W deszczowy wieczór października: historia o rodzinie, winie i przebaczeniu

W deszczowy wieczór października, kiedy wiatr szarpał gałęziami starych lip pod blokiem, a krople bębniły o parapet jakby chciały się wedrzeć do środka, siedziałam na podłodze w kuchni, oparta plecami o szafkę. W rękach ściskałam telefon, który przed chwilą upadł mi z drżeniem na płytki. Właśnie wtedy usłyszałam słowa, które rozdarły mnie na pół: „Mamo, tata odszedł. Zabrał rzeczy i powiedział, że już nie wróci.”

To była moja córka, Julia. Miała wtedy siedemnaście lat i głos jej drżał jakby była znowu małą dziewczynką, która boi się burzy. Ja, Anna Nowicka, kobieta po czterdziestce, zawsze starałam się być silna – dla niej, dla młodszego syna Kacpra, dla siebie. Ale tamtego wieczoru nie potrafiłam już udawać. Z oczu popłynęły mi łzy, których nie mogłam powstrzymać.

– Mamo, co teraz będzie? – zapytała Julia cicho przez słuchawkę.

Nie wiedziałam. Naprawdę nie wiedziałam. Przez głowę przelatywały mi obrazy: święta przy jednym stole, wspólne wakacje nad morzem, kłótnie o drobiazgi i te wszystkie chwile, które wydawały się takie trwałe. A teraz? Mój mąż, Tomasz, po dwudziestu dwóch latach małżeństwa po prostu wyszedł. Bez słowa wyjaśnienia.

Zebrałam się w sobie i wróciłam do salonu. Julia siedziała skulona na kanapie, a Kacper bawił się klockami na dywanie, nieświadomy jeszcze tego, co się stało. Usiadłam obok córki i objęłam ją ramieniem.

– Poradzimy sobie – wyszeptałam, choć sama w to nie wierzyłam.

Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Tomasz nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Teściowa dzwoniła codziennie z pretensjami:

– Anka, co ty mu zrobiłaś? Przecież Tomek nigdy by tak nie postąpił bez powodu! – krzyczała do słuchawki.

– Może zapytaj swojego syna – odpowiadałam zmęczonym głosem.

Ale ona wiedziała lepiej. Zawsze wiedziała lepiej. Nigdy mnie nie zaakceptowała – byłam „za zwyczajna”, „za mało ambitna”, „nie taka jak trzeba”.

Pewnego dnia przyszła do nas bez zapowiedzi. Wparowała do mieszkania jak burza i zaczęła przeszukiwać szafki w kuchni.

– Gdzie są jego rzeczy? – rzuciła oskarżycielsko.

– Nie wiem. Zabrał wszystko sam – odpowiedziałam spokojnie.

– Ty go wypchnęłaś! – syknęła. – Wiem, że to twoja wina!

Julia wybiegła wtedy z pokoju i trzasnęła drzwiami do swojego pokoju. Kacper patrzył na babcię wielkimi oczami.

– Babciu, dlaczego krzyczysz na mamę? – zapytał cicho.

Teściowa zamilkła na chwilę i wyszła bez słowa.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Aniu, przyjedźcie do nas na weekend. Odpoczniecie trochę – zaproponowała.

Pojechaliśmy. W rodzinnym domu poczułam się jak dziecko – bezpieczna i zaopiekowana. Mama upiekła szarlotkę, tata napalił w kominku. Julia rozmawiała z dziadkiem o studiach, a Kacper biegał po ogrodzie z psem. Przez chwilę wydawało się, że wszystko jest jak dawniej.

Ale kiedy wróciliśmy do mieszkania w Warszawie, rzeczywistość uderzyła ze zdwojoną siłą. Zaczęły przychodzić listy z banku – Tomasz zostawił nas z kredytem hipotecznym i niespłaconymi ratami za samochód. Musiałam znaleźć dodatkową pracę. Zaczęłam sprzątać biura wieczorami po swojej etatowej pracy w urzędzie miasta.

Julia zamknęła się w sobie. Przestała wychodzić z domu, zawaliła kilka sprawdzianów. Kacper zaczął moczyć się w nocy. Czułam się jak najgorsza matka świata.

Pewnego dnia zadzwonił Tomasz.

– Musimy porozmawiać – powiedział bez emocji.

Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie. Był blady i zmizerniały.

– Dlaczego? – zapytałam bez ogródek.

– Bo już cię nie kocham – odpowiedział cicho. – I… mam kogoś innego.

Zamarłam. Czułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

– Od kiedy? – spytałam przez zaciśnięte zęby.

– Od roku… To Iwona z pracy.

Iwona! Znałam ją – była na naszym ostatnim grillu! Śmiała się z moich żartów i przyniosła ciasto drożdżowe. Poczułam mdłości.

– Jak mogłeś?! – syknęłam przez łzy.

– Przepraszam… Nie chciałem cię ranić… Ale nie potrafię już żyć w kłamstwie.

Wyszłam z kawiarni bez słowa. Przez kilka dni nie jadłam, nie spałam. Julia znalazła mnie pewnej nocy płaczącą w łazience.

– Mamo… On nie jest tego wart – powiedziała cicho i przytuliła mnie mocno.

To ona dała mi siłę, żeby się podnieść. Zaczęłyśmy rozmawiać więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Kacper też powoli wracał do siebie – zapisałam go na terapię dziecięcą.

Ale to nie był koniec problemów. Teściowa zaczęła rozpowiadać po rodzinie i sąsiadach, że to ja rozbiłam małżeństwo. W sklepie spożywczym sąsiadka spojrzała na mnie z politowaniem:

– Szkoda dzieci… Ale wie pani, facet zawsze odejdzie tam, gdzie mu lepiej…

Chciało mi się krzyczeć ze złości i bezsilności. Ale milczałam.

Któregoś dnia Julia wróciła do domu zapłakana:

– Mamo… w szkole wszyscy już wiedzą… Koleżanki mówią, że tata zostawił nas przez ciebie!

Objęłam ją mocno i powiedziałam:

– Kochanie, ludzie zawsze będą gadać. Ważne jest to, co my wiemy o sobie nawzajem.

Z czasem nauczyłyśmy się żyć we trójkę. Było ciężko – finansowo i emocjonalnie. Czasem brakowało na rachunki, czasem płakałyśmy razem przy stole nad herbatą z cytryną. Ale byliśmy razem.

Po roku Tomasz zadzwonił ponownie:

– Mogę zobaczyć dzieci?

Zgodziłam się – dla nich. Spotkali się kilka razy w parku. Kacper był szczęśliwy, Julia chłodna i zdystansowana.

Pewnego dnia Tomasz przyszedł do nas do domu z Iwoną. Chciał „wszystko wyjaśnić”.

– Aniu… Przepraszam za wszystko… Chciałem tylko być szczęśliwy… Może kiedyś mi wybaczysz?

Spojrzałam mu prosto w oczy:

– Nie wiem czy potrafię wybaczyć… Ale muszę nauczyć się żyć dalej – dla siebie i dzieci.

Iwona spuściła wzrok i wyszeptała:

– Przepraszam panią…

Nie odpowiedziałam nic.

Dziś mija trzy lata od tamtego wieczoru październikowego. Nadal jestem sama, ale już nie czuję pustki. Julia studiuje psychologię na UW i mówi mi czasem:

– Mamo, jesteś najdzielniejszą kobietą jaką znam.

Kacper gra w piłkę nożną i śmieje się coraz częściej.

Czasem myślę o Tomaszu i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się odbudować życie od nowa po takim upadku? Może Wy znacie odpowiedź…