… Za domem…

Przytulił mnie mocno.

– Może kiedyś wszystko się ułoży…

Ale czy naprawdę mogło?

W dniu porodu byłam sama na porodówce. Nikt z rodziny nie przyszedł. Wiktor nawet nie zadzwonił. Urodziłam córeczkę – Zosię – i patrząc na nią wiedziałam jedno: muszę być dla niej wszystkim tym, czego sama nie dostałam od rodziny w najtrudniejszym momencie życia.

Po kilku miesiącach napisała do mnie mama:

„Chciałabym zobaczyć wnuczkę…”

Spotkałyśmy się w parku. Mama była sztywna i chłodna, ale łzy ciekły jej po policzkach gdy trzymała Zosię na rękach.

– Przepraszam cię… Nie umiałam inaczej…

Nie odpowiedziałam nic. Nie wiedziałam czy potrafię wybaczyć tak łatwo.

Dziś mieszkam sama z Zosią w małym mieszkaniu na Targówku. Pracuję dużo i ciężko, ale jestem wolna od cudzych oczekiwań i ocen. Czasem Bartek wpada na herbatę i przynosi czekoladę dla siostrzenicy. Mama dzwoni rzadko – rozmowy są sztywne i pełne niedopowiedzeń.

Często pytam siebie: czy rodzina to miejsce, gdzie zawsze znajdziesz schronienie? Czy może czasem trzeba ją sobie stworzyć od nowa?

A Wy? Czy kiedykolwiek czuliście się obcy we własnym domu?